Podobno od razu po przyjeździe zabrał się pan za nadrabianie zaległości taktycznych. O co chodziło?
Robert Lewandowski: - Zależało nam na czasie. Musiałem jak najszybciej dowiedzieć się, nad czym trener z kolegami z drużyny pracowali na zgrupowaniu przed moim przyjazdem. Gdzie powinienem się znajdować przy określonych zagraniach, stałych fragmentach gry.
Pana przyjazd do Arłamowa wywołał szaleństwo u kibiców. Spodziewał się pan aż tak gorącego powitania?
- Nie spodziewałem się, że będzie tu tak dużo ludzi. Przecież to hotel położony daleko od miast, od ruchu, myślałem, że będzie spokojnie. Ta sytuacja pokazała, jak popularna jest piłka nożna. Cieszę się, że mamy kontakt z kibicami, chociaż oczywiście nie uszczęśliwimy wszystkich. Jesteśmy tu po to, by trenować i odpowiednio przygotować się do Euro, a nie po to żeby cały czas rozdawać autografy i robić sobie zdjęcia. Szanujemy fanów i prosimy o szacunek.
Jest pan zmęczony sezonem?
- Końcówka rozgrywek jest zawsze najcięższa. Zdajemy sobie sprawę, że w trakcie meczu może przyjść jakieś dziesięć minut kryzysu, trzeba sobie z nim poradzić. Nie wydaje mi się, że jesteśmy przemęczeni. Trzeba zacisnąć zęby i pokazać swoje umiejętności. Przecież piłkarze każdej reprezentacji mają ten sam problem. Zresztą nie nazywałbym tego problemem, zmęczenie po sezonie ligowym to naturalny, stały element przed wielką imprezą. Do tej pory częściej żaliliśmy się, że mało gramy w klubach, teraz gramy dużo i dobrze.
ZOBACZ WIDEO Robert Lewandowski: to najlepsza reprezentacja Polski od lat (źródło TVP)
{"id":"","title":""}
Komu będzie pan kibicował w finale Ligi Mistrzów?
- Nie będę oglądał. Szkoda, że nie awansowaliśmy do niego z Bayernem. Wtedy dołączyłbym do reprezentacji z marszu, niemal od razu na pierwszy mecz w grupie na Euro. Teraz udało się jednak nawet znaleźć czas na trzy dni odpoczynku. Nie trenowałem, nic nie robiłem. To było mi potrzebne.
Czy obecna reprezentacja jest najlepszą, w jakiej pan występował?
- Tak, nie ma co ukrywać. Mamy olbrzymie możliwości. Wystarczy popatrzeć, w jakich gramy klubach i jakie odgrywamy w nich role. Mamy dużo większe doświadczenie i jak się te cegiełki pozbiera razem, to wychodzi naprawdę ciekawa drużyna. Poza tym ważna jest także atmosfera, dobrze czujemy się w swoim towarzystwie. Oczywiście, kiedy patrzy się na ranking, to nie możemy stwierdzić, że jedziemy do Francji po medal. Raczej będziemy atakować od tyłu, ale najważniejsze jest to, że nie pękamy. Nawet przed Niemcami.
Czujecie już presję?
- Najlepiej byłoby podejść do meczów na Euro, jak do każdego meczu ligowego, bo wiedzielibyśmy z jakim bagażem emocji to się wiąże. Ale to chyba będzie ciężkie, bo mistrzostwa, gra w reprezentacji, to jednak inny gatunek. Czy to zdenerwowanie, adrenalina czy podniecenie? Każdy musi sobie na to pytanie odpowiedzieć w środku i przekuć w coś dobrego. Wiemy, że to od nas wszystko zależy, czujemy presję przed zadaniem, jakie mamy do wykonania, ale tak naprawdę skupiamy się tylko na tym, by pokazać, na co nas stać. Zdenerwowanie może wywołać strach przed kolejną akcją. A bać się przecież nie można.
Podobno dzisiaj miał pan kontrolę antydopingową?
- Tak. I to przed ósmą rano! Doktor pukał tak długi i głośno, że musiałem otworzyć, chociaż w ogóle nie miałem na to ochoty, pospałbym godzinkę dłużej. A na poważnie: zabrakłoby mi palców u rąk, gdybym miał zliczyć, który to raz w tym sezonie. Po wyjściu z grupy w Lidze Mistrzów, badali nas niemal co dwa tygodnie.
Czy różni się obecna reprezentacja od tej z Euro 2012, kiedy zawiedliście na turnieju w Polsce?
- Jesteśmy mądrzejsi taktycznie. Technicznie też. Trudne doświadczenia bolą, ale też uczą. Euro w Polsce zmusiło nas do wyciągnięcia pewnych wniosków. Wtedy nie daliśmy sobie rady z tym wszystkim, z presją, z oczekiwaniami. Teraz jesteśmy po prostu lepsi.
Przed turniejem pojawiły się trzy pana biografie. Czytał pan wszystko?
- Nie mam czasu. Podchodzę do tego z dystansem, nie zaprzątam sobie głowy. Czytałem fragmenty i rzeczywiście parę sytuacji z mojego życia mi się przypomniało. Dawno o nich nie myślałem.
Notował w Arłamowie
Michał Kołodziejczyk
Czyżby podwójna prezerwatywa drewnianego przed odpadnięciem z eliminacji?