Oto jego "gorący" komentarz udzielony nam bezpośrednio po spotkaniu w Lidze Mistrzów.
- Na razie z niczego nie zdaję sobie sprawy. Pewnie za kilka dni do mnie dotrze, co się stało. Bo stała się rzecz historyczna. Były w tym meczu fragmenty, które mi się podobały, mało podobały, które mnie wkurzały i zachwycały. Było na Camp Nou wszystko. Jednak po takiej akcji jak ta ostatnia Neymara zbierasz szczękę z podłogi, kładziesz się do łóżka, ale i tak nie uśniesz. Nie da się z emocji.
- Wcześniej przez piętnaście minut Neymar bardzo mnie denerwował. Symulował, próbował wymuszać faule, dryblował, ale wydawało się, że nic mu się nie uda. A potem wykonał rzut wolny, którego lepiej nie dało się wykonać. Następnie wywalczył rzut karny, a tą ostatnią akcją pozostawił mnie bez słów. Ja tę piłkę sześć razy dośrodkowywałbym prawą nogą. A on przełożył na lewą, wykonał podcinkę. Coś kosmicznego. We wtorek przykrył czapką Leo Messiego.
- Jeśli chodzi o arbitra, to pierwszego rzutu karnego dla Barcelony nie gwizdnął. Zrobił to dopiero po konsultacji z asystentem. Ja na gorąco oglądając tę akcję, jej dynamikę, podyktowałbym jedenastkę. Natomiast w powtórkach widać, że Neymar idealnie podłożył się pod Thomasa Meuniera. To też jednak sztuka. Jak idziesz na pełnym gazie i obrońca robi ci coś takiego, to przewrócić się też trzeba umieć. Arbiter więc się wybroni.
ZOBACZ WIDEO Bajeczna Barcelona rozbiła Celtę Vigo - zobacz skrót meczu [ZDJĘCIA ELEVEN]
- Sędzia nie pomógł Barcelonie. To paryżanie sami sobie nie pomogli. Mieli jeszcze dwie stuprocentowe sytuacje, sam na sam bramkarzem. Nie potrafili strzelić i życie napisało taki scenariusz, którego nie dało się przewidzieć, ani nie będzie się go dało odtworzyć. Człowiek był świadkiem czegoś, co pewnie już się w historii nie powtórzy.
We wtorkowym meczu rewanżowym 1/8 finału Ligi Mistrzów FC Barcelona wygrała z Paris Saint-Germain 6:1. W pierwszym meczu Katalończycy przegrali w Paryżu 0:4. U siebie po 50 minutach wygrywali 3:0 i do dogrywki brakowało im tylko jednego trafienia. W 62. minucie Edinson Cavani strzelił gola, który wydawało się odebrał gospodarzom nadzieję. Barcelona potrzebował wówczas do awansu aż trzech goli. I strzeliła je w ostatnich siedmiu minutach meczu.
Ten mecz już przeszedł do historii piłki nożnej.
Obserwuj @Jacek_Stanczyk
Kibicuj "Lewemu" i FC Barcelonie na Eleven Sports w Pilocie WP (link sponsorowany)