Ostatni uśmiech Miklosa Fehera

PAP/EPA / JOAO ABREU MIRANDA
PAP/EPA / JOAO ABREU MIRANDA

Mija dokładnie 13 lat od tych traumatycznych wydarzeń. Miklos Feher, piłkarz Benfiki Lizbona, wszedł na boisko w końcówce meczu. Asystował przy golu na 2:1. Chwilę potem stracił przytomność, upadł na murawę i już z niej nie wstał.

Pojawił się na boisku w 80. minucie, aby pomóc Benfice w zdobyciu trzech punktów. Drużyna ze stolicy nie radziła sobie na boisku Vitorii Guimaraes i wciąż tylko bezbramkowo remisowała z niżej notowanym rywalem. Jose Antonio Camacho zdecydował się wpuścić 24-latka, który nie raz już udowadniał, że potrafi pomóc kolegom w ważnych momentach. I w 90. minucie to on podał piłkę do Fernando Aguiara, który strzelił upragnionego gola.

Do końca spotkania pozostawały już tylko sekundy. Młodzieniec w doliczonym czasie gry próbował jeszcze przeszkodzić rywalowi w szybkim wznowieniu gry z autu. Zauważył to sędzia i pokazał mu żółtą kartkę.

Miklos Feher tylko się uśmiechnął. To był ostatni uśmiech w jego życiu - kilka sekund później węgierski pomocnik upadł bezwładnie na murawę i nie wstał już z nich o własnych siłach. Od dramatycznych chwil ze stadionu w Guimaraes właśnie mija 13 lat.

Nastolatek w wielkim klubie

W latach 90. ubiegłego wieku FC Porto na mapie piłkarskiej Europy znaczyło jeszcze więcej niż dzisiaj. W barwach drużyny występowali najlepsi portugalscy piłkarze i tak znakomici obcokrajowcy jak Zlatko Zahović, Ljubinko Drulović czy Mario Jardel, a zespół walczył w Lidze Mistrzów jak równy z równym z Realem Madryt czy Barceloną. I to właśnie wielki klub zwrócił swoją uwagę na nastolatka z Węgier.

19-letni Miklos Feher miał za sobą zaledwie dwa udane sezony w rodzimej lidze w barwach Gyori ETO, gdy skauci z Porto wydali o nim przełożonym jak najlepszą opinię. Marzący o wielkiej karierze Feher długo się nie zastanawiał i przyjął ofertę Smoków. Początki były trudne - będący z daleka od rodziny i przyjaciół pomocnik przeżywał trudne chwile i rzadko otrzymywał szanse gry od Fernando Santosa. Zdecydował się odejść na wypożyczenie do SC Salgueiros, a następnie do Sportingu Braga. To właśnie w tym drugim klubie po raz pierwszy naprawdę przedstawił się portugalskim kibicom.

ZOBACZ WIDEO Kuriozalna żółta kartka Verrattiego [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]

W sezonie 2000/2001 Feher strzelił dla klubu z północy kraju aż 14 bramek, będąc najlepszym strzelcem Sportingu, który zajął na koniec sezonu rewelacyjne, czwarte miejsce w tabeli. Dla Węgra klub zrobił się zbyt mały. Wydawało się jasne, że skrzydłowy wróci na stałe na Das Antas. Doszło jednak do nieporozumień między prezydentem FC Porto Pinto da Costą a agentem zawodnika. W tym samym momencie do piłkarza zgłosiła się chcąca odbudować swoją potęgę Benfica. Feher postanowił zaryzykować.

Drugie podejście do klubu z czołówki portugalskiej ligi było dla niego już lepsze. Jose Antonio Camacho wierzył w umiejętności młodego zawodnika i dawał szansę gry. Feher nie miał wprawdzie pewnego miejsca w składzie, jednak był bardzo przydatny, także jako dżoker. W pierwszym sezonie strzelił dla Benfiki cztery gole, a jego zespół okazał się gorszy tylko z FC Porto.

24-latek stał się także podstawowym graczem reprezentacji. Ówczesny selekcjoner Imre Gellei widział w nim lidera budowanej kadry, która miała za zadanie po raz pierwszy od lat awansować na wielką piłkarską imprezę. I w eliminacjach do EURO 2004 Madziarzy potrafili urwać punkty Szwedom, Polakom, a także wysoko wygrać z Łotwą. Piłkarz marzył o udziale w turnieju, tym bardziej, że miał on być rozgrywany w jego ukochanej Portugalii. Ostatecznie nie udało się tego dokonać, ale Feher i tak miał powody do zadowolenia.

Kolejny sezon rozpoczął już bowiem jako piłkarz podstawowego składu drużyny z Estadio da Luz. Częściej pojawiał się na boisku, a Benfica znów liczyła się w walce o mistrzostwo. W styczniu udała się do Guimaraes na mecz z dołującą Vitorią. Niestety, dla Fehera był to ostatni mecz w życiu.

Mecz rozpoczął na ławce rezerwowych. Pojawił się w końcówce i nie zawiódł - w 90. minucie zaliczył asystę przy golu na 1:0 dla Benfiki. W ekipie gości radości nie było końca. Niestety, kilkadziesiąt sekund później wszyscy doświadczyli prawdziwej tragedii. Po otrzymaniu żółtej kartki od sędziego bezwładnie osunął się na murawę.

Ostatni uśmiech

- Gdy widziałem, jak upada, czułem, że to coś poważnego - mówił potem sędzia spotkania, Olegario Bencerencqua. Kilka sekund po tym, jak Feher stracił przytomność, pojawili się przy nim piłkarze obu drużyn, którzy jako pierwsi rozpoczęli udzielanie mu pomocy. W tym jego największy przyjaciel z zespołu, Tomislav Sokota.

Po chwili robili to już lekarze - stwierdzono brak akcji serca i już na boisku rozpoczęto reanimację. Trwało to kilkanaście minut, a piłkarze obu drużyn nie mogli uwierzyć w to, co widzą. Gracze Benfiki płakali, tak jako jak Jose Antonio Camacho. Na murawie pojawił się ambulans, który szybko zabrał wciąż nieprzytomnego Fehera do szpitala.

Po godzinie 1 w nocy władze szpitala ogłosiły dramatyczną wiadomość o śmierci Miklosa Fehera.

Węgry, a także Lizbona pogrążyły się w żałobie. Informację podawały na drugi dzień na pierwszej stronie największe portugalskie gazety. "Ostatni uśmiech Fehera" - zatytułowano ostatnie ujęcie węgierskiego piłkarza.

- Do dziś nie potrafię o tym normalnie rozmawiać. Nie lubię do tego wracać. To był dla mnie szokujący i traumatyczny czas w życiu. Wspominam Mikiego tylko jako wspaniałego kolegę - mówił po latach o trudnych chwilach wspomniany już Sokota.

Choć lekarze Benfiki i jego wcześniejszych klubów przekonywali, że badania nigdy nie wykryły u Fehera żadnych problemów z sercem, sekcja zwłok wyjaśniła, że przyczyną śmierci była arytmia serca wywołana przez kardiomiopatię przerostową. Był drugim znanym piłkarzem, który w przeciągu roku zmarł na boisku z powodu problemów kardiologicznych - latem 2003 roku taka sama tragedia dotknęła reprezentanta Kamerunu Marca-Viviena Foe.

Benfica pamięta do dziś

Przez dziesiątki tysięcy kibiców Benfiki został pożegnany w ceremonii odprawionej na Estadio da Luz. Cała drużyna oraz władze klubu udały się na jego pogrzeb do Gyor, gdzie wspólnie z rodziną i najbliższymi uczestniczyli w jego ostatniej drodze. Przed kolejnym meczem drużyny fani przygotowani specjalne flagi i kartoniady upamiętniające Fehera, a piłkarze Benfiki wyszli na spotkanie w koszulkach z jego numerem i nazwiskiem na plecach. Hołd zmarłemu piłkarzowi składali także zawodnicy i trenerzy innych zespołów, w tym m.in. FC Porto z Jose Mourinho.

Ponadto klub podjął decyzję, że już nikt nie zagra w tej drużynie z numerem 29, który nosił na koszulce Feher. Jego fotografię umieszczono też na honorowym miejscu w klubowej szatni - żeby był zawsze blisko piłkarzy, przygotowujących się do wejścia na boisko. Nazwiskiem piłkarza nazwano jedną z trybun Estadio da Luz, a w mieście Gyor utworzone zostało Muzeum Miklosa Fehera.

Komentarze (1)
avatar
antig
25.01.2017
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Strasznie przykra historia.