Daniel Chima Chukwu. Życie w strachu. Oni znowu mogą zaatakować

Newspix / MARCIN SZYMCZYK/FOTOPYK / Na zdjęciu: Daniel Chima Chukwu
Newspix / MARCIN SZYMCZYK/FOTOPYK / Na zdjęciu: Daniel Chima Chukwu

- Mogłem być ich ofiarą. Do dziś czuję strach - mówi Daniel Chima Chukwu. Nigeryjczyk z Legii Warszawa pochodzi z terenów opanowanych przez Boko Haram. To terroryści, którzy wysłali na śmierć 10-letnie dziewczynki uzbrojone w bomby.

- Ktoś akurat zadzwonił do mojego starszego brata, więc on wyszedł z budynku, gdzie miał biuro. Dwie minuty później wybuchła tam bomba - opowiada piłkarz. Bratu nic się nie stało. Jego ciocia tyle szczęścia nie miała, zginęła w jednym z zamachów.

Rodzice piłkarza uciekli przed terrorystami. Jego młodsza siostra i jeden z braci jednak zostali w rodzinnym mieście. Dziewczyna musiała dokończyć szkołę. Dzwoniła potem do Daniela do Norwegii, opowiadała o kolejnych zamachach. - To było przerażające - wspomina.

Boko Haram przekleństwem rodziny Chukwu

Daniel Chima Chukwu pochodzi z Kano, prawie 2,5 milionowego miasta na północy Nigerii. To jeden z głównych ośrodków muzułmańskich w kraju. Północne stany zdominowane są przez islam, obowiązuje tam prawo szariatu. Południowe - to chrześcijaństwo.

Rodzina Chimy jest liczna. Chłopak ma dwóch starszych braci, do tego starszą i młodszą siostrę. W spokojnych czasach jego matka prowadziła w Kano restaurację.
Chukwu w piłkę grał od małego. Rodzicom nie do końca się to podobało. Jak opowiada, przez treningi spóźniał się do szkoły, ojciec i matka byli wtedy na niego źli.

ZOBACZ WIDEO Michał Kopczyński: Jesteśmy rozczarowani, Ajax był w naszym zasięgu

Rodzinną idyllę zniszczyli bojownicy z Boko Haram - terroryści sprzeciwiający się jakimkolwiek wpływom Zachodu. Zdobyli na znaczeniu w połowie poprzedniej dekady. Stali się przekleństwem rodziny Chukwu. Religijni bandyci w północno-wschodniej części państwa utworzyli kalifat wielkości Belgii. Centrum ich działań było miasto Maiduguri w stanie Borno. Uznawani byli za prowincję Państwa Islamskiego (ISIS). Zabijali na prawo i lewo, bez znaczenia czy byli to muzułmanie, czy chrześcijanie. Do zamachów bombowych wykorzystywali dziesięcioletnie dziewczynki, porwali ponad tysiąc osób. Gdy robili najazd na chrześcijańskie enklawy na północy, zazwyczaj wjeżdżali do nich na motorach strzelając do kogo popadnie, podpalając i wysadzając w powietrze całe wsie i miasteczka.

Zło w najczystszej postaci

Jędrzej Czerep, afrykanista z Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie, tłumaczy nam: - To jedna z najbardziej skrajnych grup islamistycznych na świecie. Wyróżniała się tym, że atakowała na ślepo. Ludzie ginęli bez żadnego sensownego powodu. Kierowali się prostą zasadą: albo jesteś z nami, albo przeciwko nam. Boko Haram to nazwa umowna. Boko pochodzi od angielskiego książka (book). Czyli cała zachodnia edukacja jest grzechem. Nie uznawali zdobyczy techniki, nie wierzyli, że ziemia jest okrągła.

Miasto Kano, w którym mieszkała rodzina piłkarza, znajdowało się nieco na uboczu kalifatu, ale bojownicy Boko Haram oczywiście organizowali i tam zamachy. Do Kano - jak tłumaczy Czerep - dosięgały też komórki Al-Kaidy z Mali, Algierii, czyli to była Al-Kaida tzw. Islamskiego Maghrebu. W tym regionie trwała walka o "rząd dusz". W Kano swoją siedzibę ma Emir z Kano, czyli duchowy islamski guru, ale ekstremiści z Boko Haram oczywiście uznawali, że to oni są prawdziwymi przywódcami muzułmanów. I zabijali tych, którzy nie byli po ich stronie.

Rodzice piłkarza wyjechali daleko na południe, do stanu Imo. Stali się jednymi z milionów uchodźców, którzy w obawie o życie zostawili rodzinne miejsce. Swoje pola w tym regionie porzuciło w minionych latach blisko milion rolników. Z tego powodu załamał się cały system produkcji rolnej, zapanował głód. W piątek 24 lutego Organizacja Narodów Zjednoczonych ds. Żywienia i Rolnictwa podała, że wskutek działalności Boko Haram w Kamerunie, Czadzie, Nigrze i Nigerii głoduje łącznie 7,1 mln osób.

W mieście została za to młodsza siostra Daniela, która musiała ukończyć uniwersytet. Był tam też jeden z jego braci. Daniel w 2012 roku pojechał do na urlop do Kano. Opowiada nam: - Gdy miałem wracać do Norwegii, rozpoczęły się walki. Nie mogłem wylecieć, ale ostatecznie udało się wsiąść w samolot. Dzień po tym, jak ostatecznie wyjechałem, Boko Haram zdetonowało bombę w miejscu, gdzie się zwykle zatrzymywałem.

Oddajcie Nam Nasze Dziewczyny

Dwa lata później terroryści przeprowadzili jedną ze swoich najbardziej spektakularnych akcji. Pewnej kwietniowej nocy 2014 roku w miasteczku Chibok [jedna z takich chrześcijańskich enklaw na północy] przebrali się za strażników, podstępem w nocy wyprowadzili z internatu uczennice miejscowej szkoły, siłą zapakowali do ciężarówek i wywieźli. Zmuszali potem do małżeństw z bojownikami, sprzedawali jako seksualne niewolnice, przemocą nakłaniali do wiary w Allaha. Uprowadzili blisko dwieście dziewcząt, większość z nich do dziś nie wróciła do domów.

Ogrom tragedii poruszył wówczas świat. Powstała akcja #BringBackOurGirls [#OddajcieNamNaszeDziewczyny], w którą włączyło się wiele osobistości, z ówczesną Pierwszą Damą USA Michelle Obamą na czele. To wtedy w norweskim Molde 22-letni piłkarz Daniel Chima Chukwu podszedł do kolegów z drużyny.

- Słuchajcie, potrzebuję, żebyście to dla mnie zrobili – wypalił.
- Jasne, dlaczego nie! - odpowiedziała drużyna.

Cała drużyna Molde FK stanęła z kolegą do wspólnego zdjęcia z transparentem #BringBackOurGirls. To był jego apel do terrorystów. Tyle mógł zrobić. - Posłuchałem własnego głosu. Wiedziałem, że muszę jakoś zareagować. A potem byłem bardzo dumny - opowiada nam. - Wszystkie media w Nigerii powtarzały: Daniel to zrobił.

Tego samego roku w Brazylii odbywały się mistrzostwa świata w piłkę nożną. W Nigerii futbol jest religią, kibice na rynkach, w barach spotykali się, aby oglądać mecze. Terroryści atakowali więc te miejsca. W mieście Dramatur w stanie Yobe w trakcie meczu Brazylii z Meksykiem od wybuchu bomby zginęły 24 osoby, drugie tyle zostało rannych. To tylko jeden z przykładów.

- Mieszkając w Norwegii z jednej strony byłem szczęśliwy, że nie ma mnie w Nigerii. Wiedziałem, że mogłem być jedną z ofiar. Przecież pewnie przychodziłbym do biura mojego brata. Z drugiej strony ciągle żyłem w strachu, bo przecież mieszkała tam moja rodzina - opowiada Chukwu.

Spokojny chłopak z niespokojnego kraju

Do zimnej Skandynawii przeniósł się na początku 2010 roku, miał wtedy 18 lat. Na nigeryjskim rynku piłkarskim szperał klub Lyn Oslo, on się spodobał grając w jednym z lokalnych klubów. W norweskiej stolicy spędził jednak tylko pół roku, bo Lyn szybko zbankrutowało. Przygarnęło go Molde FK, którego w kolejnych latach stał się czołowym piłkarzem. Zdobył z nim mistrzostwo kraju.

Trond Hustad, dziennikarz lokalnej gazety "Romsdals Budstikke", który od 20 lat pisze o drużynie, ma o Nigeryjczyku jak najlepsze zdanie. - To bardzo pogodny, zawsze uśmiechnięty i pozytywnie nastawiony do życia chłopak. Do tego dżentelmen. Nigdy nie było z nim żadnych kłopotów - mówi nam.

Z Norwegii pojechał do Chin, spędził tam dwa lata. Teraz trafił do Legii Warszawa, która dobrze go znała od sierpnia 2013 roku, gdy oba kluby mierzyły się w eliminacjach do Ligi Mistrzów. Legioniści awansowali wtedy do kolejnej rundy (1:1 na wyjeździe, 0:0 u siebie), ale to Chukwu był najlepszym piłkarzem dwumeczu. Strzelił gola.

Strach powraca

Dzisiaj piłkarz, pytany przez nas o Boko Haram, mówi, że gdy tylko słyszy nazwę, to wracają wspomnienia i strach.

Jędrzej Czerep: - Teraz utracili już swoje wpływy w północno-wschodniej Nigerii. Mieli problemy wewnętrzne, powstały dwie zwalczające się frakcje. Okazało się, że wielu członków uznało, że często brutalność była po prostu nieuzasadniona. O ile w świecie islamu jest jakiś margines dopuszczający przemoc wobec niewiernych, o tyle tutaj ofiarami padali też swoi. Tymczasem część tamtejszych dżihadystów chciała prowadzić wojnę, ale przeciwko obcym. Odłączyli się więc od przywódcy.

 - Boko Haram istnieje więc o tyle, że ciągle dokonuje zamachów - dodaje. Do tej pory bojownicy zabili około 20 tysięcy ludzi. 2,3 miliona przed nimi uciekło.

Daniel Chima Chukwu jest pewien. - Nigdy więcej nie chcę przebywać w ich pobliżu. Dawno już o nich nie słyszałem, ale wiem, że w każdej chwili znowu mogą zaatakować. A ja muszę jeździć czasem do domu.

Jacek Stańczyk
Komentarze (17)
avatar
miejsce stojące
26.02.2017
Zgłoś do moderacji
0
3
Odpowiedz
Bardzo ciekawy artykuł, same sportowe fakty. Swoją drogą myślałem że Bob Marley z Jamajki pochodzi... 
avatar
avgrejt
26.02.2017
Zgłoś do moderacji
0
1
Odpowiedz
A tak na logike skoro Czukwu mieszkał w Chinach i sporo zarobił to nie
może całej rodziny przywieźć do siebie? To chyba nie jest jakiś problem finansowy dla niego 
avatar
Rafał Trzaska
26.02.2017
Zgłoś do moderacji
3
1
Odpowiedz
Już za niedługo ludzie z Niemiec, Austrii, Francji, Szwecji itd będą uciekać przed radykalnym islamem i wielu z nich przyjedzie do Polski... Zobaczycie tak będzie 
avatar
Ferrari Lubie
26.02.2017
Zgłoś do moderacji
0
1
Odpowiedz
dlatego utworzmy armie,polska armie ktora tam pojedzie i zrobi porzadek,aby araby i czarni do nas nie musieli przyjezdzac ! 
avatar
mastarasta
26.02.2017
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
It's a hard knock life...