Artur Wiśniewski: Śmierć Rutki powinna dawać do myślenia

Informacja o śmierci Sławomira Rutki, jaka dotarła do mnie za pośrednictwem mediów, należy do gatunku tych, o których nie chciałoby się słyszeć. To nie pierwsza taka sytuacja, gdy odchodzi osoba, która powinna żyć nie tylko z racji młodego wieku, ale również usposobienia, kultury osobistej i stabilnego kręgosłupa moralnego. Ci, którzy nazywali bądź nazywają Rutkę handlarzem, wrzucając go do jednego wora z tymi, którzy tak ochoczo żywili się korupcją, nie mają bladego pojęcia o tym, co mówią.

Niestety w naszym środowisku dość wyraźnie ukształtował się pogląd, że biorący udział w korupcji dzielą się na tych, którzy powinni siedzieć długo oraz tych, którzy nigdy nie powinni wyjść zza kratek. Takie myślenie jest błędne. To, mówiąc najprościej, prymitywne wylewanie frustracji, nabrzmiałej skalą zjawiska korupcyjnego, jaka wyszła na jaw właściwie w niedawnym czasie.

Koronę bardzo słusznie zdegradowano z ekstraklasy. Sezon, w którym kielczanie wywalczyli awans do starej II ligi, był niemal w całości kupiony. Trener Dariusz Wdowczyk, m. in. w porozumieniu z Andrzejem Woźniakiem i Andrzejem Blachą, organizował "lewe" spotkania, wpływając na sędziów i obserwatorów i jednocześnie zapewniając Koronie zdobycze punktowe. Niemal wszyscy kibice zasiadający na trybunach stadionu przy ul. Szczepaniaka (a także innych obiektów) widzieli, że na murawie dzieją się piłkarskie jaja i że sprawa jest mocno śmierdząca. Kolejnym zdziwieniem było to, że wypłynęła ona dopiero po kilku latach.

Kadra kieleckiego zespołu zbudowana była na kilkunastu doświadczonych zawodnikach, ogranych w ekstraklasie, oraz na żółtodziobach, sprowadzonych w wyniku reformy rozgrywek, nakazującej desygnowanie każdorazowo do składu kilku młodych zawodników. W korupcję wciągnięci zostali wszyscy, nawet Brazylijczyk Hermes, który z językiem polskim miał tyle do czynienia, co ja z chińskim. W wyniku przymusu na sędziów składali się wszyscy, bez żadnego "ale". I tu zaczyna się problem.

Sławomir Rutka, Arkadiusz Bilski i wspomniany Hermes byli zawodnikami cieszącymi się w Kielcach największym uznaniem. Pierwszy już w przeszłości reprezentował barwy Korony i stał się poniekąd ikoną tego klubu. "Bilu" zawsze imponował walecznością na boisku, w dodatku doskonale uderzał z dystansu, zwłaszcza z rzutów wolnych. "Hermi" wylewał największe poty na murawie, w dodatku potrafił obsłużyć swych partnerów precyzyjnymi podaniami. Wszyscy trzej nie mogli spokojnie przejść po ulicy, bo co chwilę ktoś ich zatrzymywał, prosząc o podpis, czy też zdjęcie.

Gdy sprawa o korupcji w Koronie znalazła światło dzienne, wszyscy byli w szoku, że nawet ci znani i lubiani brali w niej udział. W Polsce w mgnieniu oka rozeszła się fama, że w Kielcach nie ma nawet jednego uczciwego piłkarza, a główny sponsor – firma Kolporter - postanowił definitywnie się wycofać. Właściwie poza nowym stadionem i paroma graczami ze starego składu w Kielcach nie pozostało nic. Mowa o jakichkolwiek ikonach klubu stała się w tamtym momencie abstrakcją.

Rutka, podobnie jak Bilski, przyznał się do winy (Hermes wciąż walczy, by udowodnić, że nie wiedział, na jakie cele są przeznaczane składki pieniędzy), wziął na siebie odpowiedzialność i uderzył się w pierś, z pokorą przyjmując karę oraz odchodząc z Korony. W środowisku kieleckim obaj piłkarze wciąż cieszyli się sporą sympatią wśród kibiców (podobnie jak Piotr Reiss w Poznaniu).

Mimo to doszło do tragedii. Rutka, który przeżywał równocześnie problemy osobiste i finansowe, dał się złamać. Postanowił targnąć się na swoje życie, a próba samobójcza, jakiej dokonał, okazała się skuteczna. Osierocił dwoje małych dzieci. Nie mam moralnego prawa oceniać go, pomimo iż wielokrotnie miałem przyjemność z nim rozmawiać i poniekąd poznać, jakim był człowiekiem i co sobą reprezentował. A reprezentował bardzo dużo, w przeciwieństwie do wielu innych piłkarzy.

Cechował się sporą charyzmą, godną pozazdroszczenia kulturą osobistą, a także przywiązaniem do barw klubowych. Trener Wdowczyk, czy Krzysztof Gajtkowski i trener Ryszard Wieczorek, którzy później pojawili się w Koronie (nie wspominając o prezesie Adamie Żaku), nawet w kilku procentach nie byli w stanie dorównać klasą Rutce. "Łyda" był ponad nimi o kilka poziomów, reprezentował zupełnie inną płaszczyznę. Był to człowiek, któremu mocniej ściskało się dłoń, a głowę przy powitaniu pochylało nieco niżej.

Tym bardziej szkoda, że człowiek tak lubiany i szanowany przez innych postanowił odebrać sobie życie. O motywach, jakimi się kierował, możemy co najwyżej dyskutować. Nie ma jednak wątpliwości, że presja wynikająca m. in. z odpowiedzialności za udział w korupcji okazała się zbyt duża na tego z pozoru silnego człowieka.

Dlatego warto zastanowić się dzisiaj, czy we własnych ocenach jesteśmy w pełni obiektywni i czy w ogóle mamy prawo - znając jedynie doniesienia medialne - wyrabiać sobie jednoznaczne zdanie. I samemu też sugerować, jakie kary powinny spotykać tych, którzy mimowolnie musieli w procederze uczestniczyć. W swoich osądach zapominamy często, że piłkarze ci do wielu rzeczy byli zmuszani, że tylko dzięki przyzwoleniu na tak masowe zjawisko mogli robić to, co kochali, czyli grać w piłkę oraz utrzymywać swoje rodziny.

Nie bronię za wszelką cenę piłkarzy maczających palce w korupcji. Należą im się oczywiście słowa krytyki. Ale w gronie zamieszanych spora rzesza osób to zwykłe pionki, marionetki w czyiś rękach; to ludzie uczciwi i po prostu dobrzy, którzy nie potrafili przeciwstawić się potężnej organizacji, niekiedy pewnie i w obawie o własne życie, nie mówiąc już o karierze piłkarskiej.

Liczę po cichu, że śmierć Rutki zmusi wszystkich do refleksji. Bo poszedł do grobu człowiek, który powinien żyć i któremu wciąż powinniśmy się kłaniać nisko, bez względu na popełniony grzech bezsilności.

Komentarze (0)