Tomasz Frankowski: Lewandowski wszystko zamienia w złoto

Newspix / Pawel Andrachiewicz / PressFocus /
Newspix / Pawel Andrachiewicz / PressFocus /

- Pamiętam, jak chciano go wyrzucać z kadry. W najśmielszych snach nie przypuszczałem, że będzie mu szło tak dobrze - przyznaje w rozmowie z WP SportoweFakty Tomasz Frankowski, nasz były świetny napastnik i trener Lewandowskiego z kadry.

WP SportoweFakty: Pracował pan z Robertem Lewandowskim przed Euro 2012, widział, jakie ma możliwości. Przewidziałby pan wówczas, że dojdzie do miejsca, w którym jest teraz?

 - Nie, choć nie miałem też wówczas doświadczenia z pracy z piłkarzami dużego formatu. Sam byłem zawodnikiem, który dobrze prezentował się w polskiej lidze, ale za granicą było już bez fajerwerków. Przez lata, od pokolenia Zbigniewa Bońka czy Grzegorza Laty, nie mieliśmy zawodników, o których świat rozmawiałby co tydzień. Widziałem wtedy w Robercie piłkarza pewnego siebie, który przekonywał, że w Borussii wygryzie ze składu wicekróla strzelców Bundesligi Lucasa Barriosa. Nie sądziłem wtedy, gdy wypowiadał takie słowa, że pójdzie mu aż tak dobrze.

Co pan sobie pomyślał, gdy w Rumunii najpierw ogłuszony petardą upadł na boisko, a potem wrócił i strzelił dwa gole?

 - Zastanawiałem się przede wszystkim, czy będzie w stanie dalej grać. Widać było, że miał dylemat, że być może nie da rady. Jednak u niego wszystko układa się modelowo. Podniesienie się po petardzie, strzelenie dwóch goli pokazuje, że - jak to się mówi w piłce - jak żre, to żre. Byłem napastnikiem, przez 6-8 miesięcy strzelałem gole, ale zawsze zdarzyły się ze dwa miesiące słabsze. A on od startu w polskiej ekstraklasie w 2008 czego się nie dotknie, to zamienia w złoto.

ZOBACZ WIDEO Robert Lewandowski: Przez wybuch nic nie słyszałem, oczy też ucierpiały

Był przecież taki okres, gdy kibice chcieli go z kadry wyrzucać. 

 - Pamiętam, bo wtedy rozpoczynałem pracę z reprezentacją. Miał wówczas słabszą skuteczność, ale sytuacji nie brakowało, a to cenne dla snajpera. I na cztery sytuacje wykorzystywał jedną. Chyba z 80 procent kibiców miało do niego jakieś zarzuty. Ja natomiast, widząc go na codziennym treningu, wiedziałem, że sobie wkrótce poradzi i faktycznie w 2011 odpalił armaty. Przyznam też jednak, że w najśmielszych snach nie przypuszczałem, że aż tak bardzo dobrze mu będzie szło w tak długim okresie czasu.

Jest najlepszym środkowym napastnikiem na świecie?

 - Jest trzech, czterech piłkarzy, którzy mogą do tego miana pretendować, ale nas cieszy przede wszystkim, że jest tam Robert.

Łukasz Teodorczyk w kadrze pana przekonał?

 - Przekonuje nie tyle w kadrze, co grając za granicą od pół roku w Anderlechcie. W Dynamie Kijów też sobie radził. A przeszedł tam za 4 mln euro. Kluby nie wyrzucają w błoto takich pieniędzy. Łukasz do tego poziomu doszedł przede wszystkim pracowitością. Ta rozdmuchana afera z drinkiem trochę jego wizerunkiem zachwiała. Natomiast mecze z Rumunią i Słowenią pokazały, że trzeba na niego liczyć. Szczególnie, że na kilka miesięcy wypadł Arkadiusz Milik.

Afera alkoholowa była rozdmuchana czy może pomyślał pan, że faktycznie coś niedobrego dzieje się w kadrze?

 - Tak mi się akurat nie wydawało, natomiast nie ma co ukrywać, że pewne otrzeźwienie przyszło. I najwyraźniej było konieczne, skoro sztab i PZPN poważnie podeszli do tej imprezy.

Pojawiły się komentarze, że w końcu ta kadra, trochę imprezująca, jest taka, jak być powinna.

 - Nie ma co ukrywać, że abstynentów w piłce nie ma. Jeden wypije piwo, a drugi trzy drinki. Trzeba wiedzieć, kiedy, ile, z kim i gdzie. Ta kadra od dwóch lat, od wygranej z Niemcami, przedstawiana jest w krystalicznych barwach i ta mała rysa się przydała. Zwycięstwo w Rumunii było okazałe.

Mecz z Rumunią był najlepszy pod wodzą Adama Nawałki?

 - Trudno powiedzieć. Przypominam sobie świetny mecz wyjazdowy ze Szkocją. Zremisowaliśmy 2:2, ale pod kątem gry w piłkę to tamten mecz był chyba na wyższym poziomie.

Kamil Kosowski powiedział, że Piotr Zieliński ma umiejętności nawet na Barcelonę. Pan też go tam widzi?

 - Podobał mi się już 1,5 roku temu, gdy grał w Empoli. Powieszono na nim trochę psów, a chłopak ma dopiero 22 lata. Napoli, płacąc za niego 12 mln euro, wiedziało, na kogo wydaje pieniądze. Zieliński jest kreatywną dziesiątką. Piłkarzem, jakiego polskiej piłce od dawna brakowało i dlatego trzeba na niego chuchać i dmuchać. Daje nam możliwość zmiany taktyki na grę z jednym napastnikiem. I Piotrkiem podwieszonym wówczas pod niego.

Zderzył się pan w swojej karierze z siłą angielskiej piłki. Bartosz Kapustka w Leicester nie gra i to widać w kadrze. Powinien jak najszybciej zmienić klub?

 - Widzą go na treningach, będą wiedzieli, co z nim zrobić w styczniu. W Anglii popularne są krótkie wypożyczenia do klubów z Championship. Jestem przekonany, że jeśli do tego czasu Claudio Ranieri mu nie zaufa, to od stycznia będzie po prostu wypożyczany. Podpisał długi kontrakt, a pierwszy rok w przypadku wielu piłkarzy poświęcony jest na naukę i przygotowanie się. Trzeba dać mu czas. Choć w tym momencie to faktycznie chyba zbyt wysokie progi.

Duet Robert Lewandowski - Arkadiusz Milik można porównać z duetem Tomasz Frankowski - Maciej Żurawski?

 - To jak porównanie Ferrari i powiedzmy Audi. Nie za bardzo jest co porównywać. My graliśmy świetnie w polskich klubach, w eliminacjach, ale na wielkiej imprezie niczego nie ugraliśmy. Przerośli nas zdecydowanie. I bardzo dobrze, bo można usiąść na kanapie i z przyjemnością popatrzeć na piłkarzy naprawdę wielkiego kalibru grających dla naszych barw i wytrenowanych na polskich boiskach.

Rozmawiał Jacek Stańczyk

Źródło artykułu: