[b]
Korespondencja z Madrytu[/b]
Święto Atleti
Granada to nie jest rywal, który przyciąga tłumy kibiców na stadiony w Hiszpanii, ale Vicente Calderon przy okazji spotkania Atletico z outsiderem prawie się wypełniło. Powodem nie była klasa rywala podopiecznych uwielbianego przez fanów Los Colchoneros Diego Simeone, ale zjazd fanklubów. Obecnie Atleti ma takich 769, z czego 41 poza Hiszpanią, w tym oczywiście polski. Uroczystej atmosfery nie zepsuli piłkarze lidera Primera Division, choć przez 16 minut przegrywali…
Dla wielu kibiców Atletico z różnych zakątków kuli ziemskiej potyczka z Granadą stanowiła jedną z ostatnich okazji zobaczenia ulubieńców na Vicente Calderon. Ten sezon jest ostatnim, podczas którego Los Colchoneros rozgrywają domowe spotkania na wysłużonym obiekcie. Klub od premiery (2 października 1966, remis z Valencią) poszedł mocno do przodu. Wówczas Atletico miało 4 tysiące socios płacących składki, dziś ta liczba przekroczyła 90 tysięcy i stale rośnie. Część kibiców jest przeciwko przenosinom na nowy obiekt, ale nie będą mieli wyjścia. Nowy stadion jako pierwszy na świecie zostanie oświetlony ledami, za czym stoi koncern Philipsa, który ostrzy też sobie zęby na człon w nazwie. Nieoficjalnie na kolejny dom Atletico mówi się już Estadio La Peineta. Położenie blisko centrum i obok lotniska Barajas to duży atut. Klubowi udało się postawić stadion za dużo mniejsze pieniądze, bo firma FCC, potentat na hiszpańskim rynku budowlanym dostanie za to teren, na którym stoi Vicente Calderon i stary browar Mahou.
Najwięcej kłopotów władze Atletico mają z dogadaniem się z ratuszem Madrytu, bo trzeba zapłacić za ziemię, na której kończy się budowa La Peinety w granicach 40-80 milionów euro. Można się spodziewać zażartej walki o każde euro, ale i tak zmian już nikt nie zatrzyma. - Nie każdemu się to podoba, kibice rozumieją jednak, że Atletico potrzebuje nowoczesnego stadionu i lepszej frekwencji, by skutecznie rywalizować z Barceloną i Realem na krajowym podwórku i gigantami z Europy w Lidze Mistrzów - mówi Artur Zawadzki, Polak od kilkunastu lat mieszkający w stolicy Hiszpanii, socio Los Rojiblancos.
Po pechowej porażce karnymi w poprzednim sezonie w finale Ligi Mistrzów z Królewskimi Diego Simeone, uwielbiany szkoleniowiec Atletico podłamał się, głoszono nawet, że opuści klub, ale postanowił spróbować jeszcze raz. Po ośmiu kolejkach jego ekipa usadowiła się na czele Primera Division co napawa dumą fanów. Celem numerem 1 i obsesją szkoleniowca Los Colchoneros pozostaje triumf w Pucharze Europy, czyli w Lidze Mistrzów. Każde kolejne spotkanie w krajowych rozgrywkach piłkarze i trener Atletico traktują jako przetarcie przed wiosennymi zmaganiami na arenie międzynarodowej. Trudno przecież wyobrazić sobie, że Atletico nie awansuje do fazy pucharowej Champions League, a wystartowało w grupie od dwóch zwycięstw. - Na wejście w mecz schodzi nam około 10 minut, musimy się w tym aspekcie poprawić - przyznał na konferencji prasowej przed konfrontacją z Granadą opiekun Los Colchoneros.
Jaromir Kruk
CAŁY TEKST TYLKO W NAJNOWSZYM WYDANIU TYGODNIKA PIŁKA NOŻNA
ZOBACZ WIDEO Hiszpańscy dziennikarze o Legii Warszawa. "Realowi zagraża tylko Real"
[color=black]
[/color]