Po ostatniej wygranej nad GKS-em Katowice piłkarze i sztab szkoleniowy GKS-u Tychy zebrali szereg gratulacji i pochwał. Wydawało się, że wygrana nad rywalem zza miedzy doda wiatru w żagle tyszanom. Nic bardziej mylnego. Choć GKS Tychy uznawany był za faworyta meczu w Pruszkowie, to z trzech punktów cieszyli się gracze Znicza.
Już w pierwszej połowie tyszanie mogli zapewnić sobie punkty. Najpierw jednak rzutu karnego nie wykorzystał Łukasz Grzeszczyk, a następnie pojedynek sam na sam z bramkarzem Znicza przegrał Jakub Świerczok. - Zdawaliśmy sobie sprawę, że to spotkanie nie będzie łatwe. Początek w naszym wykonaniu był spokojny, chcieliśmy wybadać jaki plan na ten mecz ma zespół Znicza. Między 20. a 30. minutą miały miejsce takie wydarzenia, jak niewykorzystany rzut karny, czy sytuacja sam na sam Jakuba Świerczoka, po czym w końcówce pierwszej połowy nasza gra się posypała - powiedział trener GKS-u, Kamil Kiereś.
ZOBACZ WIDEO: Robert Lewandowski o karnym: nie było zatrzymania (Źródło: TVP S.A.)
W pierwszym kwadransie drugiej połowy pruszkowianie zadali dwa ciosy, po których GKS Tychy już się nie podniósł i nie zdołał strzelić choćby kontaktowego gola. - Graliśmy nonszalancko, zbyt radośnie, łatwo nadziewaliśmy się na kontrataki. Tragiczny początek drugiej połowy - szybko straciliśmy dwie bramki, owszem mieliśmy później sytuacje, ale nie doszukiwałbym się w tym pozytywów. Gospodarze prowadzili, umiejętnie ustawili się przed własnym polem karnym i rozbijali nasze ataki - stwierdził Kiereś.
- Zarówno mnie jako trenerowi, jak i zawodnikom należy się krytyka za to spotkanie. Wynik pokazuje nam, że ten sezon będzie dla nas trudny - mamy pojedyncze, spektakularne zwycięstwa, ale brakuje stabilizacji formy, ciągu dobrych spotkań - zakończył szkoleniowiec tyskiego zespołu.