Niekorzystny wynik końcowy i pożegnanie z pucharem to jedno, ale piłkarze Sandecji potrafili docenić swoją boiskową postawę. - Walczyliśmy dzielnie, do samego końca. Nie opadliśmy z sił i stworzyliśmy sobie dużo dogodnych sytuacji, nawet w końcówce. Miałem dobrą okazję, piłka spadła mi pod nogi, ale strzał zablokował obrońca. Być może udałoby się uratować remis i walczyć w karnych? Cóż, nie udało się, ale całej drużynie należą się brawa - zaznaczył Bartłomiej Kasprzak.
23-letni pomocnik po raz trzeci w tym sezonie pojawił się na boisku i drugi raz w pierwszym składzie. Trener Radosław Mroczkowski wystawiał go od pierwszej minuty w meczach Pucharu Polski.
Kasprzak pokazał się z niezłej strony, występując w środku pola. Zawodnik podkreślił, że Sandecja doprowadzając do dogrywki nie myślała tylko o przetrwaniu do serii rzutów karnych. - Myślę, że było to widać na boisku. Śląsk strzelił nam bramkę w dogrywce i musieliśmy się jeszcze rzucić do ataku. W końcówce mieliśmy jeszcze kilka sytuacji, których nie udało się wykorzystać.
Jeśli I-ligowy zespół wcale nie odstaje od wyżej notowanego, bardziej utytułowanego rywala i przegrywa 1:2 po dogrywce, musi odczuwać niedosyt. - Nawet bardzo duży. Jeśli jest okazja pokazać się na tle drużyny z Ekstraklasy i jest tak blisko, to na pewno wielka szkoda, że to Śląsk gra dalej w Pucharze Polski - zakończył Bartłomiej Kasprzak.
ZOBACZ WIDEO Jerzy Śliwiński: Ta sprawa skończy się w sądzie (źródło TVP)
{"id":"","title":""}