Zaraz po meczu reprezentant Polski unikał przedstawicieli mediów. Jednak w piątek obrońca zgodził się porozmwiać z belgijską prasą.
- Moja czerwona kartka była jednym wielkim nieporozumieniem. W żadnym momencie nie uderzyłem Luki Toniego. Wprost przeciwnie, mnie spotkało to z jego strony, gdy wychodził do 'główki'. Pokazałem gestami arbitrowi, iż zagrałem czysto, ale nie zaatakowałem go werbalnie. Straciłem panowanie nad sobą, kiedy pokazał on mi drugą żółtą kartkę. Problemem jest moje złe nazwisko. Mam reputację zawodnika, który otrzymuje dużo kartek. 'Wasyl' jest synonimem brutalnego piłkarza. Pomimo to była to dopiero druga czerwona kartka w mojej karierze, choć mam prawie 28 lat - stwierdził Polak.
- Rozumiem, iż pierwszą żółtą kartkę 'złapałem' głupio. Przyznaję, że moje wykluczenie miało wpływ na wynik spotkania. Bez niego porażka nie byłaby tak wysoka - powiedział Wasilewski.
Działacze Anderlechtu nie ukrywają, że zachowanie reprezentanta Polski jest dla nich sporym kłopotem.
- Była to głupia czerwona kartka i Wasilewski dostanie za nią reprymendę. Już rozmawialiśmy z nim raz na temat dużej ilości kar, które mu się przydarzają. Jednak problemem jest to, iż on słabo mówi po angielsku oraz francusku. Z tego powodu nie mam pewności, czy wszystko rozumie. Nie możemy być teraz zbyt surowi dla tego chłopaka. Jest on mocny pod względem mentalnym oraz fizycznym. Jest powoływany również do reprezentacji Polski. Wnosi on do Anderlechtu więcej dobrego niż złego, dlatego obejdzie się bez kary dla niego za czerwoną kartkę w pojedynku z Bayernem - stwierdził menedżer generalny brukselskiego klubu, Herman Van Holsbeeck.