Nawet jeśli Premier League nie jest dziś najlepszą ligą świata i wygląda na to, że do tego statusu jej bardzo daleko, a hiszpańska Primera Division to światowy top, to Anglia będzie najlepszym kierunkiem dla "poszukiwaczy złota".
Od nowego sezonu w Anglii będzie obowiązywał nowy kontrakt telewizyjny, dzięki któremu tamtejsze kluby zdominują świat. Przynajmniej finansowo. Strony sportowej nie zagwarantuje nikt, bo przecież Anglicy już teraz mają przewagę nad resztą świata, tyle że nie potrafią jej wykorzystać. Jeszcze.
Dla Grzegorza Krychowiaka finał Ligi Europy z Liverpoolem był znakomitą okazją do przekonania Wyspiarzy o tym, że nie tyle będzie on przydatny, co niezbędny.
ZOBACZ WIDEO Finał Ligi Europy: Sevilla - Liverpool 3:1 (skrót meczu) (źródło: TVP)
{"id":"","title":""}
Anglicy z dziennika "The Telegraph" przypominają, że piłkarza od dwóch lat obserwują bardzo wnikliwie ludzie z Arsenalu Londyn i Manchesteru City. W tym czasie Polak zrobił nieprawdopodobny postęp.
Gdy w 2014 roku przechodził z francuskiego Reims do Sevilli, sam pytałem go, czy jest pewien tego ruchu. Był bardzo ryzykowny. Szybcy i techniczni Hiszpanie mogli wsadzić Polaka na karuzelę, z której spadłby na piłkarski margines. Ale on sam się nie przestraszył, bo doskonale wiedział, że ma "to coś", czyli wewnętrzną chęć odniesienia sukcesu. To coś, co cechuje wielkich zawodników.
Kilku świetnych piłkarzy wyjeżdżało na Zachód i nie byli w stanie się przebić. Za bardzo wierzyli w swój talent, nie mieli wystarczającej motywacji do pracy nad sobą, powoli znikali. Krychowiak jest zupełnie innym typem. Wciąż się rozwija, koryguje braki, jest świadomy swoich słabości.
W ciągu ostatnich lat niesamowicie rozwinął się w grze ofensywnej, co widać doskonale w meczach reprezentacji Polski. Bierze na siebie ciężar gry, chce dominować w środku pola, przejmuje rozgrywanie, rozstawia kolegów na boisku.
To dziś zawodnik, który sprawdziłby się w każdej drużynie świata. Po spotkaniu z Liverpoolem Polak dostał przeróżne noty, które tylko dowodzą, jak trudno ocenić jest defensywnego pomocnika.
Niemiecki "Kicker" ocenił go na 4, czyli uznał najgorszym zawodnikiem zespołu. Z kolei angielski "The Telegraph" dał mu "8" czyli... uznał najlepszym piłkarzem meczu. Wolimy wierzyć Anglikom. Zresztą, kto widział mecz, ten wie, że Krychowiak znowu był jedną z czołowych postaci, odgrywał istotną rolę w drużynie.
Krychowiak zawsze w meczach z Wyspiarzami czuł się doskonale. Nie krył, że jego idolem był Steven Gerrard. Jego ojciec ze śmiechem, ale i z dumą, podkreślał, że gdy zespół juniorów Bordeaux dostawał 10 żółtych, 9 z nich było dziełem jego syna.
W spotkaniu z Anglią, jeszcze za czasów Waldemara Fornalika, Krychowiak dał do zrozumienia, że to jest jego kierunek. Był jednym z głównych autorów naszego sukcesu w eliminacjach Euro 2016, w których, zwłaszcza w meczach z Irlandią i Szkocją, trzeba było w środku pola inteligentnego wojownika.
Jego rozwój jest niesamowity, ale chyba przyszedł czas na kolejny krok. Liga angielska wydaje się idealna dla piłkarza z Mrzeżyna. W Anglii zyska marketingowo. Chyba że Barcelona lub Real by się po niego zgłosiły, ale Sergio Busquets w Barcy jest nie do ruszenia, zaś Casemiro, od kiedy wskoczył do składu Realu, jest tam zdecydowanie postacią pierwszoplanową.
Poza tym cała liga angielska jest znacznie bardziej atrakcyjna pod względem marketingowym. Nawet jeśli Sevilla jest dziś lepsza niż większość angielskich klubów, to nigdy nie wyjdzie z cienia wielkiej dwójki.
Chyba nigdzie na świecie defensywny pomocnik nie ma takiego statusu jak właśnie w Anglii. A wiadomo, że Krychowiak ma zapędy, by stać się nie tylko piłkarzem na światowym poziomie, ale też maszyną marketingową.
ZOBACZ WIDEO Grzegorz Krychowiak: wierzyliśmy w swoje umiejętności (źródło: TVP)
{"id":"","title":""}