Legia - Pogoń: twierdza tylko efektowna

PAP/EPA
PAP/EPA

Pierwszy mecz Legii Warszawa, z Pogonią Szczecin, przed "starym-nowym" właścicielem to będzie duże wyzwanie dla zawodników. Tym bardziej, że mistrz Polski gra u siebie co najwyżej przeciętnie.

Biorąc pod uwagę tylko zestawienia kadrowe, wywiezienie choćby punktu z Łazienkowskiej przez zespół taki jak szczecińska Pogoń, graniczy właściwie z niemożliwością. Ale to tylko teoria, a praktyka pokazuje, że coś takiego jak twierdza przy Łazienkowskiej nie istnieje. To raczej piękny zamek z wiecznie otwartą bramą, zapraszający przeciwników do środka.

Aż 7 zespołów gra lepiej na własnym stadionie niż drużyna mistrza Polski. Zespół ze stolicy na swoim stadionie przegrał aż trzy razy. Oczywiście dwie z tych porażek miały miejsce jeszcze za Besnika Hasiego, zwłaszcza druga, z Zagłębiem Lubin budziła wiele podejrzeń. Kibice widzący zawodników partaczących niemiłosiernie, popełniających szkolne błędy, mieli prawo myśleć, że zespół żegna belgijsko-kosowskiego szkoleniowca. I mieli rację. On sam mówił nam kilka dni temu, że było to dla niego wielkie rozczarowanie, że liczył na pracę co najmniej do grudnia. I przyjął decyzję z wielkim bólem.

Choć nie zostawił po sobie najlepszych wspomnień, to jednak z perspektywy czasu trudno go oceniać jednoznacznie negatywnie. Dziś cały środek pomocy to jego dzieło. Michał Kopczyński chciał odejść, ale został zatrzymany. Sam Hasi wspomina, że zawodnik niechętnie zgodził się spróbować jeszcze raz. "Wszyscy mówili mi, że dostanę szansę, a potem lądowałem na ławce. Nie chcę przerabiać tego jeszcze raz" - miał powiedzieć zawodnik. Ale Hasi go przekonał i dziś ten piłkarz wykorzystał swoją szansę w 100 procentach. Do tego doszli Thibault Moulin i Vadis Odjidja-Ofoe. Hasi przekonuje, że obaj jeszcze będą lepsi. Moulin dlatego, że nigdy wcześniej nie grał w tak dużym klubie i jest po prostu coraz lepszy. Zaś Vadis, nawet gdy demoluje naszą ligę, według byłego szkoleniowca jest jeszcze daleki od swojej optymalnej formy.

Trzeba przyznać, że i za następcy Hasiego, Jacka Magiery, stadion w Warszawie nie przemienił się w twierdzę. Legia grała u siebie trzy spotkania. Przegrała z Ruchem, zremisowała z Termalicą, ledwie pokonała Wisłę, choć nie obyło się bez potężnych błędów sędziowskich na korzyść gospodarzy.

ZOBACZ WIDEO Michał Pazdan: Nie jest to nic poważnego

Mówiąc wprost - wygrana Legii w każdym meczu jest oczekiwana, ale straty punktów na własnym boisku nie są żadną formą niespodzianki.

A Pogoń, jak wiemy, specjalizuje się w remisach. Aż 12 z 26 spotkań ligowych tej drużyny zakończyło się podziałem punktów. A więc prawie połowa. Tak zły wynik ma jeszcze tylko Cracovia. A przecież od 21 lat remisować w piłce po prostu się nie opłaca. Od sezonu 1996/97 remis jest bliższy porażki niż zwycięstwa. Może w końcu to objawienie dotrze też do Szczecina.

Mecz z Pogonią na pewno jest szczególny dla Macieja Dąbrowskiego. To zawodnik, który grał w Pogoni, miał pewne miejsce, choć trudno było nazwać go jakąś wyróżniającą się postacią. Miał miejsce, grał dobrze i tyle. Dla Jana Kociana, słowackiego szkoleniowca, nie było to wystarczające, dlatego posadził piłkarza na ławkę, a postawił na Wojciecha Gollę i Hernaniego. W Zagłębiu Lubin, u Piotra Stokowca, zawodnik się odbudował na tyle, by otrzymać ofertę z Legii. Początki przy Łazienkowskiej wyglądały na "między źle a bardzo źle", ale też piłkarz został zbyt szybko rzucony na zbyt głęboką wodę. Dąbrowski miał okazję z bliska przyjrzeć się na czym polega słynna gra Borussii Dortmund oparta na przyspieszeniach. Wyglądał jak kierowca traktora, który przypadkowo zabłądził i znalazł się na torze Formuły 1 w samym środku Grand Prix. Został brutalnie "zdublowany" i ludzie od tej pory patrzyli na niego jak na przeciętniaka. I pewnie w skali europejskiej mieli rację, ale trener Jacek Magiera postawił na piłkarza, bo przecież w Polsce europejskie normy nie obowiązują.

Zresztą zawodnicy mistrza Polski wiedzą, że zaczyna się dla nich trudny czas. Nowe rządy w Legii to nowe rozdanie. Dla właściciela Dariusza Mioduskiego każda strata punktów będzie uderzeniem w wizerunek. Chce być człowiekiem sukcesu i raczej nie przyjmie dobrze porażek czy remisów. Zwłaszcza, że jego poprzednik na stanowisku prezesa, Bogusław Leśnodorski, zbudował sobie wizerunek człowieka sukcesu, nieco fartownego, ale zwycięzcy.

Tak więc mamy do czynienia z dwoma zespołami będącymi pod murem. Ktoś musi zostać rozstrzelany. Nie ma wyjść pośrednich. Dwa kluby, które nie do końca wykorzystują potencjał. Legia jeszcze nie zdominowała ligi, choć ma ku temu możliwości. Pogoń też ma znacznie mocniejszy skład niż wskazywałaby na to jej gra i miejsce w tabeli. Tacy piłkarze jak Adam Frączczak, Spas Delew czy Adam Gyurcso, poradziliby sobie w znacznie mocniejszych klubach.

Legia Warszawa - Pogoń Szczecin sobota, 1.04.2017, godz. 20.45/od 20.30 w Canal +

Składy drużyn:
Legia: Malarz - Jędrzejczyk, Dąbrowski, Pazdan, Hlousek - Kopczyński, Moulin - Guilherme, Odjodja-Ofoe, Radović - Kucharczyk.

Pogoń: Słowik - Rapa, Rudol, Fojut, Matynia - Matras, Murawski - Delew, Drygas, Gyurcso, Frączczak.

Sędziuje: Adrien Jaccottet (Szwajcaria)

Komentarze (0)