WP SportoweFakty: Trafił pan do innego wymiaru, gdzie klubową szatnię odwiedza regularnie jedna z legend futbolu, Diego Maradona.
Piotr Zieliński: Mamy z nim pamiątkowe zdjęcie, na pewno zawiśnie u mnie w domu rodzinnym w Polsce. Maradona czasem nas odwiedzi, powie kilka motywujących słów i porozmawia z trenerem Maurizio Sarrim.
Jak SSC Napoli zmieniło pana jako piłkarza?
- Otaczam się wyśmienitymi piłkarzami. Jest na przykład legenda Marek Hamsik. Codziennie go podpatruję i uczę się od niego. Mieszkamy razem w pokoju na zgrupowaniach. Lubię z nim grać, wymieniać piłki na boisku. Jest między nami chemia. To dla mnie wzór do naśladowania. Kontakt mamy bardzo dobry. Marek często podpowiada na boisku, zwraca uwagę na szczegóły. To dla mnie najlepszy środkowy pomocnik w Serie A. To jest właśnie ta różnica - w Neapolu mam styczność z wielkimi zawodnikami już na treningu. Rywalizowanie z nimi podczas zajęć czy przebywanie w szatni pozwala mi się stale rozwijać. To inny poziom.
ZOBACZ WIDEO SSC Napoli trafiło, ale nie zatopiło Juventusu [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]
To już nie jest radość po remisie, jak w Empoli.
- W Napoli musisz wygrywać. W Empoli nie było to wymagane w każdym spotkaniu. Z potęgami ligi raczej się na punkty nie nastawialiśmy, a w Napoli jest inaczej. Parcie na wynik jest duże.
Panu presja nie przeszkadza?
- Dzięki temu, że gram mecze o dużym ciśnieniu, o najwyższe cele, również w Lidze Mistrzów, moja pewność siebie wzrosła i to bardzo. Dobre występy w Napoli mnie budują.
Pan jest raczej typem zawodnika, który swoją pozycję buduje małymi krokami.
- Zgadzam się. Wiem, że są we mnie rezerwy, że jestem w stanie być bardziej pewny siebie. Współpracuje z psychologiem, który też mi dużo pomógł. Trening mentalny jest równie ważny jak ten w klubie. Jestem na dobrej drodze, by zrobić kolejny krok.
Styczność z wielką piłką zmieniła pana jako człowieka?
- W naszym zespole nie ma "gwiazdorzenia", wywyższania się. Są wielcy i utytułowani zawodnicy, jak Pepe Reina czy Hamsik, ale nikt nie zachowuje się na zasadzie "czego to ja nie wygrałem". Ja też jestem typem zawodnika, który się nie wywyższa i takim pozostanę. Bez względu na to, co w życiu osiągnę.
W dalszym rozwoju na pewno pomoże panu rywalizacja w klubie.
- Muszę zachować czujność, być ciągle w wysokiej formie, bo na miejsce w składzie czekają inni. Gdyby rywalizacja nie była tak mocna, to myślę, że bym się tak nie rozwinął. Konkurencja nakręca, każdy chce występować w pierwszym składzie. Poza tym - w naszej drużynie wszyscy są gotowi do grania od zaraz, nikt nie odstaje. Lubię rywalizację z Allanem, znamy się z Udinese, mamy bardzo dobry kontakt, to bardzo dobry zawodnik.
Od grudnia do lutego miał pan bardzo dobry czas. Często zaczynał spotkania w pierwszym składzie zespołu, między innymi z Realem Madryt na Santiago Bernabeu. Strzelił pan też pięć goli i miał pięć asyst.
- Forma była już we wcześniejszych miesiącach. Po prostu zaczęło wpadać. Ale chcę więcej. Mam głód tych goli i asyst, wiem, że mogę więcej. A mecz z Realem to było spełnienie jednego z marzeń. Kiedyś mój pokój był w plakatach galaktycznej drużyny z Luisem Figo, Raulem. Miałem koszulkę Zinedine'a Zidane'a, Brazylijczyka Ronaldo. Na podwórku byłem Zidanem. Zresztą, kto nie był?
A trema w Madrycie była?
- Staram się, żeby jej nie było. Myślę, że pierwsze pół godziny na Santiago Bernabeu miałem dobre, później przytrafiło się mi kilka niepotrzebnych strat. Druga połowa też była niezła. Świetne przeżycie. Mam nadzieję, że jeszcze nie raz zagram na tym stadionie.
Jako piłkarz Realu?
- Jestem zawodnikiem Napoli i jestem z tego powodu bardzo zadowolony. To miejsce, w którym dalej mogę się rozwijać. Mamy silny zespół, trochę więcej doświadczenia i będziemy walczyć jak równy z równym.
Ostatnio Dries Mertens parodiował pana na treningu, pokazując, że za dużo pan kiwa, zamiast strzelać.
- Chodziło mu też o to, że często drybluję. On jest w tym mistrzem.
Strzał z daleka to coś, nad czym pan ostatnio pracował? Wyraźnie poprawił pan ten element.
- Zostaję po treningach, ćwiczę uderzenia. Pracuję też nad mięśniami brzucha, nad stabilizacją. Wtedy poprawia się siła strzału. W meczu częściej próbuję, uderzenia mi wychodzą. Wiem, że będę jeszcze bardziej skuteczny.
Ostatnio trafił pan na ławkę.
- Odczuwałem trochę trudy sezonu, wchodziłem częściej z ławki rezerwowych. Rozmawiałem z trenerem Maurizio Sarrim, że muszę troszkę odpocząć, że są duże obciążenia. To normalne. Wszedłem na inny poziom, gramy co trzy dni, do czego nie byłem przyzwyczajony. Ale doszedłem fizycznie ponownie do dobrego poziomu. W Napoli jest nas trzech, trener Sarri potrafi dobrze rotować składem, dać szansę. Robi to sprawiedliwie.
Nie patyczkuje się, jak ktoś okaże słabość.
- Jest walka, nie ma nic za darmo. Jest tylko kilku zawodników, którzy mogą być pewni miejsca w składzie, ale wiadomo, że w piłce osiągnęli już bardzo dużo, są postaciami w drużynie.
Arkadiusz Milik będzie musiał poczekać na swoją szansę. Odkąd wrócił do gry po kontuzji jest głównie rezerwowym.
- Nasz tercet jest mocny, ciężko kogoś wyjąć. Mertens, Lorenzo Insigne czy Jose Callejon mają razem mnóstwo strzelonych goli. Arek walczy o swoje, jest ważnym zawodnikiem, będą nam potrzebne jego gole. Myślę, że końcówka sezonu będzie należała do niego.
Jest pan zadowolony, że trafił akurat do Napoli?
- Podjąłem najlepszą decyzję. We Włoszech znano moją markę, ja z kolei wiedziałem, czego oczekiwać od ligi. Mój rozwój przebiega bardzo płynnie. Rodzina i mój agent również uważają, że to była świetna decyzja.
Rozmawiał Mateusz Skwierawski