Dariusz Tuzimek: Byłeś nigdzie, możesz być wszędzie. Tak jak Legia (felieton)

PAP / Bartłomiej Zborowski
PAP / Bartłomiej Zborowski

Kończy się rok, w którym Legia Warszawa obchodziła 100-lecie klubu. To był szalony rok. Teraz klub z Łazienkowskiej zbiera brawa i pochwały, ale przecież po 0:6 z Borussią Dormund, po bandyckim zachowaniu chuliganów ta Legia była… nigdzie.

W tym samym miejscu byli wtedy trener Jacek Magiera i prezes Bogusław Leśnodorski. Przykład ich obu i ich klubu jest jak świąteczna opowieść z morałem: byłeś nigdzie, możesz być wszędzie.

[tag=4421]

Jacek Magiera[/tag] rok temu był nigdzie - dziś jest wszędzie. Równo 12 miesięcy temu o tej porze negocjowaliśmy z Jackiem w sprawie objęcia… reprezentacji dziennikarzy. A dzisiaj - gdy patrzymy na trenera, który prowadził Legię na Santiago Bernabeu, który wystraszył Real w Warszawie, który wygrał ze Sportingiem i wprowadził zespół do rundy wiosennej Ligi Europy - aż się wierzyć nie chce, że taki szkoleniowiec, zaledwie rok temu, długo się zastanawiał, czy nie potrenować dziennikarzy. Był po bolesnym rozstaniu z Legią, szukał miejsca po peryferiach futbolu. A to zrobił konferencje dla piłkarzy, a to naprawiał jako doradca zarządu trzecioligowy Motor Lublin - nie wyglądało to poważnie. Nawet gdy wziął Zagłębie Sosnowiec, nikt nie mógł przypuszczać, że za chwilę będzie się wymieniało nazwisko Magiery jednym tchem obok takich trenerów w Lidze Mistrzów jak Zinedine Zidane, Jorge Jesus czy Thomas Tuchel, do którego dopiero co jeździł na staż w roli… ucznia.

Wczoraj uczeń, dzisiaj mistrz. Jeszcze nie mistrz Polski, a mistrz, choć i wygranie Ekstraklasy wydaje się być jedynie kwestią czasu. Gdy w lipcu reprezentacja Polski wracała z mistrzostw Europy we Francji, byłem przekonany, że jedno nazwisko w zimowych plebiscytach podsumowujących ostatnie 12 miesięcy już znamy - Adam Nawałka trenerem roku.

Dziś zastanawiam się, czy nie bardziej na ten tytuł zasługuje Magiera. Raz, że na sukces Biało-Czerwonych patrzę dziś już na chłodno, z dystansem. Oczywiście, doceniam postawę kadry na Euro, wkład mistrza Nawałki, ale o tym, co osiągnęliśmy we Francji, częściej myślę jak o nie do końca wykorzystanej szansie niż wielkim sukcesie. Od razu uprzedzam, nie brnijmy w nieporozumienia: wynik reprezentacji absolutnie historyczny i za to brawa. Ale czy na pewno nie można było ugrać nic więcej? A no właśnie…

ZOBACZ WIDEO Lotto Ekstraklasa zapadła w zimowy sen. Kto zaskoczył, kto rozczarował?

Tymczasem Magiera wziął zespół w rozsypce. Rozbity, podzielony, niezdolny do wygrywania - przy całym szacunku - z Arką, Łęczną czy Niecieczą. Trafił do głów piłkarzy, otworzył ich na szukanie pozytywów w swojej grze. Odmienił drużynę, odrobił straty, awansował do wiosennej rundy Ligi Europy. To rzeczy wymierne, ale dla mnie ważniejsza nawet jest ta niewymierna: na Legię patrzy się z przyjemnością, to się świetnie ogląda. To jest dopiero futbol na tak.

Bogusław Leśnodorski mówi, że gdy dawali zespół Magierze, bali się, że robią mu niedźwiedzią przysługę. Że młody trener potknie się na rozbitym zespole, nie odmieni go i w efekcie może to zrujnować całą, dopiero zaczynającą się na poważnie karierę trenerską Magiery.

Dziś okazuje się, że dzięki niemu, ten sam Leśnodorski - który po blamażu sportowym i organizacyjnym po meczu z Borussią też był nigdzie - dziś jest wielkim wygranym. Sam mówi - w wywiadzie na portalu futbolfejs.pl - o "Legii szczęśliwych ludzi". A pamiętacie te fotki, na których Dariusz Mioduski, jeden z właścicieli Legii, siedzi na meczu z Borussią na trybunach i ukrywa twarz w dłoniach? Na Leśnodorskiego leciały gromy. Legia to była wtedy klęska. Dziś jest znów wielka, znów kochana, znów doceniana.

To doskonała opowieść na gwiazdkę. Jesteś na dnie? Nie załamuj się. Zaraz możesz być na szczycie. Jesteś nigdzie, możesz być wszędzie. Najważniejsza jest nadzieja. Przecież o tym są te święta.

Dariusz Tuziemek, futbolfejs.pl

TU PRZECZYTASZ WIĘCEJ TEKSTÓW AUTORA

Komentarze (0)