Bartosz Bereszyński wbił szpilę polskim trenerom

PAP/EPA
PAP/EPA

W pierwszych tygodniach pobytu we Włoszech Bartosz Bereszyński czuł się jak na przyspieszonym kursie taktycznym. Reprezentant Polski nie ukrywa, że pod względem taktyki Lotto Ekstraklasę i Serie A dzieli przepaść.

Bartosz Bereszyński jest zawodnikiem Sampdorii Genua od 3 stycznia, ale na debiut w barwach włoskiego klubu czekał aż 18 dni. Dwa pierwsze mecze ligowe obejrzał z ławki rezerwowych, a premierowy występ zaliczył w spotkaniu Pucharu Włoch z Romą (0:4).

Był mocno krytykowany za debiut i na kolejny mecz Serie A wrócił do rezerwy, ale odkąd 29 stycznia wskoczył do "11" Sampdorii, gra w każdym spotkaniu od pierwszego do ostatniego gwizdka i jest zdecydowanym numerem jeden na prawej obronie.

Reprezentant Polski nie ukrywa, że początki w Sampdorii miał trudne i niechcący wbija szpilkę trenerom polskich klubów, którzy nie potrafią należycie przygotować piłkarzy pod względem taktycznym. A przecież Bereszyński przez cztery ostatnie lata występował w najlepszym polskim klubie - Legii Warszawa.

- Z całym szacunkiem dla Polski, największa różnica polega na taktyce. Na początku nie rozumiałem nic z tego, czego trener wymagał ode mnie jako obrońcy. Potem zagrałem w pucharze z Romą, zacząłem rozumieć więcej i teraz jest mi łatwiej - mówi Bereszyński.

25-latek dołączył w Genui do Karola Linettego, który trafił do Sampdorii w lipcu minionego roku. Dziennikarze i kibice pokochali pomocnika od pierwszego występu i uwielbiają Linettego za pracowitość i oddanie zespołowi. Bereszyński przekonuje Włochów, że ma te same cechy co młodszy rodak.

- Czy jesteśmy żołnierzami Giampaolo? Taka jest nasza historia, że musimy nimi być. Zawsze walczymy o kraj, o siebie, o drużynę. Ja i Karol mamy taką samą mentalność - mówi Bereszyński.

ZOBACZ WIDEO Miroslav Radović: Przepraszam kolegów za głupią kartkę

Źródło artykułu: