Guilherme dla "PN": To jest Legia, presja to norma

O kamieniach na drodze do piłkarskiej kariery i przeprowadzce z Ameryki Południowej do Europy w wieku 16 lat opowiedział "PN" jeden z najważniejszych piłkarzy nowych mistrzów Polski - Guilherme.

[b]

"Piłka Nożna": W Legii jesteś od dwóch i pół roku. W tym czasie zmieniłeś się jako piłkarz?[/b]

Guilherme: Tak, bardzo rozwinąłem się sportowo. Nie zmieniłem się jednak tylko jako zawodnik, ale też jako człowiek. Przez kontuzję niedługo po transferze przeżyłem bardzo ciężkie chwile. Zagrałem w dwóch meczach i zaczęły się problemy z kolanem. To była poważna sprawa. Znalazłem się w nowym miejscu, na innym kontynencie niż dom rodzinny i musiałem szybko dojrzeć. Takie momenty hartują. Wszystkiego co zrobiła dla mnie w tamtym czasie Legia, mam tu na myśli każdą osobę pracującą, tworzącą klub, nie zapomnę do końca życia. Osobiście był to dla mnie najtrudniejszy moment w życiu.

Na czym polegał ten przyspieszony kurs dojrzewania?

 - Ważną rolę odegrała rodzina, żona Ivy, wszyscy podtrzymywali mnie na duchu, a nie ukrywam, że miałem momenty słabości. Przezwyciężyłem je i to dało mi siłę. Wtedy w zespole było jeszcze więcej osób mówiących po portugalsku, na przykład Helio Pinto czy Dossa Junior, jednak przede wszystkim to był moment, w którym przekonałem się, że cała drużyna Legii jest rodziną. Kiedy jesteś daleko od domu i musisz poradzić sobie z tak poważną sytuacją, mogącą zadecydować o całej twojej przyszłości, doceniasz takie gesty. Bardzo ciężko pracowałem na to co osiągnąłem, dlatego jeszcze bardziej cieszę się z sukcesów, tego że mogę grać w piłkę. Jest takie powiedzenie, że kto nie sieje, ten nie zbiera... Od kiedy pamiętam założyłem sobie, że zostanę piłkarzem i podporządkowałem temu całe życie. To moja pasja, zainteresowanie, miłość. Przeprowadzka z Brazylii do Europy oznaczała pokonanie wielu trudności, kamieni na drodze do kariery. Takim kamieniem była kontuzja po przyjściu do Legii, okres w Bradze po powrocie z wypożyczenia.

Myślałem, że dojrzałeś, kiedy jako nastolatek przeprowadziłeś się z Ameryki Południowej do Europy.

 - Wtedy, za zgodą rodziców, wziąłem na siebie odpowiedzialność za decyzję i to do mnie należało powiedzenie: tak lub nie.

ZOBACZ WIDEO Gwiazdy podziękowały Bogusławowi Kaczmarkowi (źródło TVP)

{"id":"","title":""}

Nie miałeś jeszcze 18 lat.

 - Musisz zrozumieć, że to był dla mnie dar z nieba. Czułem, że taką szansę dostaje się raz w życiu i bałem się, że już się nie powtórzy. Wiedziałem, że muszę wyjechać. Rodzice bali się, to oczywiste, jak powiedziałeś, nie miałem jeszcze osiemnastu lat, niespełna siedemnaście. Martwili się, że jadę do obcego kraju, innej kultury, wiele się może wydarzyć. Dużo na ten temat rozmawialiśmy. Mama powiedziała: "idź swoją drogą. Jeśli ten wybór uważasz za słuszny, tak zrób". Nie chciałem, aby doszło do sytuacji, kiedy po dziesięciu latach miałbym żal do rodziców, że nie pozwolili mi spróbować. Myślenie co by było gdyby, towarzyszyłoby mi do końca życia.

Z perspektywy kilku lat jak patrzysz na to, że nie udało ci się zrobić kariery w Bradze? To Legia stała się twoim oknem na Europę.

 - Przejście do Legii było najmądrzejszym krokiem w mojej karierze. W Bradze dosyć szybko dostałem się do pierwszej drużyny i zaliczałem kolejne mecze. Potem trafiłem na wypożyczenie, gdzie grałem regularnie, utrzymywałem dobrą formę, byłem chwalony. Po sezonie wróciłem, ale nie miałem już miejsca w pierwszym zespole, a rezerwy mnie nie interesowały. W tym czasie Braga stała się wielkim klubem, który zagrał w finale Ligi Europy. Moje oczekiwania były jednak zupełnie inne - chciałem grać na poziomie ekstraklasy i to regularnie. Stwierdziłem, że muszę coś zrobić, nie chcę tracić czasu. Tak trafiłem do Legii.

To prawda, że interesowały się tobą Juventus Turyn i Manchester United?

 - Prawda. Zainteresowanie rzeczywiście było w czasie, kiedy grałem w Bradze. Jak mówiłem, wtedy była to już silna drużyna, z kilkoma reprezentantami Portugalii, oraz innych krajów. Na każdy transfer składa się bardzo wiele czynników: musi nastąpić odpowiedni czas, znaleźć się miejsce w klubie, chęć do sprzedaży piłkarza. Z jednej strony Braga była ogromną szansą, z drugiej - w tak silnym zespole trudno było mi się wyróżnić. Mnie się jednak udało.

Co dał ci czas spędzony w Bradze?

 - Do poważnego futbolu byłem wprowadzany przez gwiazdy, które wspaniale mnie przyjęły i zawsze służyły pomocą. Piłkarze doświadczeni, uczestnicy największych turniejów, wielcy ludzie. Takie osobowości jak na przykład Alan. Dzięki nim wszystko było dużo łatwiejsze, cały czas utrzymujemy kontakt.

Presja nakładana w Polsce na Legię jest tak silna, jak ta w Brazylii czy Portugalii?

 - Na całym świecie kibice są skrajni w poglądach, kiedy drużyna przegrywa jest najgorsza, gdy wygrywa - najlepsza. W praktyce tak nie jest. Legia nie była tak słaba, jak pisali czy mówili niektórzy, czasem też media używały zbyt wielkich słów. Kiedy jesteś w środku tego wszystkiego, patrzysz na te sprawy inaczej. Ale to normalne i nie należy się przejmować. We współczesnym futbolu o sukcesie często decydują niuanse, dlatego drużyny są często na zbliżonym poziomie, dodatkowo wszyscy pracują nad analizami i trudno czymś zaskoczyć. Podobnie jest na całym świecie. To jest Legia, presja to norma.

Jak porównałbyś stronę organizacyjną Legii do tego, co widziałeś w Portugalii?

 - Jeśli przenieślibyśmy dziś Legię do portugalskiej ekstraklasy, byłaby w dwójce największych klubów z Benficą Lizbona. Myślę o marce, stadionie, kibicach, atmosferze, poziomie organizacji i profesjonalizmie pracowników klubu.

Jaki to był sezon dla ciebie i dla klubu?

 - Dla mnie zdecydowanie najlepszy w karierze. Czuję, że bardzo rozwinąłem się jako piłkarz, dojrzałem, nigdy wcześniej nie strzeliłem w jednym sezonie tylu bramek, zaliczyłem takiej ilości kluczowych podań, zagrałem w aż ponad 50 meczach. Po prostu miałem bezpośredni udział w zdobywaniu przez Legię punktów, w zwycięstwach, w sięganiu po trofea. Osiągnęliśmy cele na ten sezon, to czego chcieli od nas kibice. Zdobyliśmy Puchar Polski, przed decydującym meczem z Pogonią Szczecin było dla mnie jasne, że musimy oddać, jak się mówi w Brazylii, własne skóry za walkę i zwycięstwo.

Legia w tym sezonie była silniejsza wydarzeniami z ubiegłego roku, kiedy w rundzie finałowej straciliście mistrzostwo Polski, czy doświadczeniem trenera Stanisława Czerczesowa?

 - Tym i tym. Kiedy przegrywa się tytuł w takim stylu, trzeba wyciągać wnioski na przyszłość, aby być mądrzejszym. Drużynie bardzo dużo dał trener Czerczesow, który podniósł nas ze straty dziesięciu punktów do lidera. Losy tytuły ważyły się do końca, jednak w meczu z Pogonią byliśmy panami sytuacji. Tytuł mistrzowski zależał od nas, a nie od wyników innych drużyn.

W tym sezonie wygrywaliście w najważniejszych meczach, co widać po wynikach w rywalizacji z Lechem Poznań czy po zdecydowanym zwycięstwie nad Piastem Gliwice. Nie zawsze w parze szedł za tym styl.

 - To był wyczerpujący sezon. Gramy o wiele więcej, o wiele częściej, niż inne drużyny w Polsce, i styl nie zawsze jest najważniejszy. Jest też tak, że meczu z Legią nie odpuści nikt. Zawsze musimy grać na maksa.

Podobno atmosfera w szatni Legii nie była tak dobra od dawna.

 - Nie chcę porównywać, ale na pewno teraz atmosfera jest bardzo dobra. Po pierwsze każdy z piłkarzy, którzy trafili do klubu zimą, Adam Hlousek, Kasper Hamalainen, Artur Jędrzejczyk, świetnie się wkomponował i czuję jakby był z nami już od dawna. Dużo żartujemy, jest wesoło.

Przez ostatnie dwa i pół roku poziom ekstraklasy podniósł się?

 - Myślę, że jest jednak podobny. Ekstraklasa jest trudną ligą do gry w piłkę: bardzo fizyczną, w której rywalizacja jest zawsze twarda, zacięta, trzeba się bardzo napracować, aby odnieść sukces. Co sezon zmieniają się też drużyny walczące o puchary i miejsca na podium, podobnie jak te walczące o utrzymanie. Nie mówię, że to źle, tak po prostu jest.

Jedną z najczęściej powtarzanych opinii o tobie jest uniwersalność. To od czasu kiedy u trenera Henninga Berga grałeś na lewej obronie, ale Czerczesow także zmienia ci pozycję, wystawiając między innymi na środku pomocy.

 - Kiedy grasz na jednej pozycji dobrych 20-30 meczów, jest dużo łatwiej. Występuję tam, gdzie jest potrzeba, to zawsze decyzja trenera i to szanuję. Jestem zawodowym piłkarzem i takie są reguły gry, przecież byłem wystawiany na lewej obronie, bo w zespole był problem z kontuzjami. Jako jego część mogłem pomóc i z tego się cieszę. Od siebie mogę powiedzieć tyle, że zdecydowanie najlepiej czuję się w ofensywie, na skrzydle.

W tym roku przypada stulecie istnienia Legii. Kibice na fazę grupową Ligi Mistrzów czekają od ponad 20 lat, jest to także cel właścicieli klubu. Zespół jest na to gotowy?

 - Jesteśmy na dobrej drodze. Dla całej Legii to jest cel numer jeden, tu nie ma dyskusji. To fantastyczny klub, z niesamowitą atmosferą, kibicami, którzy zawsze za nami stoją, i też dlatego jego miejsce jest w Lidze Mistrzów. Żeby się tam znaleźć potrzeba jakości. Nie chcę nikogo krytykować, do wszystkich w zespole mam szacunek i wymagam przede wszystkim od siebie, jednak jeśli chcemy grać przeciwko najlepszym i rywalizować z największymi klubami, sami musimy być jeszcze lepsi.

Za pomoc w tłumaczeniu wywiadu redakcja dziękuje Panu Adamowi Mieszkowskiemu.

Rozmawiał Michał Czechowicz 

Czytaj więcej w "PN"

Reprezentacja Anglii wygrywa w starciu finalistów Euro 2016 

Enrique: To był spektakularny finał sezonu

Michniewicz musiał odejść, bo w Szczecinie chcą ofensywnej Pogoni

Źródło artykułu: