Afryka sięgnie po mistrzostwo świata?

Wystarczy rzut oka na kluby, w których grają wielkie gwiazdy występujące w Pucharze Narodów Afryki, by uświadomić sobie, jak wielką drogę przebył kontynent przez ostatnie ćwierć wieku.

Marek Wawrzynowski
Marek Wawrzynowski
Newspix / ABACA

Gdy w 1990 roku reprezentacja Kamerunu dotarła do ćwierćfinału mistrzostw świata, ludzie zaczęli głośno pytać, czy to tylko pojedynczy wyskok, czy może raczej nowe pole eksploatacji. To był przełomowy moment.

- Do tego momentu byliśmy w Europie ignorantami, jeśli chodzi o rozpoznanie talentu w Afryce. Mistrzostwa świata były właściwie jedyną okazją do zobaczenia tamtejszych graczy. Sukces Kamerunu był pierwszą okazją, by cały świat przekonał się o możliwościach piłki nożnej w Afryce - uważa Steve Bloomfield, dziennikarz portalu "Monocle" i publicysta "Guardiana" oraz autor książki "Africa United".

Wcześniej znano piłkarzy afrykańskich, ale były to pojedyncze przypadki. Roger Milla był gwiazdą Montpellier, pięta Rabaha Madjera  pogrążyła Bayern Monachium i dała Porto sensacyjną wygraną w Pucharze Mistrzów, Thomas N'Kono, bramkarz Kamerunu i Espanyolu Barcelona był inspiracją dla Gianluigiego Buffona, a jego kolega reprezentacyjny Josep Antoine Bell przez lata był ceniony w klubach francuskich, m.in. Olympique Marsylii. Po nich przyszedł Jacques Songo'o. I w końcu Salifa Keity bał się każdy bramkarz, gdy ten strzelał dla Saint-Etienne, Marsylii czy Valencii.
Gdyby jeszcze dorzucić piłkarzy z Mozambiku, którzy grali dla Portugalii, jak Eusebio czy Mario Coluna, mamy obraz lądu, gdzie jest talent, ale jeszcze nieodkryty. I właśnie wspaniały marsz Kamerunu wszystko zmienił.

A gdy po latach przyszło wspaniałe pokolenie nigeryjskich piłkarzy, jak Nwankwo Kanu, Finidi George, Daniel Amokachi czy Jay Jay Okocha, mówiono że mistrzostwo świata to dla czarnego lądu kwestia czasu. Ale od tamtej pory tylko dwukrotnie drużyny z Afryki doszły do ćwierćfinału mundialu. To Senegal w 2002 roku i Ghana w 2010 roku. Ale nigdy dalej. Czy to znaczy, że Afryka rozczarowała?

ZOBACZ WIDEO Dublet Cavaniego i triumf PSG w Nantes [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]

Nie zgadza się z tym Michał Zichlarz z serwisu "Afryka Gola", autor książki o tym samym tytule. - Postęp idzie powoli. W 2014 roku po raz pierwszy 2 drużny z Afryki wyszły z grupy, co jest już sukcesem. Trzeba pamiętać, że piłka to nie tylko mundial. Od 1990 roku afrykańskie drużyny dwukrotnie wygrywały Igrzyska Olimpijskie, dwa razy stawały na podium. Poza jest znaczny wzrost klasowych zawodników grających w Europie - mówi.

Podobnego zdania jest Bloomfield.

- Nie możemy oceniać afrykańskiej piłki po rozgrywanym co cztery lata turnieju. Zobaczmy zamiast tego na to, ilu znakomitych afrykańskich piłkarzy grało przez te dwie dekady w czołowych europejskich drużynach. Eto'o i Drogba byli wśród najlepszych piłkarzy świata, Yaya Toure to jeden z najlepszych pomocników tego okresu. Trudno dziś wskazać drużynę, które nie ma jakiegoś afrykańskiego talentu - zaznacza.

A wzrost liczby afrykańskich zawodników był potężny. Sprowadzali nie tylko bogaci ale i biedniejsi. Każdy mógł mieć swojego Afrykańczyka.

"Skład drużyny, w której nie było choćby jednego Afrykańczyka, nie był traktowany poważnie, a właściciel takiej drużyny uważany był za mało ambitnego".

Ten cytat traktujący o lidze ukraińskiej pochodzi z kultowej książki "Jak futbol objaśnia świata" Franklina Foera.

Spójrzmy jak kształtowała się liczba afrykańskich graczy w czterech czołowych ligach przez lata. W sezonie 1990-91 w Niemczech, Anglii, Włoszech i Hiszpanii było w sumie 11 zawodników z Afryki. Kilka lat później, w sezonie 1996/97 było ich już 44. Przenieśmy się do sezonu 2009/10, a więc do roku gdy miało nastąpić apogeum afrykańskiego futbolu. W przeddzień mundialu w RPA w czterech najsilniejszych ligach grało 164 piłkarzy z Afryki. Dziś jest 122 zawodników i odpływ widać zwłaszcza w Anglii, Niemczech i Hiszpanii.

Ma to zapewne związek z dużymi zmianami na rynku europejskim. Wiele krajów bardzo mocno poszło w szkolenie młodzieży. Szuka się nie tylko naturalnych talentów ale też gotowych już piłkarzy. W Premier League dominują Hiszpanie, Francuzi i Belgowie, czyli przedstawiciele tych krajów, gdzie piłkarzy produkuje się masowo. Ale wciąż widać, że ten nieprzeciętny talent z Afryki nie zniknął. Trudno dziś wyobrazić sobie Premier League przy Riyada Mahreza czy Bundesligę bez Pierre-Emericka Aubameyanga.

Trzeba przyznać, że Afryka od czasu do czasu będzie tracić dystans, bo ma trudne do nadrobienia zaległości treningowe, dlatego ściągani stamtąd zawodnicy są zwykle po prostu wielcy, silni, szybcy. Nie jest to przypadek. Marek Dragosz, który od lat współpracuje jako trener bramkarzy z rożnymi afrykańskimi akademiami, opowiada, że kiedyś był w jednym z afrykańskich krajów na seminarium, w którym uczestniczyła elita miejscowych trenerów. - Zapytaliśmy "jaki macie pomysł na rzut rożny". Zapadła cisza - przypomina sobie. Pomysłu nie było. Dośrodkowanie i walka. Piłka, która promuje silnych zawodników.

- Przyjeżdżali łowcy talentów i wyszukiwali chłopców po 16, 17 lat, żeby ich ściągnąć do Europy. Nikt nie myślał o dzieciach. Dopiero teraz powstają szkółki dla najmłodszych. Zakładają je byli zawodnicy, jak Kanu czy Eto'o. To jest przyszłość - mówi Dragosz.

Afrykański kontynent kształtuje się powoli. Ciekawa może być przyszłość. Można choćby zaobserwować ciekawe zjawisko. Sporo zmieniła imigracja. Jeśli dziś weźmiemy choćby transferowanych na potęgę na zachód Belgów, zobaczymy, że wielu z nich ma korzenie afrykańskie. Michy Batshuayi, Christian Benteke, Romelu Lukaku, Divock Origi, Moussa Dembele, Marouane Fellaini, Vincent Kompany czy Nacer Chadli równie dobrze mogliby reprezentować kraje afrykańskie i dziś być gwiazdami Pucharu Narodów Afryki.

Na następnej stronie m.in.: Dlaczego nie ma dobrych bramkarzy z Afryki
Czy afrykańska drużyna w ciągu 20 lat zdobedzie medal mistrzostw świata?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×