- Takie mecze jak ten z San Marino nie mają nic wspólnego z zawodową piłką. Nie jestem w stanie zrozumieć sensu rozgrywania takich spotkań. Tym bardziej, że terminarz jest naprawdę napięty. To mecze, które niosą ze sobą niepotrzebne ryzyko - wypalił Thomas Mueller po listopadowym meczu San Marino - Niemcy, kiedy ci drudzy wygrali 8:0.
Mueller włożył kij w mrowisko, powiedział to czego zwykle piłkarze nie mówią, ale, większość kibiców stanęło po stronie San Marino, zwłaszcza, gdy Niemiec został zmiażdżony przez przeciwników swoją odpowiedzią. Jednak po raz kolejny uderzono w problem, który wraca coraz częściej.
Od dobrych kilku lat wielkim przeciwnikiem rozgrywania meczów towarzyskich reprezentacji narodowych jest Arsene Wenger. Francuz wielokrotnie w ten sposób tracił piłkarzy, którzy odnosili kontuzję w mało istotnych spotkaniach.
Jednak FIFA pod naciskiem coraz to bogatszych klubów zrobiła ukłon w ich stronę. Co prawda nie zmniejszyła liczby meczów, ale teraz zawodnik, który dozna kontuzji podczas takiego spotkania będzie miał płaconą pensję aż do momentu jej wyleczenia. System funkcjonuje od 2012 roku i nazywa się "Club Protection Programme". Zadziałał on w momencie, kiedy urazu z Danią odniósł Arkadiusz Milik, a teraz FIFA będzie płaciła niemałe pieniądze za Sameusa Colemana. Obrońca Evertonu doznał poważnego złamania nogi w spotkaniu eliminacji do mistrzostw świata. W tym sezonie już nie zagra i nie wykuruje się na początek przyszłego.
ZOBACZ WIDEO Robert Lewandowski: Zaskoczyliśmy tym przeciwnika
Włodarze światowej piłki będą musieli opłacać jego pensję, a to 180 tysięcy funtów miesięcznie. Są oczywiście obostrzenia: kontuzja musi być dłuższa niż 28 dni, piłkarz nie może przyjechać z urazem na zgrupowanie, gdzie mu się ona pogłębia - to jednak nie dotyczy wspomnianego Colemana czy wcześniej Milika. I jest też maksymalny pułap - 7,5 miliona euro.
W niedzielę oliwy do ognia dodał Phil Neville, były reprezentant Anglii. Podczas spotkania z Litwą przyznał, że "międzynarodowy futbol szybko musi się zmienić". Pojedynek na Wembley był pozbawiony emocji, Anglia prowadząc 1:0 nie kwapiła się do ataków, a Litwini byli zadowoleni, że przegrywają tak nisko. Żeby nie drażnić rywala po prostu go nie atakowali. Takie spotkania nie mają sensu.
Na drugiej stronie znajdziesz wypowiedzi ekspertów na ten temat.
[nextpage]
Jeszcze 30-40 lat temu sprawy miały się zupełnie inaczej. Reprezentacja narodowa była największym dobrem dla piłkarza, ale dzisiaj zawodnicy zarabiają ogromne pieniądze w klubach i kontuzja odniesiona w kadrze może sprawić, że stracą miejsce w składzie, a co za tym idzie - dużą kasę. Natężenie meczów w ciągu roku jest olbrzymie, piłkarze grają co 3 dni i nie są w stanie w każdym spotkaniu prezentować najwyższą formę.
- Piłkarze są coraz bardziej eksploatowani i ja się nie dziwię takim zawodnikom jak Thomas Mueller, który rocznie rozgrywa 60-70 spotkań. Z roku na rok przybywa mu meczów, a kibice za każdym razem oczekują zaangażowania przez 90 minut, a nie zawsze tak jest. Ja mam wrażenie, że w takich spotkaniach jak Niemcy - San Marino czy Anglia - Litwa piłkarze muszą się po prostu oszczędzać, żeby szanować swoje siły. Ich regeneracja w większości odbywa się w podróży, ponieważ grają co trzy dni. To naprawdę jest trudne. Mówi się dzisiaj, że piłkarze to maszyny i nieuniknione, że mecze będą rozgrywane tak jak w hokeju: cztery razy w tygodniu - mówi WP SportoweFakty Radosław Gilewicz, były reprezentant Polski, który większość swojej kariery spędził w zagranicznych klubach.
- Ludzie, którzy są blisko futbolu powinni oceniać, jak to wygląda. Oni doskonale wiedzą, jak olbrzymie są natężenia. My siedząc z boku łatwo możemy oceniać, ale nie zdajemy sobie sprawy, co w danym momencie przeżywa piłkarz. Dla mnie czym większa regeneracja, tym lepszy poziom - dodaje.
Jednak ze zdaniem Gilewicza nie zgadza się Maciej Terlecki, również były piłkarz. Według niego zmiany powinny dotknąć nie reprezentacje narodowe, lecz kluby. - To bardziej klubowo powinni coś zmienić, a nie reprezentacyjnie. Każdy ma prawo zagrać w kadrze narodowej. Nie można powiedzieć komuś: jesteście małym krajem i nie macie nic do powiedzenia. Wiadomo, że te najlepsze reprezentacje są chętniej oglądane: kibice przychodzą na stadiony, jest więcej pieniędzy od sponsorów i to jest właśnie taki nacisk finansowy. Ja jednak jestem zdania, że przyjdzie taki moment, że te teoretycznie słabsze drużyny pokuszą się o jakąś niespodziankę. Na tym polega sport, że najfajniejsze są niespodzianki. Tutaj niektórzy są za bardzo w chmurach - przyznaje.
Trudno jednak przypuszczać, że zmiany rozpoczną się od klubów, kiedy z każdą kolejną umową na prawa telewizyjne angielskiej Premier League bite są kolejne rekordy finansowe. Dotyczy to całej branży, a zawodnicy z roku na rok zarabiają coraz większe pieniądze.
Póki co FIFA nie bierze pod uwagę zmniejszenia liczby meczów, ponieważ sama zarabia na tym krocie. Dlatego też na mundialu gra coraz więcej reprezentacji, co oczywiście sprawia, że sam turniej będzie dłuższy, piłkarze są bardziej zmęczeni, ale przychody światowej federacji są jeszcze wyższe.