Oczywiście, w pewnym momencie - mimo że wyniki nadal się zgadzały - na plan pierwszy wysunęła się tak zwana alkoafera. Znawcy przedmiotu nie tylko jednak bagatelizują incydent na zgrupowaniu, niezwykle mocno nagłośniony przez media, ale twierdzą wręcz, że w świecie piłki to... norma.
Impreza to impreza, a nie afera
- Była impreza, to fakt. A imprezę po prostu nazywa się imprezą, nie zaś aferą. I nie szuka w takich zdarzeniach punktów zwrotnych - mówi Jacek Kazimierski, były reprezentacyjny bramkarz, uczestnik dwóch mundiali, a potem trener golkiperów w reprezentacji. - Wiem, że wiele osób zabierało głos w tej sprawie. A nie powinni. Aktorzy, politycy, dziennikarze - wszyscy imprezują, wszyscy piją. Nie tylko piłkarze. OK., jeden może wypić więcej, inny mniej, ludzie różnie reagują na alkohol. Tyle że torsje może wywołać też wirus grypy żołądkowej, albo nieświeża golonka, czy schabowy. Podobno niesławnym bohaterem zajścia był Łukasz Teodorczyk. Pytam więc - strzelał potem gole w Anderlechcie i reprezentacji? Oczywiście, że strzelał! Może więc potrzebuje właśnie takiego odreagowania, bo przy czymś mocniejszym najlepiej schodzi u niego adrenalina. Tak już w życiu jest, że jedni lubią bzy, a innym przeszkadza... bez. I na przykład Teodorczyk bez kilku drinków po meczu nie byłby taki skuteczny jak jest obecnie. Nie bądźmy zresztą hipokrytami. Grałem z Kaziem Deyną, którego z boiska pamięta już niewielu kibiców. To był mistrz, prawdziwy artysta. Na boisku zawsze robił to, co do niego należało. A poza boiskiem - robił co chciał. I wszyscy dobrze na tym wychodzili. Dajmy więc ludziom, także sportowcom, być sobą.
Zapewne powyższe podsumowanie alkoafery nie wszystkim przypadnie do gustu, ale były bramkarz Legii jako trener również był świadkiem afery w reprezentacji. Na początku selekcjonerskiej kadencji Pawła Janasa do bazy kadry podczas zgrupowania przyjechały kobiety lekkich obyczajów, co po ujawnieniu i nagłośnieniu faktu przez media skutkowało zwolnieniem... kucharza oraz wymianą masażystów w sztabie (ponieważ mieli uczestniczyć w procederze). - Oprócz tego, że atmosfera na pewien czas siadła, upublicznienie imprezy nie miało wtedy żadnego wpływu na zachowanie i grę piłkarzy - przekonuje Kazimierski. - Bo to nigdy tak nie działa.
Na Euro wykręciliśmy maksa, ale…
Skoro incydent na październikowym zgrupowaniu w hotelu DoubleTree by Hilton, który słono kosztował kadrowiczów - a skądinąd wiadomo, że są już charytatywne cele, na które z funduszu ustanowionego z kar nałożonych na reprezentantów wpłynie po kilkadziesiąt tysięcy złotych - nie wpłynął negatywnie na wyniki (choć na jakości gry i stopniu zaangażowania w walkę odbił się wyraźnie), warto jeszcze raz wrócić do finałów mistrzostw Europy. Pięć rozegranych meczów, co było równoznaczne z awansem do ćwierćfinału, żadnej porażki, tylko dwa stracone gole i wygrana seria rzutów karnych ze Szwajcarią. To osiągnięcia, które przed turniejem wszyscy kibice wzięliby w ciemno. Czy można było jednak osiągnąć jeszcze lepszy wynik?
ZOBACZ WIDEO Teodorczyk bohaterem Anderlechtu
- Patrząc na naszą grę we Francji, zespół Nawałki wykręcił maksa - twierdzi nasza największa bramkarska legenda, człowiek, który zatrzymał Anglię i wsławił się obroną jedenastek podczas medalowego dla Polski mundialu, czyli Jan Tomaszewski. - Skoro w mistrzostwach Europy nie przegraliśmy meczu, i nasza defensywa stanowiła zaporę prawie nie do przejścia, to trudno się krzywić na uzyskane rezultaty. Kiedy jednak popatrzymy na dobre losowanie i to, jak korzystnie ułożyła się potem turniejowa drabinka, można było nawet osiągnąć więcej. OK., nasz zespół pożegnał się z honorem z turniejem, co jest niezwykle ważne, ale biorąc pod uwagę potencjał - pewien niedosyt pozostał. Przecież Portugalia awansowała do finału, nie rozgrywając po drodze żadnego porywającego, a nawet szczególnie dobrego meczu. A naprawdę niewiele zabrakło, żeby biało-czerwoni nie przepuścili późniejszych mistrzów Europy do półfinału. Finał z naszym udziałem to byłoby wydarzenie, że ho, ho, a przecież wcale nie byłby gorszy niż ten francusko-portugalski. Nawet zagraniczni eksperci docenili przecież metamorfozę, którą przeszedł nasz zespół.
Młodszy kolega "Tomka" z reprezentacyjnej bramki nie rozpędza się tak mocno w optymistycznej ocenie biało-czerwonych na francuskich boiskach. - Na pewno pod względem wynikowym reprezentacja wykręciła maksa. Więcej już się nie dało, zważywszy na jakość naszej gry - uważa, patrząc z dzisiejszej perspektywy, Kazimierski. - Bo gra porywająca na pewno nie była, w większości spotkań w mistrzostwach Europy wyglądaliśmy co najwyżej średnio, a były długie momenty, że nawet słabo. Tyle że wynik jest wynikiem, a z awansem do ćwierćfinału nie zamierzam dyskutować. Dzięki rezultatowi z Euro 2016 i późniejszym zwycięstwom w eliminacjach mundialu dziś reprezentacja Polski jest w światowym rankingu przed Włochami. Mam swoje zdanie na temat tej klasyfikacji, nie sądzę, też żeby nasza drużyna i ta z Italii miały punkty styczne. Są z zupełnie innych bajek, bo na Półwyspie Apenińskim wciąż lepiej niż u nas gra się w piłkę, i to o wiele, ale w cenie jest regularność. A skoro zespół Nawałki punktował bardziej regularnie niż Włosi, to dziś zbiera efekty. Szkoda tylko, że u nas tak naprawdę ten interes nakręca tylko jeden gość. Robert Lewandowski jest kozakiem nad kozakami, bez niego ten zespół przestaje być zespołem.
Nawet generał musi mieć szczęście
Trudno nie zgodzić się z ostatnim punktem osądu Kazimierskiego, ale nie sposób także nie zgłosić zastrzeżenia, że finały mistrzostw Europy kapitanowi reprezentacji Polski zupełnie się nie udały. Robert nie bez przyczyny był wybierany do jedenastek największych rozczarowań. Inna sprawa, że po wyczerpującym i bardzo długim sezonie miał prawo być zmęczony. Tyle że ewentualnych rezerw podczas ME, Tomaszewski szukałby w zupełnie innym miejscu.
- Już Napoleon pytał swoich generałów, twierdząc, że wie, iż są dzielni i waleczni: - Czy wy macie szczęście? Dlatego uważam, że przed serią rzutów karnych w meczu z Portugalią, kiedy selekcjoner Nawałka miał do dyspozycji jeszcze jedną zmianę, trzeba było ryzykować i zdjąć Łukasza Fabiańskiego - twierdzi "Tomek". - Dla mnie Fabian to fenomenalny... rezerwowy, który nigdy nie zejdzie poniżej przyzwoitego poziomu. Żaden z naszych bramkarzy nie jest tak bezawaryjny i regularny. Tyle że aby skutecznie bronić rzuty karne, trzeba mieć szczęście i intuicję. Ba, trzeba być trochę szalonym - jak choćby Wojtek Szczęsny, który jak ma swój dzień, to łapie bądź odbija wszystko - a wtedy jest duża szansa, że tam gdzie się rzucisz, to w ciebie trafią. Bo to nieprawda, że byłem specjalistą od bronienia jedenastek. Miałem intuicję, ale też furę szczęścia, a przede wszystkim nie byłem tak bierny jak Łukasz. Robiłem podwójne zwody na linii, ustawiałem sobie strzelca. Jurek Dudek w Dudi Dance w Stambule zupełnie mylił egzekutorów, nie byli w stanie wyczuć, gdzie się rzuci. Natomiast Fabian był przewidywalny już w serii karnych ze Szwajcarią, a przeciw Portugalii niczego nie zmienił.
Messi zawiązałby Pazdana na supeł?
Mistrzostwa Europy to już historia, choć bez wątpienia selekcjoner i jego sztabowcy mają materiał do przemyśleń. I wnioski nie tylko mogą, ale powinny przynosić pozytywne efekty w przyszłości. A ta może być różna, bo tak wyrafinowane mecze w wykonaniu naszych piłkarzy, jak ten w Bukareszcie za każdym razem zdarzać się nie będą. Co więcej, choćby kolega Adama Nawałki ze sztabu Leo Beenhakkera, Bogusław Kaczmarek, nie ma wątpliwości, że tak mądrej postawy naszego zespołu jak przeciw Rumunii nie przypomina sobie co najmniej od spotkania z Portugalią, wygranego przez biało-czerwonych 2:1 w Chorzowie, właśnie z Holendrem na ławce. Czyli przed 10 laty.
- Gdybyśmy mieli sześciu Lewandowskich, to spokojnie można byłoby zakładać progres kadry. Jest jednak tylko Robert, a potem długo, długo nikt. Nie mam więc pojęcia, czy reprezentację w przyszłym roku stać na lepszą grę niż dotąd - ocenia Kazimierski. - Popatrzmy na Michała Pazdana. To fajny chłopak, który ma przyzwoite statystyki i nie raz powstrzymał Cristiano Ronaldo. Czy jednak powstrzymałby Leo Messiego? Otóż nie miałby żadnych szans! Argentyńczyk zawiązałby go na supeł, a nawet na kilka supłów. Bo Pazdan to nie jest talent. To produkt ciężkiej pracy i taktycznej dojrzałości. Ma jakość, ma charakter. Jeśli ktoś dobrze nakreśli mu zadania, on je poprawnie zrealizuje. W starciu z geniuszem nie miałby jednak szans. A przecież nawet on nie ma w reprezentacji wartościowego dublera, a nie tylko Lewandowski. OK., Arek Milik jest przyszłościowym zawodnikiem, który może już wkrótce nakręcać grę kadry w stopniu porównywalnym do Roberta. Ma zajebiste parametry, dobrze się porusza, więc nie martwi mnie to, że marnuje 100-, czy nawet 200-procentowe sytuacje. Bo w końcu zacznie je wykorzystywać. Oczywiście pod warunkiem, że będzie miał taką furę szczęścia jak w pewnym momencie Lewy, który spełnia oczekiwania w kadrze dopiero od niedawna. Bez fartu, nawet na takim poziomie, nie ma co myśleć o sukcesach.
Warto rozszerzyć wątek podniesiony przez Kazimierskiego dotyczący dublerów. Podczas finałów ME reprezentacja Polski straciła w pięciu meczach dwa gole. Natomiast w trzech początkowych spotkaniach kwalifikacji mundialu, pod nieobecność wspomnianego Pazdana, aż pięć. I to z rywalami ze znacznie niższej półki od tych, z jakimi biało-czerwoni mierzyli się we Francji. Okazało się, że po wyjęciu tylko jednego ważnego ogniwa, gra defensywy zupełnie się posypała. - A co by się stało, gdyby zabrakło Kamila Glika? Aż boję się myśleć! Prawda jest taka, że rezerwy kadry Nawałki tkwią w rezerwach - twierdzi Tomaszewski. - Jeśli przyjmiemy, że Bartek Kapustka jest Kamilem Grosickim-bis, a w każdym razie może być, to trener Nawałka musi szukać Pazdana-bis, Glika-bis, Błaszczykowskiego-bis, i jeszcze kilku innych. Tak, żeby do Rosji pojechała kadra, w której będzie co najmniej 18 porównywalnych jakościowo zawodników. Dziś tylu na pewno nie mamy. Mamy fajny styl 1-4-4-2, który daje pozytywny efekt, więc nawet selekcjoner nie powinien szukać kwadratowych jaj i przestawiać drużyny na ustawienie z jednym tylko napastnikiem, które się zupełnie nie sprawdza. Po meczu w Bukareszcie nikt nie powinien mieć wątpliwości, że Teodorczyk jest o wiele lepszą alternatywą dla Milika niż Piotr Zieliński.
Szczególny apel pana Janka
Do Tomaszewskiego można mieć zastrzeżenia, że na siłę stara się być oryginalny i lubi pójść po bandzie, ale prawda jest również taka, że człowiek, który zatrzymał Anglię nie boi się głośno nazywać po imieniu problemów, o których inni szepczą po kątach. W każdej federacji wizytówką jest pierwsza reprezentacja, natomiast wyniki pozostałych zespołów są sprawą zupełnie drugorzędną. Bardziej istotne jest to, ilu zawodników uda się dostarczyć do najważniejszej drużyny, a nie ewentualne sukcesy w kategoriach młodzieżowych.
- Dlaczego po finałach Euro do kadry nie jest powoływany Mariusz Stępiński? Skoro był we Francji, to nikt nie powinien go już zsyłać do młodzieżówki. Podobnie jak Kapustki, czy szykowanego na trzeciego stopera u Nawałki Pawła Dawidowicza. Kiedy przeczytałem, że wszyscy trzej są w składzie kadry U-21 przed październikowymi spotkaniami, zacząłem się zastanawiać, czy ktoś czasem nie oszalał - grzmi Tomaszewski. - Dla zawodników z reprezentacji A powołanie do młodzieżówki to degradacja. I jest niedopuszczalne, nawet w sytuacji, kiedy w przyszłym roku finały MME zostaną rozegrane w Polsce! Gdyby ktoś po debiucie w pierwszej drużynie chciał cofnąć do młodzieżówki Michaela Owena lub Wayne’a Rooney’a w Anglii, to zostałby wyśmiany i pozbawiony kompetencji. Kadrowicz drużyny narodowej w każdym kraju, także w Polsce, powinien być pod szczególną ochroną. Dlaczego zatem u nas Stępiński musi mieć zupełnie stracony rok w sytuacji, kiedy podczas mundialu w Rosji powinien wykorzystać doświadczenia zdobyte podczas pobytu z kadrą we Francji, gdzie opatrzył się z wielkim turniejem? Przecież jeśli ten zespół będzie grał tak jak z Rumunią w Bukareszcie i umiejętnie korzystał z dopływu świeżej krwi, za dwa lata w Rosji, powinien być w strefie medalowej. Ja wiem, że nikt tego głośno nie mówi, ale wiele osób ze środowiska tak właśnie myśli. Dlatego apeluję, żeby nikt nie popsuł tego, co tak dobrze się zaczęło.
Adam Godlewski