- Czasem któryś z chłopaków mówi, że wspierał opozycję. To ja się śmieję wtedy, że pewnie za opozycyjną działalność dali mu talon na malucha - mówi w rozmowie z WP SportoweFakty Andrzej Iwan, jeden z najlepszych polskich piłkarzy lat 80.
- To już raczej ja jestem opozycjonistą, bo przecież walczyłem z milicją - zaznacza ze śmiechem. Chodzi o głośną sprawę, gdy jako początkujący piłkarz Wisły Kraków został oskarżony o pobicie kelnerki (utrzymywał, że niesłusznie) i interweniujących milicjantów.
- Mnie stan wojenny zastał w hotelu "Kasprowy", gdzie byłem na urlopie. Chciałem włączyć córce "Teleranek", ale były jakieś zakłócenia. Nie odbierał. Włączyłem radio, a tam jakiś facet mówi. Ale nie słuchałem go w ogóle, tylko powiedziałem do córki: "Kasiu, chodź na śniadanie, msza chyba leci". Jak zeszliśmy na dół, to ten sam facet mówił z telewizji. I to nie był ksiądz, tylko Jaruzelski - śmieje się Iwan.
- Chłopcy od nas z klubu, którzy byli na etatach w milicji, bali się, że zaraz ich wezmą na służbę. Ja się nie bałem, bo nie miałem etatu - wspomina. A trzeba pamiętać, że Wisła była klubem milicyjnym. - Ostatecznie brali chłopaków z innych sekcji. Judoków, bokserów. Mieli ochraniać domy partyjnych notabli.
ZOBACZ WIDEO Sonda SPORT.TVP.PL: co piłkarze Legii zapamiętają z Ligi Mistrzów? (źródło: TVP SA)
{"id":"","title":""}
Stan wojenny w Polsce został wprowadzony w nocy z 12 na 13 grudnia 1981 roku. Polscy piłkarze mieli właśnie przerwę w rozgrywkach, a wkrótce mieli szykować się do mundialu w Hiszpanii.
- Znamy te historie z flagami "Solidarności" w Hiszpanii, które telewizja wycinała w transmisjach. Wszystko było jak zawsze, agenci przy nas oczywiście byli. Kto? Każdy, kto nie był trenerem albo piłkarzem, był potencjalnie podejrzany. Ale nie było problemów. Tylko Waldek Matysik je miał. Przyjechali jego dziadkowie i namawiali go na wyjazd. Dowiedział się Celak (Henryk, wiceprezes PZPN) i powiedział mu: "Jak uciekniesz, zniszczymy twoją rodzinę w kraju". Facet był wycieńczony fizycznie, a teraz jeszcze doszło to. Był wrakiem, po powrocie wylądował w szpitalu, wpadł w depresję, myślał nawet o samobójstwie - opowiada.
Ale jednocześnie zaznacza, że dla piłkarzy stan wojenny był zupełnie innym przeżyciem niż dla zwykłego człowieka. - Proszę zrozumieć, że my byliśmy piłkarzami, kastą uprzywilejowaną. W sklepach były pustki, wszystko na kartki, a ja zawsze miałem świeże mięso i pełny bak. Inna sprawa, że benzynę kombinowałem od kolegi, który był robotnikiem i był w opozycji - śmieje się Iwan.
Dla piłkarzy stan wojenny nie był więc takim samym wspomnieniem jak dla zwykłych ludzi. - Moje wspomnienie związane ze stanem wojennym jest takie, że wracałem do domu na samych felgach. Ludzie uciekali przed milicją i rozrzucali gwoździe na drodze, żeby mundurowi nie mogli ich gonić. I potem my po tych gwoździach jeździliśmy - wspomina. Ale zaraz zaznacza, żeby nie robić z piłkarzy ofiar stanu wojennego, bo nie ma to wiele wspólnego z prawdą.
- My żyliśmy pod kloszem. Nie będę tu opowiadał łzawych historii. Ale też mieliśmy świadomość, że w Polsce nie jest najgorzej. Wcześniej byliśmy w Argentynie, gdzie ludzie znikali bez śladu, terror był w latach 70. w Grecji. Ale w Polsce? Nie bałem się wtedy. Pewnie dlatego, że nie miałem świadomości. Ja byłem piłkarzem. Za mnie wszystko robili. Nawet głupiej sprawy w urzędzie nie umiałem załatwić. My, piłkarze, byliśmy kompletnie nieprzygotowani do życia. Dziś, gdy rośnie znaczenie ruchów nacjonalistycznych, boję się znacznie bardziej niż wtedy - mówi Iwan.
Piłkarz utrzymuje, że o wprowadzeniu stanu wojennego wiedział na początku grudnia. - Tydzień wcześniej popiliśmy z Krzyśkiem Budką. On miał jakiegoś wujka bardzo wysoko postawionego i w pewnym momencie mówi: "Spier... stąd, jedźmy gdzieś do Szwecji". Ja na to: "Ale o co chodzi?". Byłem w zupełnie innej sytuacji. On kawaler, ja z żoną i dzieckiem. Ale mówi: "Spier..., za kilka dni wprowadzą stan wojenny". Pomyślałem, że za dużo wypił i gada głupoty - śmieje się były piłkarz Wisły.
taki TW Jan Tomaszewski - znawca i komentator na pewno był poniżany, lżony i bity
"Kasia choć na śniadanie"
Moja 7 letnia córka nie robi takich błędów.
RC