- Legia to zespół, który co roku walczy o mistrzostwo Polski. Chcąc to osiągnąć trzeba wygrywać w każdym meczu i z takim założeniem wyszliśmy na boisko w Białymstoku. Jagiellonia jednak zagrała dobry mecz, nie ułatwiając nam zadania. Porażka boli, bo to my kreowaliśmy grę - powiedział tuż po zakończeniu spotkania bramkarz Legii Jan Mucha.
Trudno nie zgodzić się ze słowami słowackiego golkipera. Posiadanie piłki i ilość okazji bramkowych były w piątek po stronie gości z Warszawy. W piłce liczy się jednak to, co wpadnie do siatki, a tego dnia to gospodarze strzelili o jedną bramkę więcej.
Po zdobyciu gola wydawało się, że legioniści nastawią się na grę z kontry, czyhając na okazję do podwyższenia prowadzenia. Podopieczni Jana Urbana zdecydowali się jednak na otwartą grę i to ich zgubiło. - Prowadziliśmy 1:0 grając dobrą piłkę. Powinniśmy po zdobyciu bramki cofnąć się i grać z kontry, ale teraz można tylko gdybać. W drugiej połowie rywale przeszli na wysoki pressing co maksymalnie utrudniało konstruowanie ataku pozycyjnego i musieliśmy często wycofywać piłkę - dzieli się spostrzeżeniami Mucha.
Porażka Legii nie powinna dziwić, jeśli przeanalizuje się jej grę w spotkaniach wyjazdowych. Piłkarze Jana Urbana prezentują wyborną formę, ale tylko przy Łazienkowskiej. W roli gości wyraźnie sobie nie radzą. Jan Mucha przyczynę takiego stanu rzeczy widzi w wyzwalaniu dodatkowej mobilizacji u rywala. - Na Legię inne zespoły dodatkowo się mobilizują. Wygrana z faworytem przecież smakuje najbardziej. Nie ma zespołu, który nie umie grać w piłkę i zawsze jest bardzo ciężko. Nikt się nam nie podłoży, a o każde punkty trzeba ostro walczyć.
Piątkowe porażki obydwu drużyn z Warszawy zapoczątkowały serię niespodzianek. W 20. kolejce punkty straciły wszystkie zespoły liczące się w walce o Mistrzostwo Polski. Wyjazdowe remisy Wisły Kraków i Lecha Poznań potwierdziły opinie fachowców, że walka o prymat w lidze trwać będzie do ostatniej serii gier.