Po wyjazdowym zwycięstwie 2:0 wydawało się, że wtorkowy wieczór w Warszawie będzie względnie spokojny. Nic z tych rzeczy! Legioniści po raz kolejny w tym sezonie udowodnili, że w formie po raz ostatni byli wiosną. W pierwszej połowie stworzyli zaledwie jedną klarowną sytuację i to po strzale z dystansu Adama Hlouska.
Płynnej gry, groźnych uderzeń i choć zalążka czegoś, co mogłoby wlać optymizm w serca kibiców nie oglądaliśmy w ogóle. Żal było patrzeć jak półamatorski zespół momentami prowadzi grę i sieje panikę w szeregach obronnych drużyny Besnika Hasiego. Każda wizyta gości w pobliżu pola karnego Arkadiusza Malarza wywoływała na trybunach pomruk niepokoju - zwłaszcza po tym jak na tablicy wyników zrobiło się 0:1. Zresztą okoliczności utraty tej bramki są dla gospodarzy kompromitujące. Kto krył Roberta Bensona? Legioniści najwidoczniej uznali, że nie ma takiej potrzeby i pozostawili na 12. metrze tyle miejsca, by zawodnik Dundalk mógł się rozpędzić i wykonać egzekucję.
Jeśli ktoś liczył, że w przerwie nastąpi otrzeźwienie, to był bardzo naiwny. Każda upływająca minuta potęgowała tylko konsternację, niedowierzanie i wielki strach na trybunach stadionu przy ul. Łazienkowskiej. Legia nie potrafiła wymienić kilku celnych podań i chociaż na chwilę uspokoić sytuacji na boisku. Irlandczycy natomiast rozochocili się na tyle, że uderzali nawet przewrotką. Na szczęście jednak zabrakło im umiejętności i nie zdołali zepchnąć mistrza Polski do piekła.
Nie zmienia to faktu, że Legia wciąż tkwi w zapaści, po 14 meczach nowego sezonu nie ma na koncie choć jednego, po którym mogłaby określić swoją postawę jako dobrą. Besnik Hasi wykonał cel, wprowadził mistrza Polski do fazy grupowej Ligi Mistrzów, lecz ten sukces - mimo że czekaliśmy na niego 20 lat - został osiągnięty w haniebnym stylu. Dziś trzeba się cieszyć - głównie z korzyści finansowych, które pozwolą klubowi dalej się rozwijać. Na tym jednak pozytywy się kończą. Strach pomyśleć jak będą wyglądać występy legionistów w fazie grupowej. Mogą tam wpaść choćby na Bayern Monachium, Barcelonę czy Real Madryt. Czy ktoś sobie wyobraża przebieg tych spotkań, jeśli zespół z Warszawy wciąż będzie prezentował obecną "formę"?
Besnik Hasi też powinien się martwić. Na razie ratują go tylko udane eliminacje Ligi Mistrzów. Jego ogólny bilans jest jednak tragiczny - cztery zwycięstwa, sześć remisów i cztery porażki. Sukces w fazie grupowej jest praktycznie nierealny i za chwilę zwiększy się znaczenie wyników w Lotto Ekstraklasie. Jeśli Albańczyk ich nie poprawi, to może popracować w Warszawie krócej niż Stanisław Czerczesow, którego zresztą wspomina się z coraz większym rozrzewnieniem, bo tak słabej Legii nie widziano od dawna!
ZOBACZ WIDEO "Nie wiem czy zostanę". Antiga w samochodzie SPORT.TVP.PL (źródło TVP)
{"id":"","title":""}