Kto się odważy... wykonać rzut karny

Wrocławski zespół w ostatnim ligowym pojedynku łatwo pokonał Polonie Bytom. Wynik mógł być jeszcze wyższy, gdyby Sebastian Mila w ostatniej minucie wykorzystał rzut karny. Ten, gdy zwycięstwo było już pewne i nie ciążyła na nim żadna odpowiedzialność strzelił obok słupka. To nie pierwszy rzut karny niewykorzystany w tym sezonie.

Artur Długosz
Artur Długosz

Piłkarze Śląska Wrocław w tym sezonie pięciokrotnie stawali przed szansą zdobycia bramki z rzutu karnego. Pierwsza taka okazja nadarzyła się w pierwszej kolejce, gdzie przeciwnikiem Śląska była Lechia Gdańsk. Wtedy to do piłki ustawionej na jedenastym metrze podszedł Vuk Sotirović i gola... nie zdobył. Kolejna okazja nadarzyła się w 8. kolejce. Podczas meczu w Białymstoku z miejscową Jagiellonią "wapno" w 9. minucie pewnie wykorzystał Sebastian Mila.

Dwa następne rzuty karne wykonywał już Sebastian Dudek. W obydwu przypadkach piłka po jego strzałach zatrzepotała w siatce. Pierwsza taka sytuacja nadarzyła się w 16. kolejce, gdzie Dudek w meczu z ŁKS-em Łódź w 56. minucie zdobył gola, a druga w 17. kolejce, gdzie pomocnik Śląska pokonał golkipera Ruchu Chorzów.

W ostatnim spotkaniu przeciwko Polonii Bytom po faulu na zawodniku Śląska po raz piąty został podyktowany rzut karny. W 91. minucie do piłki ustawionej na 11. metrze podszedł Sebastian Mila i strzelił obok słupka. - Cieszę się, że po tym nieudanym rzucie karnym kibice zaczęli mnie podnosić na duchu. To było niesamowite i bardzo miłe. Ten karny poszedł już w zapomnienie to właśnie dzięki nim - mówił po spotkaniu pechowy wykonawca rzutu karnego.

W spotkaniu przeciwko Polonii Bytom wcześniej dwa gole zdobył Przemysław Łudziński. Wydawało się, że być może ten gracz będzie wykonywał jedenastkę, aby skompletować klasycznego hat-tricka. - Sebastian jest wyznaczony do wykonywania stałych fragmentów gry, więc nawet nie było rozmów nawet przy karnym - wyjaśnia jednak napastnik drużyny ze stolicy Dolnego Śląska.

Z pięciu rzutów karnych podyktowanych w rozgrywkach ligowych wrocławianie wykorzystali trzy. Najpewniejszym egzekutorem był Sebastian Dudek, który nie pomylił się ani razu. Problem jest jednak taki, że Dudek na skutek dolegliwości zdrowotnych szybko nie pojawi się na zielonej murawie. Inny egzekutor, Vuk Sotirović także jest kontuzjowany. Pozostaje więc tylko Sebastian Mila, chyba, że znajdzie się inny chętny do wykonywania jedenastki. Sam Ryszard Tarasiewicz nie ma jednak pretensji do pechowego strzelca rzutu karnego z ostatniej kolejki. - Całkiem inaczej się strzela karne przy stanie 3:0 niż przy 0:0 czy 0:1. Na pewno odpowiedzialność by była większa i byłaby większa koncentracja ze strony Sebastiana Mili. Mógł równie dobrze strzelać Przemek Łudziński, takie sytuacje się zdarzają. Ja nigdy nie miałem pretensji, że nie wykorzystują rzutów karnych czy sytuacji stuprocentowych. Zdarza się. Są inne ważniejsze rzeczy w trakcie meczu, które pozwalają wygrać ten mecz. Jeżeli będzie się czuł na siłach w następnym meczu to będzie strzelał. Jeżeli nie to będzie strzelał następny zawodnik i następny, i następny - wyjaśnił na konferencji prasowej po meczu Śląska Wrocław z Polonią Bytom opiekun drużyny z Wrocławia.

W następnym meczu gracze beniaminka ekstraklasy gościć będą w Wodzisławiu Śląskim. Kto podejdzie do jedenastki, gdy taka zostanie podyktowana? Na to pytanie w tej chwili trudno odpowiedzieć. Być może będzie to Sebastian Mila, być może ryzyka podejmie się inny z zawodników, który dotychczas tej sztuki jeszcze nie próbował.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×