Dariusz Tuzimek: Dlaczego nikt nie zatrzymał Boruca (felieton)

Boruc w sobotę obronił karnego Zlatana Ibrahimovicia, w pojedynkę zatrzymał MU. Media na świecie są zachwycone bramkarzem, który w środę zrezygnował z reprezentacji. I którego – o dziwo – nikt nie zatrzymywał. Ba, nawet go do tego kroku zachęcano.

Dariusz Tuzimek
Dariusz Tuzimek
Artur Boruc Newspix / Piotr Kucza / Na zdjęciu: Artur Boruc

Bramkarz ogłosił decyzję na Instagramie. W skrócie można ją streścić, że kończy z kadrą, bo jest już stary, a przecież w drużynie Adama Nawałki i tak ma kto grać, więc problemu nie ma. Kilka okrągłych zdań pożegnania, bez podania przyczyn, skąd akurat tu i teraz taka dramatyczna decyzja.

A że 37-letni Artur Boruc nie jest stary, najlepiej się przekonali o tym piłkarze Manchesteru United. Zresztą Dino Zoff zdobywał mistrzostwo świata, gdy miał 40 lat, a bramkarzy starszych od Boruca jest całe mnóstwo. Tak więc kwestię borucowej starości możemy uznać za pretekst, a nie powód rezygnacji z kadry. Dlaczego więc zrezygnował? Może trochę będziemy mądrzejsi, gdy zobaczymy, jak na deklarację Boruca zareagowali prezes PZPN Zbigniew Boniek i Adam Nawałka? Żaden z nich nie rozdzierał szat. Nie nakłaniał bramkarza do zmiany decyzji, którą znali już kilka dni wcześniej. Powiedzieli coś w stylu: rozumiemy, dziękujemy, kwiaty i mecz pożegnalny się zrobi (swoją drogą to kuriozalne żeby faceta żegnać pół roku po ogłoszeniu decyzji).

Fajno. Wszyscy zadowoleni. Żadnych zgrzytów i nieporozumień. Jakby ten scenariusz był napisany wcześniej. Kilka miesięcy wcześniej. Bo te kilka miesięcy wcześniej, w październiku 2016 roku, w reprezentacji wybuchła afera alkoholowa (nazywana czasem aferą dywanową, bo podczas libacji jeden z piłkarzy zanieczyścił dywan).

Jak donosił wówczas "Przegląd Sportowy", który Boruca wymienił z imienia i nazwiska, nasz bramkarz był w nią mocno zamieszany. Gazeta przewidywała wówczas, że Artur nie dostanie powołania już na listopadowe mecze kadry z Rumunią i Słowenią. Boniek i Nawałka byli zirytowani na tyle, że ich gniew wydawał się być nieprzejednany. "Przegląd" podbijał bębenek i piętnował: najpierw Łukasza Teodorczyka, a później dyrektora reprezentacji Tomasza Iwana. Tego ostatniego sflekowano totalnie, uznając, że lada moment będzie odwołany ze swojej funkcji. Wtedy jednak w PZPN - mimo drobiazgowego śledztwa, które przeprowadzono w hotelu kadry - zdecydowano się nie robić rozpierduchy w reprezentacji. Sprawę wyciszono, podano tylko, że winni zostali ukarani finansowo, ale nie podano nazwisk. Piłkarze przekonali związek i sztab kadry, by wówczas nikogo nie piętnować publicznie, wszystkich powołać na kolejne zgrupowanie, bo brak powołania w listopadzie będzie dowodem, że dany zawodnik uczestniczył w hotelowej balandze pomiędzy meczami kadry.
 Ale było jasne, że pewnych nazwisk już na wiosnę w reprezentacji nie zobaczymy.

ZOBACZ WIDEO Tego nie uczą na kursach prawa jazdy. Zobacz, jak sobie radzić w kryzysowych sytuacjach na drodze

Nawałka - którego autorytet ucierpiał na tej sprawie najmocniej - uznał, że to ostatni moment, by przywrócić dyscyplinę w kadrze, która trochę zachłysnęła się własnym sukcesem, czyli najpierw awansem na Euro 2016, a potem dobrym występem na samym turnieju. Po wybuchu afery alkoholowej "Przegląd Sportowy" pisał, że do mniejszych i większych wybryków dyscyplinarnych w reprezentacji dochodziło już wcześniej. Między innymi na obozie przygotowawczym w Arłamowie i na mistrzostwach Europy w La Baule. PZPN nigdy nie sprostował tych informacji.

Kadrę trzeba było znowu wziąć w karby. Boruc w tym planie się nie mieścił, bo też był trochę niesterowalny. Jego środowa rezygnacja jest pokłosiem tamtej afery alkoholowej - nie mam co do tego wątpliwości. Bo skąd taka nagłość tej decyzji? Rzuconej ot tak, w środku tygodnia, tylko w mediach społecznościowych? Bez żadnej konferencji prasowej, nie na zgrupowaniu kadry, gdzie można by Borucowi podziękować, albo przy meczu Biało-Czerwonych, gdy mogłaby mu podziękować publiczność owacją na stojąco.

Czy Boruc odniósł ciężką kontuzję kończącą jego sportową karierę? Nie. Tak jak nie obniżył lotów, co osobiście poświadczyli nawet Zlatan i Jose Mourinho po meczu z ekipą Polaka.

Boruc napisał oświadczenie w środę, bo lada chwila Nawałka będzie ogłaszał powołania na mecz z Czarnogórą. Artur wiedział, że nie znajdzie wśród powołanych swojego nazwiska. Pozwolono mu uprzedzić fakty i samemu ogłosić decyzję o zakończeniu kariery w reprezentacji. Po takim meczu jak ten z Man United pojawiłyby się pytania, czemu Nawałka nie powołuje Boruca. Jak by to selekcjoner wyjaśnił? Pod względem sportowym taka decyzja kompletnie się nie broni.

Rola Boruca w październikowej aferze nie została przez PZPN upubliczniona. Jaki był koszt tamtego milczenia, nie trudno zgadnąć. Nawałka miał takie same kłopoty z Borucem jak wszyscy poprzedni selekcjonerzy. Boruc jest facetem z krwi i kości. Nie jest tajemnicą, że kiedy chciał się rozluźnić, to się rozluźniał. Czasem wybuchały z tego afery - jak we Lwowie za Beenhakkera czy jak z piciem wina w samolocie z Chicago za Smudy.

U Nawałki Boruc był tylko trzecim bramkarzem. Wiedział, że w meczu o punkty zagrać może tylko w przypadku jakiegoś kataklizmu. Taka świadomość nie ułatwiała mu trzymania samodyscypliny. Tym bardziej że "Arci" nie jest typem sportowca jak Robert Lewandowski, który uważa na wszystko, co je i pije. Można było z Boruca zrezygnować lub wziąć takim, jakim jest, bo na zmienianie mu charakteru to już zbyt późno. Ale jeśli rezygnować, to tuż po Euro 2016, kiedy kończył się pewien etap. To był najlepszy moment. Później już trzeba było robić jakieś dziwne medialne wygibasy - tak jak to środowe oświadczenie o samodzielnej, autonomicznej rezygnacji z kadry.

Dariusz Tuzimek , Futbolfejs.pl

Przeczytaj inne teksty autora >>>

Czy Artur Boruc nadal byłby przydatny w reprezentacji Polski?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×