Bartosz Zimkowski: Zwycięstwo nad Górnikiem Łęczna to idealny początek dla was.
Szymon Kapias: Najważniejsza jest wygrana, która nie podlega dyskusji. Dobrze, że mamy taką ofensywę, bo wówczas łatwiej gra się z tyłu. Można wymienić trochę konstruktywnych podań, a później zawodnicy z przodu wiedzą już co mają zrobić z piłką.
Wynik 3:0 to najmniejszy wymiar kary?
- To nie jest mały wynik. Ja zawsze uważam, że nie można było zachłannym, bo chytry dwa razy traci. Lepiej jest czasami wygrać kilka meczów po 1:0 niż tylko jeden 5:0. Na razie jest dobrze. Nie popadajmy w euforię. Za parę dni mamy bardzo ważny mecz w Pucharze Polski, a następnie kolejny z Widzewem w Łodzi. Znowu zaczęło się wszystko kręcić (śmiech).
Właśnie. Teraz gracie z Ruchem, ale Robert Jończyk na konferencji prasowej mówił, że priorytetem jest liga, a nie Puchar Polski. Zabrzmiało to tak, jakbyście nieco odpuścili puchar.
- Nie sądzę. Ludzie nie mają tutaj takiego charakteru, żeby odpuszczać. Na pewno będziemy walczyć, bo gramy w Chorzowie z Ruchem, który ma jakąś markę. Rozpoznają go nawet w Europie. Jest historią polskiej piłki i takie mecze elektryzują. Nie będzie tak, że wyjdziemy i odpuścimy to spotkanie. Doszliśmy do 1/4 finału Pucharu Polski i tu już się nie odpuszcza. Zostało parę meczów i można wznieść to trofeum i zapisać się w historii.
Trochę tych meczów będzie. Teraz graliście z Górnikiem, już za chwilę mecz z Ruchem i Widzewem. Wytrzymacie tak szaleńcze tempo?
- Nie ma innego wyjścia. Musimy wytrzymać. Jesteśmy dobrze przygotowani, mamy szeroką ławkę i na pewno trener będzie robił wszystko, by jak najlepiej nas zregenerować. A jak już jeden czy drugi zawodnik będzie zmęczony, to wejdzie ktoś inny i wcale nie osłabi zespołu. Nasza siła tkwi w dwudziestu kilku zawodnikach.
Z Górnikiem Łęczna wytrzymaliście kondycyjnie?
- Tak. Cały czas byliśmy blisko przeciwników. Graliśmy wysoko, a goście nie stworzyli sobie klarownych sytuacji do zdobycia bramki.
Niczym was Górnik nie zaskoczył?
- W pierwszej połowie napastnicy wbiegali nam za plecy i trzeba było to szybko skorygować. W szatni porozumieliśmy się i później było już dobrze. Wspierali nas Mateusz Bartczak oraz Darek Jackiewicz. Dużo nam pomagali poprzez swoje przechwyty. Likwidowali akcje rywali w zarodku i myśmy mieli przez to mniej pracy.
Jak oceniłby pan swój debiut w barwach Zagłębia?
- Nie lubię siebie oceniać. Zawsze rygorystycznie patrzę na swoją postawę. Mogę podziękować Olkowi za sytuację w pierwszej połowie, gdy popełniłem błąd. Napastnik dziubnął piłkę, ale na szczęście mamy tak dobrego bramkarza, że obronił tę sytuację.
Przed pierwszym meczem dużo mówiło się o rzekomym konflikcie zawodników z trenerem Jończykiem. Jakby się pan ustosunkował do tego?
- Było to wyssane z palca. Odbyła się konstruktywna rozmowa dwóch-trzech zawodników z trenerem. Ale na pewno nie było tak, że szatnia podzieliła się na piłkarzy, którzy będą współpracować z trenerem, oraz tych, którzy nie będą. Prasa rozdmuchała całą sprawę, a nie było to potrzebne. Zawsze dziennikarzom pisze się fajnie, gdy jest jakaś pikanteria czy sensacja. Do nas te rzeczy tak nie dochodziły, bo byliśmy wówczas w Turcji. A gdy dochodziły, to były niwelowane w zarodku. Nie było zatem żadnego konfliktu, co pokazał także sobotni mecz. Niektórzy mówili, że będziemy grali przeciwko trenerowi, a wygraliśmy przecież 3:0.
Jesteście pewni awansu do ekstraklasy?
- Pewnym można być tylko tego, że się umrze - tak filozoficznie powiem. Zrobiliśmy kolejny mały krok do tego, aby awansować.
Czujecie się najlepszą drużyną w I lidze?
- Ja uważam, że tak. Mamy potencjał, aby wywalczyć awans i wiemy, iż awansujemy. Będziemy koncentrowali się na każdym kolejnym meczu, żeby robić małe kroczki, a na koniec zrobić duży, czyli awansować.
Kto będzie najgroźniejszym rywalem Zagłębia w walce o awans?
- Na pewno Korona i Widzew. Tak pokazała tabela. Znikąd się nie wzięły te punkty. To są główni kandydaci, ale ja uważam, że nikogo nie można lekceważyć. Jednak trzeba patrzeć na siebie. Jeśli my będziemy wygrywać, to inni nie będą nas interesować.
Na koniec zapytam jeszcze o nowy stadion Dialog Arena. Jakie wrażenia zrobił?
- Na takich stadionach, przy takiej publiczności - tak licznej, głośnej, kulturalnej, dopingującej przez 90 minut - aż chce się grać. Wytwarza to dodatkowe siły, adrenalinę.