Jeśli ktoś jeszcze nie wytarł błota z twarzy, nie powinien zakładać garnituru i mówić z patosem. Nowy prezydent FIFA, Gianni Infantino, nie zerwał z tradycjami swoich wielkich poprzedników - opowiada o tym, co dla piłki najlepsze, napełniając przy tym konta kierowanej przez siebie federacji piłkarskiej. Tłumaczy, co to jest popularyzacja futbolu, zapominając, że kiełbasą wyborczą można się zadławić.
Infantino przejął stery w organizacji skorumpowanej do szpiku i miał być jak wiatr odnowy. Infantino nie jest jednak człowiekiem w piłce nowym, jako "Łysy z UEFA" nie tylko losował kulki, ale też podglądał, jak pociąga się za sznurki. Cztery miejsca dla Afryki, cztery dla Azji, a do tego powiększenie turnieju do takich rozmiarów, że na jego organizację stać będzie tylko najbogatszych. Oto polityczny majstersztyk.
Zadowoleni są wszyscy, którzy powinni - sponsorzy, bo z przyjemnością wyłożą dodatkowy miliard dolarów na 80 meczów zamiast 64, małe kraje, bo ich głosy wyborcze oddane na Infantino miały taką wartość, jaką obiecywał sam zainteresowany. I wreszcie - potencjalni gospodarze mistrzostw. Bo na 48 ośrodków treningowych i odpowiednią liczbę stadionów nie stać obecnie nikogo. A skoro obecnie nie stać, to znaczy, że mundialem w 2026 roku podzieli się kilka federacji, albo impreza trafi do Chin lub arabskich Szejków. Wystarczy tylko zlikwidować zasadę rotacji kontynentów. Piłką rotują przecież pieniądze, nazywane przez FIFA rozwojem i popularyzacją.
Nie zgodzę się z tym, że wydłużając mundial, Infantino daje dzieciom za dużo tortu. Zamiast odruchów wymiotnych z przejedzenia, przewiduję zwyczajne zatrucie pokarmowe spowodowane składnikami marnej jakości. Szesnaście grup po trzy drużyny to 1104 piłkarzy w oficjalnych kadrach zgłoszonych na turniej. Tylu dobrych zawodników na świecie nie ma. Mundial nie będzie już świętem futbolu, będzie świętem komercji.
Michał Kołodziejczyk
ZOBACZ WIDEO Jacek Czachor: To jakie miejsce zajmie Tomiczek nie ma znaczenia (źródło: TVP SA)
{"id":"","title":""}