Piłkarze Lechii Gdańsk w ostatnim czasie wiele razy imponowali ciągiem na bramkę i niezliczonymi strzałami. Nie zawsze to jednak przynosiło oczekiwany skutek nie tylko jeśli chodzi o zwycięstwa, ale i zdobyte gole. Otwarta gra często powodowała też straty bramek. Tym razem gdańszczanie nie zagrali porywająco, jednak niesamowicie skutecznie.
Od początku o meczu w Gdańsku nie można było powiedzieć, że było to starcie z wieloma wspaniałymi akcjami ofensywnymi, które kibice będą wspominać z wielkim sentymentem. Aż trudno sobie wyobrazić co by było, gdyby w Śląsku Wrocław nie grał Ryota Morioka, który oddał trzy groźne strzały na bramkę Vanji Milinkovicia-Savicia.
Tradycyjnie to jednak Lechia częściej utrzymywała się przy piłce. Przez długi czas gdańszczanie nie potrafili jednak oddać celnego strzału na bramkę rywala. W 23. minucie piłkarze obu drużyn musieli zejść na jakiś czas z boiska, ze względu na dym ze środków pirotechnicznych, które odpalili fani miejscowych.
W końcu nastąpiło długo wyczekiwane ożywienie. Fatalnym w skutkach kiksem popisał się Peter Grajciar. Piłka doszła do dość zaskoczonego Grzegorza Wojtkowiaka, który jednak potrafił odnaleźć się w sytuacji i zgrał w pole karne do Flavio Paixao. Portugalczykowi nie pozostało nic innego, jak tylko strzelić skutecznie głową. Lechia wyszła na prowadzenie, a Śląsk musiał się otworzyć.
ZOBACZ WIDEO Bóg, futbol, Borussia. Polak, który zatrzymał papieża
Wrocławianie do doliczonego czasu gry pierwszej połowy nie potrafili jednak dojść pod gdańską bramkę. Impas przełamał dopiero Morioka, który tuż przed gwizdkiem sędziego posłał bombę w kierunku Milinkovicia-Savicia. Lepszy był jednak Serb. Japończyk nie przestał atakować w drugiej części spotkania. Po jego strzale w 58. minucie, piłka przeleciała minimalnie obok słupka.
Tuż po tej akcji ponownie ukąsili piłkarze Lechii. Przeprowadzili składną, zespołową akcję. Milos Krasić wyszedł sam na sam z Lubosem Kamenarem. Serb pokazał jednak próbkę geniuszu i znów udowodnił, że zależy mu na zespole. Zamiast ryzykować i strzelić w bramkarza, oddał piłkę do lepiej ustawionego Grzegorza Kuświka, a ten precyzyjnym strzałem podwyższył prowadzenie.
Do końca gdańszczanie kontrolowali wynik meczu. Piotr Nowak korzystając z okazji wprowadził długo nieoglądanych na boisku Piotra Wiśniewskiego i Aleksandara Kovacevicia. Szczególnie ten pierwszy, niezwykle szanowany w Gdańsku piłkarz otrzymał olbrzymie owacje od kibiców. W samej końcówce po podaniu Marco Paixao wynik strzałem głową ustalił jego brat bliźniak Flavio. Lechia wygrała 3:0 i wróciła na fotel lidera. Teraz oczy gdańszczan zwrócone są na... Gdynię. Jeśli Arka urwie w poniedziałek punkty Jagiellonii, to gdańszczanie będą mieli większą szansę na to, by przezimować ligę na pierwszej lokacje.
Lechia Gdańsk - Śląsk Wrocław 3:0 (1:0)
1:0 - F.Paixao 30'
2:0 - Kuświk 59'
3:0 - F.Paixao 90'
Składy:
Lechia Gdańsk: Vanja Milinković-Savić - Grzegorz Wojtkowiak, Rafał Janicki, Joao Nunes, Jakub Wawrzyniak - Milen Gamakow - Sławomir Peszko, Milos Krasić (78' Aleksandar Kovacević), Sebastian Mila (71' Piotr Wiśniewski), Flavio Paixao - Grzegorz Kuświk (81' Marco Paixao).
Śląsk Wrocław: Lubos Kamenar - Kamil Dankowski, Piotr Celeban, Peter Grajciar, Lasza Dwali - Adam Kokoszka (83' Mariusz Idzik) - Alvarinho, Sito Riera (74' Kamil Biliński), Ostoja Stjepanović, Mario Engels (64' Joan Roman) - Ryota Morioka.
Żółte kartki: Gamakow, Krasić (Lechia).
Sędzia: Łukasz Bednarek (Koszalin).
Widzów: 13 574.
Michał Gałęzewski z Gdańska