Tomasz Dzionek: Dlaczego Polacy nie chcą organizować Euro 2012?

Odkąd z ratusza w walijskim Cardiff doszła do kraju radosna wiadomość o wyborze Polski wspólnie z Ukrainą na organizatorów Mistrzostw Świata w piłce nożnej w 2012 roku, kraj opanował ogromny entuzjazm i satysfakcja. Gdy uzasadniony optymizm opadł pojawiły się typowo polskie marudzenia i narzekania. Brak wiary w możliwość zdążenia z budową zaplanowanych obiektów, pogłębiają co rusz mało racjonalne publikacje.

Tomasz Dzionek
Tomasz Dzionek

Polak i Polska oczami Polaka

Powszechnie uważa się, że Polska to kraj maruderów i tetryków, którzy nie potrafią wykorzystać ogromnego potencjału swojej ojczyzny. Polak to leń, narzekający odwiecznie na niskie zarobki, wymagającego szefa, brak darmowej herbaty w biurze, zbyt małą ilość urlopów, wysokie ceny papierosów i paliwa. Polak dzień w pracy zaczyna się od przeczytania gazetki, wypicia kawki ze współwięźniami kapitalistycznej korporacji, poplotkowania o ostatniej przykrótkiej spódniczce Dody, czy dywagacji na temat heroicznej walki Jana Marii Rokity z niemieckimi liniami lotniczymi. W trakcie pracy działając według sławetnej maksymy "tak robić, żeby się nie narobić", wegetuje się od fajrantu do fajrantu opierając o szpadel czekając na upragniony koniec pracy. W drodze powrotnej do domu dyskutuje się z towarzyszami niedoli o wyczerpującym jak zwykle dniu. Z racji tego, że dość regularnie media żywią nas sensacyjnymi informacjami o odebraniu Polsce prawa do organizacji Euro 2012, ten temat również jest dość popularny. Powtarzając za tytułami prasowymi większość uważa, że za trzy lata w miejscach, gdzie miałby stanąć stadiony i hotele nadal będzie szczere pole, a zamiast autostrad w pośpiechu domaluje się kolejne pasy, by z wąskiej drogi krajowej zrobić dwupasmową ekspresówkę. Mało kto wierzy w sukces, bo Polacy to przecież nieroby, lenie i kombinatorzy.

Z biegiem czasu zamiast być dumnym z możliwości organizowania jednego z najważniejszych imprez sportowych na świecie, traktujemy ów przywilej za kolejny niepotrzebny i niewygodny obowiązek. Ciągłe informacje dotyczące zakusów innych państw na organizację Euro 2012 tylko potwierdzają powszechny brak wiary w sukces. Nie bez znaczenia pozostaje fakt totalnej ignorancji w Polskim Związku Piłki Nożnej, okupowanym przez osoby, którym nie zależy ani na organizacji mistrzostw, ani na ogólnej poprawie kondycji polskiej piłki nożnej. Poziom futbolu pozostawia wiele do życzenia. Krajowa liga coraz bardziej oddala się od poziomu europejskiego. Uzbecki zespół było stać na kupno Rivaldo, a czeczeński Terek Grozny będzie wypłacał Cleberowi dwa razy wyższą pensję niż Wisła Kraków. Polscy piłkarze nie łapiący się nawet na ławkę rezerwowych w przeciętnych ligach szwajcarskich, amerykańskich, czy norweskich po powrocie do kraju stają się gwiazdami rodzimej ligi. Powodów do narzekań jest więc sporo, więc z nieukrywaną lubością każdy marudzi na potęgę.

Tu na razie jest ściernisko... i będzie jeszcze przez długi czas

W Warszawie choć uporano się z wietnamsko-białoruską koalicją targową i w końcu wybrano projekt stadionu, tempo prac nie powala na kolana. Jednoliniowe metro stołeczne jest obiektem kpin i żartów. Samo miasto pogrążone jest w długich i nie kończących się korkach ulicznych. Kolejne z miast, które dostąpiły zaszczytu bycia gospodarzem turnieju - Gdańsk, nie upora się na czas z budową hoteli. Zamiast tego proponuje się goszczenie przyjezdnych kibiców na zacumowanych w porcie statkach. Ci, którzy mają chorobę lokomocyjną rozbiją namioty w miejskich parkach. W miejscu, gdzie ma stanąć stadion nadal rośnie trawa i chaszcze. We Wrocławiu nie śmieją się z tempa prac gdańskiego stadionu, bo tam także nie wbito ani razu szpadla w ziemię. Choć arena zmagań piłkarzy w Poznaniu jest w zaawansowanej budowie, to kibice zarzucają wykonawcom projektu, że postawione już trybuny pękają i trzęsą się na meczach niemiłosiernie. Poza tym coraz bardziej odległe wydaje się porozumienie w sprawie budowy autostrady do granicy z Niemcami. Będący potencjalnie na liście rezerwowej Chorzów ma już stadion, ale komunikacja miejska jest w opłakanym stanie. Pod znakiem zapytania stoją także inwestycyjne drogowe. Przez wielu już skreślony Kraków także jest w trakcie budowy stadionu. Dużo niepokoju wniosły jednak ostatnie informacje o kiepskiej sytuacji strategicznego sponsora Wisły Kraków. Jednym słowem można stwierdzić, że jesteśmy w polu, czas leci nieubłaganie, a jakichkolwiek efektów pracy nie ma. Ale czy rzeczywiście?

Polska i Polak oczami cudzoziemca

Za granicą o Polakach się zbytnio nie mówi. W dzisiejszych czasach kryzys dopada zamożne kraje Europy Zachodniej i nikomu nie w głowie przygotowania do Mistrzostw Europy w piłce nożnej w odległej Polsce i Ukrainie. Dla większości Anglików, Francuzów, czy Włochów oba kraje organizujące turniej kojarzą się z wódką, mrozami i misiem polarnym. Wszelka ich wiedza na temat tych krajów niczym nie różni się od tej, jaką może się poszczycić każdy wódz namibijskiej wioski. Z racji modnej ostatnio emigracji zarobkowej i napływu taniej siły roboczej do Anglii, Irlandii i Skandynawii, Polaków uznaje się za sumiennych, pracowitych fachowców, potrafiących znacznie lepiej wykonywać swoje obowiązki od leniwych Anglików, czy Irlandczyków. Przyjeżdżający zaś do naszego kraju turyści są pod wrażeniem gościnności i uprzejmości uśmiechniętych Polaków. Ogólnie panującego marazmu, niezadowolenia i naburmuszenia jakoś nie potrafią zauważyć.

UEFA nie bez powodu wybrała właśnie Polskę i Ukrainę na gospodarzy najbliższych Mistrzostw Europy. Oba kraje charakteryzują się ogromnym i chłonnym rynkiem gospodarczym, stanowiącym rarytas dla wielkich korporacji i sponsorów tejże dyscypliny. Z racji tego, że włoski makaron już władzom UEFA zbrzydł, bo kosztują go od dawien dawna doszli więc słusznie do wniosku, iż najwyższy czas na białą kiełbasę i czerwony barszcz z uszkami. Lobbing Michała Listkiewicza okazał się sukcesem nie dlatego, że skumał on Josepha Blattera z jego już nieaktualną towarzyszką życia, lecz z powodu oczywistej opłacalności inwestycji wielu zainteresowanych firm. Za organizacją imprezy idą ogromne pieniądze i to one wpływają na decyzje władz UEFA.

Za granicą polskie doniesienia prasowe o chęci przejęcia pałeczki po nie mogących sobie poradzić z przygotowaniami Polakami i Ukraińcami przyjmuje się z lekkim zdziwieniem. Włochom na Euro wcale tak nie zależy, jak wielokrotnie sugerowali polscy dziennikarze. Poza tym cześć z Włochów nawet nie wie, gdzie leży Polska, i czy w tym kraju wydaje się w ogóle gazety. Gdy minęła moda na informacje dotyczące rezygnacji przez UEFA z Polski, spowodowanej rzekomymi opóźnieniami w pracach przygotowawczych, nagle zaczęto się pastwić nad niewinnymi Ukraińcami. Okazało się, że mimo wybudowania już dwóch stadionów w Doniecku i Dniepropietrowsku, w kilku miastach nie ma hoteli, lecz coś co przypomina górniczo-hutnicze noclegownie. Tak więc propozycje przejęcia organizacji mistrzostw ograniczyły się jedynie do strony ukraińskiej. Z oferty owego przejęcia mieli skorzystać Niemcy. Nawet szczęśliwie nam panujący prezes Grzegorz Lato oświadczył, iż rozmowy z zachodnimi sąsiadami są już na zaawansowanym etapie. Sęk tym, że strona niemiecka nic o tym nie słyszała. Na Zachodzie jakimikolwiek problemami związanymi z przygotowaniami do Euro 2012 nie interesuje się nawet pies z kulawą nogą. Poza tym decyzji o przejęciu tak wielkiej imprezy nie można podjąć z marszu. Państwa kandydujące do walki o organizację Euro przygotowywały się latami.

Do samego turnieju zostały trzy lata, więc nikt nie panikuje, że czegoś nie zdąży się zrobić. Opóźnienia w tak dużych przedsięwzięciach są normalnością. Portugalczycy ledwo zdążyli z budową wszystkich obiektów. Nie wspominając już o Grekach, którzy dzień przed otwarciem Igrzysk Olimpijskich w 2004 roku malowali na zielono trawę w wiosce olimpijskiej. Odwiedzający raz po raz Polskę i Ukrainę oficjele UEFA przytakują o dziwo z uznaniem na etap przygotowań poszczególnych inwestycji, a minister sportu Mirosław Drzewiecki zapewnia, że plan wykonywany jest w 100 proc. Nie ma więc żadnych powodów do obaw.

Puenta na opamiętanie

Dotychczasowe rezultaty przygotowań do Euro 2012, biorąc pod uwagę uprzednie założenia i plany, pozwalają spokojnie patrzeć w przyszłość. Jeśli władze UEFA nie mają żadnych zastrzeżeń do obecnie prowadzonych i jeszcze nawet nie zaczętych prac, to znaczy, że nie ma się czego obawiać. To oni wiedzą najlepiej, ile czasu potrzeba na przygotowanie się do turnieju. Każde spekulacje dotyczące ewentualnego przejęcia obowiązków Polski, czy Ukrainy ssą wyssanymi z palca tanimi sensacjami. Nie po to wyłania się organizatorów imprezy na pięć lat przed planowanym terminem, żeby w połowie tego okresu zmienić zdanie. Rewelacje polskich mediów przyjmowane są za granicą ze zdziwieniem. Tym bardziej, że póki co nikt się przygotowaniami do Euro 2012 nie interesuje. Nie mam wątpliwości, że mistrzostwa się odbędą, mimo nie ukończenia wielu inwestycji, zjeżdżający do kraju tłum fanów będzie miał gdzie nocować, zachwyci się urodą polskich dziewczyn, polską kuchnią, niskimi cenami dobrego piwka, polską zaradnością i organizacją, fenomenalnymi stadionami i pięknymi polskimi miastami, a także kapitalnym dopingiem polskich fanów futbolu.

Marudzenie nie ma najmniejszego sensu. Wmawianie sobie, że to nasza narodowa przywara jest totalnym nieporozumieniem. Przecież inni z zazdrością postrzegają nas jako nację radosną, przyjazną i uśmiechniętą. Pojawiające się co rusz w mediach informacje o rzekomym odebraniu Polsce, czy Ukrainie prawa do organizacji Mistrzostw Europy można tłumaczyć usilna chęcią zdobycia zainteresowania. Jednak powtarzanie tych bzdur przez obywateli jest niedopuszczalne. Impreza się odbędzie i będziemy z niej dumni. Mogę się o to śmiało założyć.

tomasz.dzionek@sportowefakty.pl

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×