Dariusz Tuzimek: Mecz jako dowód na istnienie Boga (felieton)

Reuters
Reuters

Ten, kto ponad 100 lat temu wymyślił piłkę nożną, zrobił to – ani chybi – po to, by 8 marca 2017 roku zagrano taki mecz jak ten Barcelony z PSG. Może nawet najpiękniejszy w dziejach futbolu.

"Cud", "Kosmiczny mecz", "Niemożliwe nie istnieje" - świat zachłysnął się tym arcydziełem. Dla Paryża K-a-t-a-s-t-r-o-f-a! Dla kibiców Barcelony dowód na to, że Bóg istnieje.

Pozostańmy na chwilę w sferze sacrum. Tak być musi, gdy mamy do czynienia z meczem - absolutem. Bo jeśli jest na świecie jakaś drużyna, którą stać na to, żeby odrobić porażkę 0:4 w Lidze Mistrzów, to jest to Barcelona. 
Ale zanim o sacrum, to najpierw o profanum. Gdy kilka minut po wielkim, środowym zwycięstwie Leo Messi schodził z boiska, przeżegnał się i wymownie spojrzał do góry. Dziękował niebiosom za przychylność. Argentyński Bóg Futbolu zdawał sobie sprawę, że bez pomocy Boga, tego prawdziwego, tam na górze - nie byłoby tego awansu FCB.

Messi wiedział, że zagrał mecz - co najwyżej - średni. Można postawić tezę, że nawet zawiódł, bo przecież od Boga Futbolu należy wymagać więcej. Strzelił gola z karnego, ale to przecież nic dla faceta, który potrafił strzelić ich w jednym meczu nawet sześć. Jednak od czego są przyjaciele? W środę, choć Messi nie miał dnia, miał obok siebie geniusza - Neymara.

Asysta Brazylijczyka przy ostatnim golu wielka. Karny strzelony w takiej sytuacji, gdy za pudło można było zostać zlinczowanym, to jak wyrok. A to nie koniec: rzut wolny Neymara należałoby zamrozić i pokazywać całemu światu jako wzorzec, tak jak pokazuje się wzorzec metra w podparyskim Sevres. Uderzyć w ten sposób, w tym momencie i przy takiej stawce meczu? Geniusz. Jeśli nie kolejny Bóg Futbolu, to przynajmniej pomazaniec boży.

[color=black]ZOBACZ WIDEO Bajeczna Barcelona rozbiła Celtę Vigo - zobacz skrót meczu [ZDJĘCIA ELEVEN]

[/color]

Ale na szczęście piłka nożna to taka dyscyplina, w której "nie święci garnki lepią". Jest też miejsce dla doskonałych rzemieślników. Jak na przykład Sergi Roberto, facet który strzelił tego kluczowego gola i przeszedł do historii już nie tylko FC Barcelony, ale futbolu w ogóle. A przecież gdy wchodził na boisko, mało który kibic Katalończyków był przekonany, że to człowiek, który może tu coś - przy takiej "awarii" - pomóc. Powiem szczerze, że w momencie gdy Sergi Roberto wchodził na boisko, też spojrzałem na listę rezerwowych, czy wielka Barcelona nie ma już naprawdę nikogo lepszego do ofensywy. I musiałem przyznać, że rzeczywiście nie ma… A jednak myliłem się. "Rzemieślnik" Sergi Roberto przeszedł do historii.
Jak widać ten, tam na niebiesiech, ten z długą białą brodą – ma zadania do wykonania także dla maluczkich. Dla szaraczków futbolu, którzy na boisku giną przed gladiatorami i herosami piłki.

Ten mecz był jak największe arcydzieło kina. Jest bohaterska walka, jest paraliżujący strach, emocje, dramat, radość i łzy. Jest wszystko. Opowieść o wielkiej wierze, o zwątpieniu, upadku i nawrocie tej wiary. To było jak film, który ogląda się do końca: bo gdy wszyscy myślimy, że wiemy już, jaki los spotka bohaterów, Wielki Reżyser znów nas zaskakuje. I to jak…

To jeden z największych triumfów FC Barcelony w historii, choć przecież mecz zaledwie 1/8 finału Ligi Mistrzów. A mówimy o klubie, który wygrał wszystko. Ale przecież taki mecz jeszcze się w Lidze Mistrzów nie zdarzył. I mógł się w ogóle nie wydarzyć. Przy stanie 1:3 strzelec gola dla paryżan - Edinson Cavani - miał jeszcze jedną "setkę". Podobnie jak Angel Di Maria. Wystarczyło strzelić i byłoby po meczu. Nie byłoby tej zbędnej dyskusji o słuszności decyzji sędziego.

Fakt, że oba karne były… "mięciutkie", kontrowersyjne. Ci, którzy nie lubią Barcelony, będą biadolić, narzekać, że "sędzia pilnował wyniku" i sadzić tego typu gorzkie żale. I tak to nie ma znaczenia. A sytuacje naprawdę nie były łatwe do rozstrzygnięcia. Eksperci polskiego Canal Plus nie mogli się zdecydować, który karny był słuszny, który nie, i czy w ogóle któryś był słuszny. Zastanawiali się w studio, oglądali powtórki po sto razy, zmieniali zdanie i sami nie byli pewni swoich racji. Więc proszę nie komentować, że sędzia coś ewidentnie "wydrukował". Albo proszę sprawdzić w słowniku znacznie słowa "ewidentnie".

Szkoda przegranych. W tej corridzie piłkarze z Paryża wystąpili w roli byków. Po meczu trener Unai Emery wyglądał jak facet, któremu najpierw zapaliła się obok domu komórka, potem obórka i jeszcze stodoła. A gdy myślał, że już trochę pożar opanował, że go ugasił, to przyszedł drugi podmuch i zajęła mu się chałupa. Hajcowało się wszystko. I to do szczętu. Niestety, w sporcie radość jednych zawsze łączy się ze łzami innych.

Mecz na Camp Nou był cudowny. Do tego stopnia, że chciało się całować telewizor.

Futbol jest piękny. Stworzył go Pan Bóg. Od środy wieczorem nie ma co do tego wątpliwości.

Dariusz Tuzimek, Futbolfejs.pl

Zobacz więcej tekstów autora --->

Źródło artykułu: