Legia - Górnik Łęczna: drużyna Magiery ma już liderów na wyciągnięcie ręki

PAP /  	PAP/Bartłomiej Zborowski
PAP / PAP/Bartłomiej Zborowski

Jeśli Legia Warszawa wygra z Górnikiem Łęczna, jej strata do prowadzących Jagiellonii i Lechii zmniejszy się do 4 punktów. A to dla zespołu Jacka Magiery oznacza doskonałą pozycję wyjściową przed wiosennymi meczami.

O większości przypadków, gdy Franciszek Smuda mierzy się z innym trenerem, można napisać o "zderzeniu dwóch światów". Ale chyba tylko w odniesieniu do Jacka Magiery jest to aż tak wyraźne.

Jeden, człowiek o prezencji sprzedawcy ziemniaków, drugi, kulturalny o sporym zasobie słownictwa. Jeden, choleryk i furiat, drugi stonowany niczym Walery Łobanowski w ostatnich latach życia. Jeden, któremu komputer służy za podstawkę do kawy i drugi, skrupulatny historyk, taktyk, cierpliwy z nowatorskim podejściem.

O Franciszku Smudzie swego czasu prezes Legii, Bogusław Leśnodorski, powiedział: "Takiego trenera absolutnie bym nie zatrudnił. Formuła, którą proponuje, wyczerpała się w latach 90. Nie wierzę, by oryginalną metodą motywowania można było daleko zajechać. Jest tylu młodych trenerów, którzy mają pojęcie o długofalowej pracy, juniorach, jesteśmy naprawdę w innych czasach"

Smuda, trzeba przyznać, zareagował nerwowo. Nazwał Leśnodorskiego nowicjuszem, który pajacuje. To było wiele lat temu. Trzeba przyznać, że w tym czasie Legia miała tysiąc innych wizji niż zatrudnienie "młodego trenera, który ma pojęcie o długofalowej wizji". Wiele wskazuje na to, że dopiero teraz go odnaleźli. Jacek Magiera - człowiek który jest od Smudy oddalony tak bardzo jak Przemyśl od Świnoujścia.

ZOBACZ WIDEO Bóg, futbol, Borussia. Polak, który zatrzymał papież

Smuda to trener dla Legii specjalny. To jego Widzew zabrał Legii tytuł mistrzowski po słynnym meczu na Łazienkowskiej i trzech golach w 5 minut.

W 1999 roku został trenerem Legii. Miało być to połączenie idealne. Świetny zespół i świetny trener. Ale Smuda nie pasował do Warszawy. Choć zawsze ubrany schludnie, w najlepsze markowe ciuchy, w rzeczywistości był jak zabłąkany robotnik szukający swoich kolegów protestujących pod parlamentem. Miał awansować do Ligi Mistrzów, a skończyło się bez pucharów. Potem Legia, w 2001 roku, była trzecia. Aż w końcu wiosną przegrała 0:4 z Zagłębiem Lubin w Pucharze Polski i Smuda musiał odejść.

Uważał, że zawodnicy zrobili przeciw niemu spisek. Faktem jest, że od początku miał problematyczną sytuację. Nie jest tajemnicą, że lubi urządzać bez powodu poranne awantury. Na jednym z pierwszych porannych treningów ostro zrugał zupełnie zaskoczonego Lucjana Brychczego, czego nikt mu potem nie zapomniał.

Po latach Cezary Kucharski, wówczas zawodnik Legii, zapewniał, że spisku nie było. - Na pewno nie było takiej sytuacji, że ktoś z nas pobiegł do prezesa i się poskarżył. Prawda jest taka, że wszyscy bali się Franza i mieli świadomość, że jeśli dowie się o jakimś spisku, zniszczy człowieka - mówił.

W zespole był też Jacek Magiera, ale głównie "grzał ławkę".

- Z jednej strony źle wspominam ten czas, bo nie miałem miejsca w składzie. Ale potem, po powrocie z wypożyczenia do Widzewa, je zdobyłem. Wtedy byłem zły na sytuację, ale wiem, że dużo mi to dało - mówił na ostatniej konferencji Magiera. Na temat Smudy ma dobre zdanie: - To fachowiec, który ma dobry kontakt z zawodnikami. Jest posłuch, praca, walka, ale i zabawa, kiedy przychodzi na to czas. Myślę o tych czasach z uśmiechem na twarzy. Teraz mamy dobre relacje, czujemy do siebie sympatię.

O ile przed tą kolejką było oczywiste, że Legia u siebie z Łęczną i tak musi wygrać, to teraz znajduje się w wyjątkowo komfortowej sytuacji. Zarówno Lechia jak i Jagiellonia przegrały swoje spotkania. A to oznacza, że wygrana mistrzów Polski na Łazienkowskiej, zbliży zespół do liderów na 4 punkty. I na przerwę zimową to rywale udadzą się ze świadomością, że goni ich potwór z Warszawy. Bo w tych kategoriach trzeba dziś oceniać Legię. Zwłaszcza teraz gdy w wielkiej formie jest Vadis Odjidja-Ofoe, potencjalnie najlepszy importowany piłkarz w historii tej ligi. A na pewno najlepiej opłacany. Gdy kilka lat temu, w czasach Józefa Wojciechowskiego, Grzegorz Bonin zarabiał w Polonii Warszawa 900 tysięcy złotych rocznie, uznano to, całkiem słusznie, za aberrację. Dziś Vadis zarabia 600 tysięcy, ale euro, czyli 3 razy więcej, i jest to kwota, która na nikim nie robi wrażenia.

Legia może być w tym meczu osłabiona. Na urazy narzekali Thibault Moulin i Adam Hlousek.

Legia Warszawa - Górnik Łęczna / nd. 18.12.2016 godz. 18:00

Przewidywane składy
:

Legia: Malarz - Bereszyński, Rzeźniczak, Pazdan, Broź, Kopczyński, Hamalainen, Odjidja-Ofoe, Guilherme, Prijović, Radović.

Górnik Łęczna
: Małecki - Sasin, Komor, Szmatiuk, Leandro, Bonin, Drewniak, Dzalamidze, Pitry, Grzelczak, Ubiparip.

Sędzia: Daniel Stefański (Bydgoszcz).

Komentarze (3)
avatar
Ryszard Marusa
18.12.2016
Zgłoś do moderacji
1
0
Odpowiedz
Tępy dziennikarzyno Wawrzynowski nie ubliżaj ludziom stojącym pod Sejmem opisując sportowe problemy cienkiej Legii i trenerowi Smudzie.Jesteś cienkim warsztatowo szkutem któremu by się przydała Czytaj całość
avatar
pajac
18.12.2016
Zgłoś do moderacji
1
0
Odpowiedz
Nie ma takiego klubu jak Legia. Legia to był klub z wioski na Wołyniu, który kupił sobie licencję Korony Warszawa, by grać w pierwszej lidze. Dlatego właściwie jest Korona Warszawa, bo drużyna Czytaj całość