[tag=630]
Hull City[/tag] do Premier League awansowało po barażach. W The Championship w poprzednim sezonie zajęło dopiero czwarte miejsce i promocja do najwyższej klasy rozgrywkowej nie do końca była w smak właścicielowi Hull City. Jest nim urodzony w Egipcie Assem Allam, który nie należy do ulubieńców kibiców.
Wszystko przez sytuację z 2013 roku, kiedy chciał zmienić nazwę klubu. Allam pragnął, żeby drużyna nazywała się odtąd "Hull Tigers". Miało to pomóc w podboju azjatyckiego rynku, gdzie "tygrys" jest wpisany w kulturę tamtego regionu. Ostatecznie władze Premier League nie zgodziły się na zmianę nazwy, a niesmak pozostał.
Na dodatek Allam od ponad dwóch lat próbuje bezskutecznie sprzedać Hull City. To było powodem tego, że latem poprzedniego roku nie było transferów do Tygrysów. Allam przykręcił kurek z pieniędzmi. Steve Bruce, który wywalczył awans, nie dostał do dyspozycji nowych piłkarzy i postanowił nie firmować swoim nazwiskiem gry tego zespołu w Premier League.
Jego następcą został Mike Phelan, dotychczasowy asystent Bruce'a. Mimo iż początkowo sprawdził się w roli menedżera, to włodarze długo nie oferowali mu odpowiedniego kontraktu. Wciąż pracował jako "tymczasowy" trener. W końcu obie strony dogadały się, ale Phelan długo nie popracował na KC Stadium. 3 stycznia został zwolniony z posady menedżera zespołu.
ZOBACZ WIDEO PA: Leicester uniknęło dużej wpadki. Zobacz skrót [ZDJĘCIA ELEVEN]
Teraz szkoleniowcem jest Marco Silva i najwyraźniej przekonał właściciela Hull do inwestycji środków w nowych zawodników. Po przyjściu Portugalczyka za 2,5 miliona euro z FC Porto ściągnięto Evandro oraz wypożyczono: Omara Elabdellaouiego, Alfreda N'Diaye, Andreę Ranocchię, Lazara Markovicia oraz Oumara Niasse.
Jednak Hull doznało bardzo poważnych osłabień - Robert Snodgrass, dotychczasowa gwiazda zespołu, odszedł do West Ham United, a inny podstawowy zawodnik Jake Livermore trafił do West Bromwich Albion.
Sytuacja Tygrysów nie jest łatwa. Wprawdzie pod wodzą nowego szkoleniowca są pewne symptomy poprawy gry, to jednak ostatnie miejsce w tabeli i strata pięciu punktów do bezpiecznej strefy to już spory problem. Tym bardziej, że w środę Hull zagra z Manchesterem United, a dwa następne mecze to pojedynki z Arsenalem oraz Liverpoolem.
Sam Grosicki nie powinien mieć większego problemu z wywalczeniem sobie miejsca w składzie. Najczęściej na lewej stronie pomocy grał bowiem Adama Diomande. To bardzo silny zawodnik, trudny do powalenia na murawę, ale tutaj jego zalety się kończą. Kiedy przychodził do Hull z Norwegii, to był typowym środkowym napastnikiem. W Anglii przemianowano go na lewoskrzydłowego, chociaż czasami grywa jeszcze jako najbardziej wysunięty zawodnik. Jednak jego liczby są bardzo przeciętne: dwie bramki w 19 meczach Premier League i żadnej asysty.
Pewny plac gry po drugiej stronie boiska miał Robert Snodgrass, ale jego już nie ma na KC Stadium. Ściągnięto za to Lazara Markovicia, który jednak od ponad dwóch lat jest w dołku. Został kupiony przez Liverpool FC za 20 milionów euro, ale zupełnie nie poradził sobie na Anfield. Wypożyczano go do Fenerbahce Stambuł oraz Sportingu Lizbona, lecz w obu zespołach rozczarowywał. Teraz będzie próbował zaistnieć w Hull City.
Innymi rywalami Grosicki nie powinien się martwić, ponieważ jest od nich po prostu lepszym zawodnikiem. Pytanie tylko, jak Polak poradzi sobie w Premier League, gdzie będzie miał bardzo dużo zadań defensywnych.