Gdy w latach 2013-14 był asystentem Jacka Stefanowskiego, selekcjonera kadry narodowej Nepalu, miał okazję latać specjalnym samolotem wokół Mount Everestu, uczestniczył w tradycyjnym, nepalskim weselu, podróżował górskimi serpentynami nad skrajem kilkusetmetrowych przepaści.
Gdy pracował w Anguilli - już samodzielnie - doświadczał na własnej skórze, co oznacza życie w raju na ziemi. Piękne plaże, słońce, palmy, ekskluzywne jachty najbogatszych ludzi świata, wypoczywający w jego sąsiedztwie rosyjski miliarder, właściciel Chelsea Londyn Roman Abramowicz, uczący się gry w tenisa założyciel Facebooka Mark Zuckerberg czy goście wpadający na weekend i płacący za hotelową dobę trzy tysiące dolarów - Orłowski ma co wspominać z czasów, gdy prowadził jedną z najsłabszych, bo będącą niemal na samym dnie rankingu FIFA, kadrę narodową świata.
W grudniu podpisał roczny kontrakt na prowadzenie reprezentacji Belize. Nie googlujcie, służymy pomocą: Belize to nie w Afryce, to w Ameryce Środkowej. Malutki kraj zamieszkuje pięć razy mniej ludzi niż Warszawę, graniczy z Meksykiem i Gwatemalą, leży nad Morzem Karaibskim. - Praca w różnych rejonach świata to piękna sprawa, mamy tylko jedno życie i trzeba je maksymalnie wykorzystywać. Dzięki takiej pracy poznałem kawał świata. Żadna szkoła, kurs czy sympozjum nie da ci tyle, co dotknięcie tego osobiście - mówi nam Ryszard Orłowski.
Skąd się w ogóle wziął? Kim jest? Orłowski to były piłkarz, który w latach 70. i 80. ubiegłego wieku grał w Gofabecie Gorzkowice, Piotrcovii Piotrków Trybunalski i Grunwaldzie Poznań. - W 1984 wyjechałem do Stanów Zjednoczonych, grałem tam między innymi w Wiśle Garfield, klubie, przez który przewinęło się mnóstwo znanych ligowców i reprezentantów Polski. Moim kolegą z drużyny był na przykład Adam Nawałka - mówi Orłowski. - Później były też inne kluby polonijne, a po zakończeniu kariery zawodniczej praca jako trener. Przed przygodami z reprezentacjami pracowałem w Keystone Athletic, East Stroudsburg University czy AC Perugia. Mimo że od lat mieszkam poza Polską, gdziekolwiek jestem, zawsze przedstawiam się jako Polak, bo jestem Polakiem - zaznacza Orłowski.
ZOBACZ WIDEO Cagliari - Genoa. Wysokie zwycięstwo gospodarzy, grał Bartosz Salamon. Zobacz skrót [ZDJĘCIA ELEVEN]
Z dachu świata na rajską wyspę
- W Nepalu osiągnęliśmy wielki jak na tamte warunki sukces, wręcz historyczny, bo wygraliśmy mecz z odwiecznym rywalem, Indiami - stało się to pierwszy raz od 29 lat. Później musiałem z powodów osobistych przeprowadzić się bliżej Stanów Zjednoczonych, wysyłałem oferty do federacji środkowoamerykańskich. Odpowiedziała Anguilla - wspomina.
Trener poleciał więc na wyspę St.Maarten, z najsłynniejszym na świecie lotniskiem (ogromne odrzutowce przelatują tam tuż nad głowami plażowiczów), motorówką dopłynął na oddaloną o 20 kilometrów wysepkę - tak rozpoczął misję "walka o mistrzostwa świata w Rosji". Misję szybko zakończoną, bo już na pierwszej rundzie kwalifikacyjnej w strefie CONCACAF. Nie była to jednak duża niespodzianka, bo Orłowski obejmował wówczas reprezentację plasującą się na 208. miejscu w rankingu FIFA. Anguilla wyprzedzała jedynie Buthan. Dlaczego Polak nie pracuje już z tamtejszą kadrą, skoro miał możliwość życia w tak malowniczym miejscu?
- Prezydent i cała federacja nie byli zainteresowani rozwojem: ani pracą z młodzieżą, ani z pierwszą reprezentacją. Filozofia ich futbolu ograniczała się do tego, że jutro ma się odbyć turniej, to dziś zaczynamy robić reprezentację. Stąd brak całorocznego planu. Gdy chciałem taki wprowadzić, zawsze słyszałem odpowiedź: nie mamy na to pieniędzy. Podobnie było zresztą z piłkarzem, którego chciałem wysłać do Radomiaka - było już nawet oficjalne zaproszenie, opłacony pobyt, ale kiedy przyszło kupić bilet do Polski, znów usłyszeliśmy tę samą odpowiedź: nie mamy kasy! - zdradza Orłowski.
Orłowski spotykał się tam z podstawowymi problemami, jak na przykład trudności w organizacji meczów towarzyskich. - Tu też był problem z pieniędzmi. Gdy już znalazłem drużynę chętną z nami zagrać, ale w zamian za pokrycie kosztów pobytu, otrzymywałem odpowiedź, że nie musimy z nimi grać. Szybko zrozumiałem, dlaczego reprezentacja rozegrała jedynie 30 meczów w 20 lat prezydentury tego szefa federacji. Ja pobiłem rekord: pięć meczów, trzy zwycięstwa po 15 latach samych porażek. Mój poprzednik wytrzymał tam tylko dwa miesiące, ja osiem - opowiada szkoleniowiec.
Co ciekawe, dzięki trzem zwycięstwom, o których wspomina Orłowski, Anguilla mogła się wydostać z samego dna rankingu FIFA, jednak prezydent federacji zapomniał zgłosić mecze jako oficjalne, więc nie liczyły się one do rankingu. - Powiedziałem prezydentowi federacji, że na wakacje, to ja mogę lecieć do Stanów albo Polski. Na słuchanie pustych słów i tracenie czasu nie miałem ochoty - wspomina.
Dlatego wsiadł na motorówkę, popłynął na lotnisko i wystartował w dalszą podróż. W grudniu wylądował w Belize, kraju wspaniałych plaż, gór, wodospadów czy dżungli St.Pedro.
- Mogłem tu trafić dużo wcześniej, bo miałem konkretną ofertę pracy, ale podpisałem już kontrakt z federacją Anguilli - przyznaje. Federacja Belize zapewniła mu solidne warunki pracy. Polak otrzymał do dyspozycji apartament w tym samym budynku, w którym mieści się siedziba federacji, osobistą ochronę, kierowcę, z którym jeździ wizytować akademie w różnych regionach Belize, ma też do pomocy dwóch asystentów, Charliego Slushera i Kenta Gabourela. Dyrektorem sportowym jest Meksykanin, Renan Escobedo. - Służy mi swoją pomocą, załatwia mecze towarzyskie, pracuje nad rozwojem piłki młodzieżowej. Niedawno zgodził się wprowadzić w Belize system "Polish Soccer Skills" - zdradza Orłowski. Trener zaznacza, że Belize jest większym, lepiej rozwiniętym państwem niż Anguilla, przyjeżdżają tu nawet obywatele krajów ościennych w celu zarobkowym. Na wyższym poziomie jest także poziom sportowy.
- Miejscowi zawodnicy to urodzeni atleci, trzeba jedynie popracować z nimi nad aspektami techniczno-taktycznymi oraz wpoić im winning mentality. Mam zresztą do dyspozycji kilku naprawdę solidnych piłkarzy ze znanymi nazwiskami. Deon McCaulay razem z Luisem Suarezem byli najlepszymi strzelcami w eliminacjach do mistrzostw świata w Brazylii, a Michael Salazar gra w MLS w Impact Montreal. Niespełna 20-letni Jordi Polanco to taki tutejszy Messi. Jest ich wielu, z powodzeniem mogą grać w europejskich ligach - uważa Orłowski.
Montaż kadry w cztery tygodnie
Polski szkoleniowiec został rzucony na głęboką wodę, miał trochę ponad miesiąc, aby "zmontować" zespół narodowy na niezwykle ważny turniej, Copa Centroamericana. Ważny, bo stawką jest awans na Gold Cup 2017. - Piąte miejsce podczas trwającego właśnie Copa Centroamericana da nam prawo gry w barażu z drużyną CFU, czyli Unii Karaibskiej - zauważa Orłowski.
Zadanie będzie bardzo trudne, bo w trzech pierwszych meczach Belize ugrało na razie tylko punkt, w pierwszym spotkaniu drużyna Orłowskiego nieoczekiwanie zremisowała z faworyzowanymi gospodarzami, Panamą. Później przyszły dwie porażki: 0:3 z Kostaryką i 1:3 z Salwadorem. Jeszcze jednak nie wszystko stracone, Belize ma do rozegrania spotkania z Nikaraguą (kluczowe w kontekście walki o awans) i Hondurasem (najtrudniejszym rywalem w stawce). - Czasu na przygotowania mieliśmy mało, ale nie narzekamy, walczymy - zaznacza trener.
A jaki będzie kolejny przystanek w podróży polskiego trenera? - Chętnie wróciłbym do Polski, Ameryki najadłem się już bowiem do syta. Nie zostałem tam milionerem, american dream jest obecny tylko w filmach. Mój najmłodszy syn musi skończyć studia, usamodzielnić się, a gdy to nastąpi, będę chciał wrócić do miejsca, w którym się urodziłem, czyli Gorzkowic w województwie łódzkim. Być może wróciłbym szybciej, ale teraz łatwiej jest mi znaleźć pracę jako selekcjoner kadry narodowej niż trener polskiego zespołu ligowego. Po prostu nie mam znajomości, układów - mówi.
Orłowski: - Wszędzie, gdzie dotychczas byłem i pracowałem, było OK. Życie jest po prostu jak klocki lego, tylko od ciebie zależy, co z nich ułożysz.
Paweł Kapusta