Jak mu urwą nogę, to wtedy przestanie grać. Jacek Góralski w reprezentacji Polski

Szantażował klub końcem kariery. Grał za grosze, miał trudne dzieciństwo. Będzie grał dopóki mu nie urwą nogi. - Kur**, Bozia mi to jeszcze kiedyś wynagrodzi - mówi sobie. Oto Jacek Góralski, debiutant w kadrze Adama Nawałki.

Paweł Kapusta
Paweł Kapusta
Newspix / Lukasz Sobala / PressFocus

Kilka lat temu w Zawiszy Bydgoszcz pokazano mu drzwi, kazano pakować manatki. Ponoć nie rokował. Trafił więc do 3.ligi, podjął normalną pracę i zaczął myśleć o rzuceniu piłki. Ciężkie chwile jednak przetrwał. W poniedziałek po raz pierwszy zjawi się na zgrupowaniu reprezentacji Polski.

Jacek Góralski przyjechał w środę na trening Jagiellonii Białystok. Nic nowego, ot, kolejny dzień przygotowań do następnego, ligowego meczu. Trener Michał Probierz zadbał jednak, żeby nie był to dzień jak każdy inny. Wziął podopiecznego na stronę i poradził: - Bądź dzisiaj pod telefonem. Zadzwoni do ciebie selekcjoner Nawałka.

A Góral, jak to Góral: w takich momentach się nie podpala. Wieść przyjął na chłodno. - Selekcjoner zadzwonił wieczorem, na drugi dzień do klubu przyszło powołanie. Trenerowi powiedziałem, że dziękuję za szansę i obiecałem, że odwdzięczę się za zaufanie, którym mnie obdarzył - zdradza w rozmowie z WP SportoweFakty piłkarz.

Kumple z osiedla albo siedzą, albo nie żyją

Pochodzi z Bydgoszczy, zaczynał w Zawiszy. Piłkarska Polska jego prawdziwą historię poznała jednak niespełna dwa lata temu, gdy trafił do Jagi. - W życiu udzieliłem tylko jednego, dłuższego wywiadu, tuż po przyjściu do Białegostoku opowiedziałem swoją historię w "Przeglądzie Sportowym". Później niestety więcej pisało się o moim życiu prywatnym niż sportowej formie - mówi Góral.

Ale czy mogło być inaczej? Dorastał na bydgoskim Śródmieściu, czyli dzielnicy, w której trzeba mieć naprawdę grubą skórę, żeby przetrwać. Wychowywał się z bratem, bo jego rodzice się rozeszli. Pomagała babcia, do której zresztą później się wprowadził wraz z dziewczyną. Kumple z osiedla - napisać o nich, że do najgrzeczniejszych nie należeli, to jak nie napisać nic. Dziś albo siedzą, albo nie żyją, albo zarabiają na emigracji. On sam też miał swoje za uszami, ale miał też swoją piłkę. Odskocznię, która pozwoliła mu się wybić do lepszego życia.

Jednym z pierwszych trenerów Góralskiego był w Zawiszy Robert Wójcik - wówczas opiekun zespołu juniorów starszych, a dziś selekcjoner polskiej drużyny narodowej do lat 17. Aktualnie przebywa w Izraelu, gdzie walczy ze swoją ekipą o awans na mistrzostwa Europy. - Jacka prowadziłem w sezonie 2009-10 w juniorach starszych. Wygraliśmy kujawsko-pomorską ligę wojewódzką nie doznając ani jednej porażki. Jacek był wiodącą postacią tego zespołu - wspomina Wójcik.

Później były mecze barażowe, zwycięstwo z Lechią Gdańsk, awans do najlepszej ósemki w Polsce i porażka z późniejszym mistrzem, Zagłębiem Lubin. - Góralski grał na pozycji defensywnego pomocnika, był bardzo odważny i zdeterminowany. Nigdy nie kalkulował. Pomimo słabych warunków fizycznych nie bał się wchodzić w ostre starcia z o wiele silniejszymi przeciwnikami. Był porywczy, nerwowy, ale nie miałem z nim większych problemów. Potrafiliśmy się dogadać, darzyłem go sympatią - mówi aktualny trener juniorskiej kadry.

- Z Góralem to my jesteśmy ziomki od lat, bo pochodzimy z tego samego miasta - mówi nam z kolei Marcin Krzywicki, aktualnie piłkarz GKS Bełchatów, również wychowanek Zawiszy. - W juniorskich zespołach w Bydgoszczy nie graliśmy w jednej ekipie, bo on jest ode mnie młodszy, ale pamiętam, jak przewijał się na treningach. Taka mała pchła - był najmniejszy w klubie, dopiero niedawno tak urósł. Woził się strasznie, myślałem, że nic z niego nie będzie, ale zmieniłem zdanie, gdy poznałem go osobiście. Ma łeb do piłki. Szliśmy podobną drogą, bo tak samo jak ja trafił w pewnym momencie do Koronowa, wybił się tam.

To był właśnie ten przełomowy moment. Przełomowy, bo najtrudniejszy. Wszystko sprzysięgło się wówczas przeciw niemu, niejeden dałby sobie spokój z piłką i wziąłby się za normalną pracę. - Gdybym miał opowiedzieć wszystko, co działo się w najtrudniejszych momentach mojej kariery, musiałbym mówić przez kilka godzin bez przerwy. Ograniczę się tylko do tego: gdy wychodziłem z juniorskich drużyn Zawiszy, dostałem informację, że w seniorach, którzy występowali wtedy na poziomie 2.ligi, nie mam szans na grę. Trzeba było sobie szukać czegoś innego, ostatecznie trafiłem na wypożyczenie do trzecioligowej Victorii Koronowo - wspomina piłkarz.

Za granie dostawał grosze, raptem kilka stów do ręki. Żeby przeżyć, trzeba było znaleźć normalną robotę. Pojawiło się coś a’la praca przy taśmie, składał części, zaczęły go nachodzić myśli o rzuceniu piłki. Na szczęście w klubie trafił na ludzi, którzy znów zarazili go optymizmem i zatrzymali przy piłce, przede wszystkim trener Zbigniew Stefaniak.

Krzywicki: - Góral ogólnie jest mało grzecznym chłopcem, mimo niezbyt dużych gabarytów nie pozwala sobie dogadywać. Zresztą on się wywodzi z osiedla, na którym trzeba było sobie radzić w różnych sytuacjach, czasem siłą. Tam kształtował swój charakter, niesamowity zresztą, widoczny choćby w momentach, gdy na boisko chciał wychodzić z kontuzjami, poobijany. Żeby stwierdzić, że nie jest gotowy do gry, ktoś musiałby mu chyba urwać nogę.

- Najważniejsze w piłce nożnej są dwie rzeczy: podejście i charakter - uważa Góralski. - Miałem 17 czy 18 lat, nie chciano mnie w klubie, w którym się wychowałem, musiałem się ratować wypożyczeniem. Wtedy było naprawdę ciężko. Wracając z Koronowa pojawiła się szansa, żeby odejść do Wisły Płock. Podpisałem tam najpierw jeden, potem drugi kontrakt.

Czy Jacek Góralski zagości na stałe w reprezentacji Polski?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×