Gdy 27-letni obrońca, Adam Banaś w styczniu przechodził z Piasta Gliwice do Górnika Zabrze będąc oficjalnie mianowanym następcą weterana Tomasza Hajto, który przeniósł się do Łódzkiego Klubu Sportowego wielu znawców futbolu i kibiców z ironią pukało się w czoła. - Banaś, który ma na koncie 17. występów w ekstraklasie ma zastąpić Hajtę, który w ekstraklasie zagrał 170. razy ma go zastąpić na środku obrony i jeszcze utrzymać Górnika w ekstraklasie?! To chyba kpina - pisali fani Górnika na łamach jednego z serwisów kibiców.
Na zdrowy rozsądek taka zamiana to swego rodzaju szaleństwo, ale urodzony w Bytomiu defensor był pewien swoich umiejętności, co podkreślał także w rozmowie z naszym portalem: - Już wcześniej podkreślałem, że na pewno Tomka Hajtę trzeba szanować za to co zrobił dla Górnika i osiągnął w swojej piłkarskiej karierze. Był on wielkim graczem i jest nadal dobrym piłkarzem, ale tak jak mówię, przychodzę do Górnika jako Adam Banaś, zawodnik który też jest znany z twardej gry, nieustępliwości i będę starał się pokazać kibicom, że niczym nie ustępuje w swoich umiejętnościach Tomkowi, a nawet chciałbym pokazać, że potrafię grać od niego jeszcze lepiej - odważnie deklarował "Banan".
Swoje nieprzeciętne umiejętności obrońca górniczej drużyny pokazał już w debiucie w trykocie Górnika, który miał miejsce podczas Wielkich Derbów Śląska, jakie Trójkolorowi zagrali na Stadionie Śląskim z chorzowskim Ruchem. Przez całe spotkanie był bezbłędny na środku defensywy Górnika, a w 47. minucie spotkania strzałem z rzutu wolnego pokonał bramkarza Niebieskich, zapewniając tym samym Trójkolorowym końcowy triumf w starciu z rywalem zza miedzy. Już po tym meczu głosy wcześniejszych krytykantów zamieniły się w największych czcicieli. Ambitnemu Ślązakowi z Radzionkowa jednak było mało.
Dochodziła 80. minuta spotkania w ramach 19. kolejki ekstraklasy pomiędzy Górnikiem Zabrze i Arką Gdynia. Arbiter Włodzimierz Bartos z Łodzi podyktował dla gospodarzy rzut wolny. Do piłki ustawionej około 25-metrów od bramki strzeżonej przez Norberta Witkowskiego podszedł właśnie Banaś. Obok futbolówki stanęli też Damian Gorawski i Piotr Madejski. Kilka chwil później rozległ się gwizdek sędziego, Gorawski i Madejski krótko rozegrali między sobą piłkę, a jak z armaty huknął prawą nogą środkowy defensor 14-krotnych mistrzów Polski. Piłka po jego strzale nabrała niesłychanej rotacji i pewnie wpadłaby do siatki gdyńskiej drużyny, gdyby nie fakt, że w trakcie lotu musnęła rykoszetem jednego z obrońców Arki i zatrzymała się na poprzeczce bramki gości. Kilkanaście sekund po próbie obrońcy Górnika do wyrównania po zespołowej akcji doprowadził Robert Szczot.
Niefart strzelecki jednak nie zraził blondwłosego defensora drużyny z Roosevelta. W doliczonym czasie gry Górnik wywalczył rzut rożny. Do narożnika podszedł pewnym krokiem Damian Gorawski, dośrodkował piłkę w pole karne, a w ogromnym zamieszaniu piłka trafiła wprost pod nogi Adama Banasia. Ten bez chwili zastanowienia uderzył na bramkę gdynian, ale i tym razem szczęście mu nie dopisało, bo piłkę z linii bramkowej wybił kapitan Arki, Bartosz Ława. Chwilę później sędzia zakończył spotkanie, które zakończyło się ostatecznie remisem 2:2.