Jeden punkt w trzech meczach i brak choć jednej zdobytej bramki - już ta statystyka działa na wyobraźnię, ale skalę zapaści lepiej obrazuje szersze spojrzenie. W dziesięciu ostatnich potyczkach w Ekstraklasie (od początku rundy finałowej ubiegłego sezonu) Kolejorz wygrał zaledwie raz, a tylko w dwóch przypadkach trafiał do siatki rywala.
- O ubiegłym sezonie nie chcę już myśleć - mówił Łukasz Trałka, pytany czy obecne kłopoty nie są kontynuacją poprzednich. Od tego tematu nie da się jednak uciec, bo Lech przekracza kolejne granice, a problem jest dużo poważniejszy niż powtarzana jak mantra formułka o braku skuteczności. Zresztą o ile po spotkaniu z Zagłębiem Lubin takie słowa Jana Urbana można było uznać za przynajmniej częściowo uzasadnione, to już po ostatnim meczu z Jagiellonią Białystok stawianie sprawy w taki sposób byłoby zwyczajnie niepoważne. Opiekun Kolejorza nie silił się zresztą na podobne opinie - tak jak Jasmin Burić, który otwarcie przyznał, że nie można mówić jedynie o strzelaniu bramek, bo gdy one nie wpadają, trzeba przynajmniej lepiej bronić.
Główny problem Lecha jest jednak inny. To brak kreatywności. W spotkaniu z Jagiellonią próby ataków ekipy z Poznania były tak siermiężne, że momentami nie dało się ich oglądać. Publiczność w stolicy Wielkopolski nie jest raczej znana z przedwczesnego opuszczania stadionu, ale tym razem część kibiców nie wytrzymała i przy stanie 0:2 postanowiła udać się do domu. Na przestrzeni trzech meczów nowego sezonu w grze Lecha nie ma żadnego postępu, jest wręcz gorzej - można odnieść wrażenie, że kryzys się tylko pogłębia.
Być może fani Kolejorza byliby w stanie łatwiej przełknąć te kilka niepowodzeń, gdyby nie to jak fatalnie oceniają politykę transferową. Piłkarze, których klub sprowadził latem na razie nie spełniają oczekiwań, a pytania o kolejne wzmocnienia są zbywane twierdzeniem, że tak naprawdę ich nie potrzeba.
[b]ZOBACZ WIDEO: Syn znanego napastnika rozwija karierę piłkarską. Będzie lepszy od ojca?
[/b]
Jan Urban - podobnie jak niegdyś Mariusz Rumak - przyjął taktykę, by nie krytykować swoich piłkarzy - przynajmniej publicznie. To jeszcze można zrozumieć, ale jednym ruchem, który wykonał jeszcze przed meczem z Jagiellonią naraził się na śmieszność. - Powrót Marcina Robaka jest jak transfer - mówił. To absurdalne stwierdzenie zostało dokładnie zapamiętane i tuż po piątkowym pojedynku Urbana zapytano... jak ocenia debiut 34-latka.
Taka właśnie jest obecnie atmosfera wokół Lecha - drwiny pomieszane z niesmakiem i frustracją. Z jednej strony Jan Urban zapewnia, że cały czas trzeba głośno mówić o walce o mistrzostwo Polski, z drugiej jego drużyna prezentuje katastrofalną dyspozycję i zajmuje ostatnie miejsce w tabeli. Kibice tymczasem coraz częściej się zastanawiają, czy to kolejny kryzys, po którym nadejdą lepsze czasy, czy początek tendencji spadkowej. Dziś nie znamy jeszcze odpowiedzi na to pytanie, ale będą ją kształtować zarówno zawodnicy na boisku, jak i włodarze Kolejorza swoimi poczynaniami na rynku transferowym. Te powinien wymusić właśnie Urban, chyba że wierzy, iż obecna kadra pozwoli wyjść z zapaści, a jemu samemu uratuje posadę. Musi jednak pamiętać, jaki los spotkał rok temu Macieja Skorżę.