Artur Długosz: Powrócił pan do gry po długiej chorobie, jak pan ocenia swoją postawę w ostatnich dwóch spotkaniach?
Sebastian Dudek: Powiem tak, to nie było choroba, jak powtarzam to wszystkim. To co miałem, to nie jest żadna choroba, bo do tej pory mam to samo. To nie jest choroba, bo gram. To jest po prostu przypadłość. Taki, a nie inny mam organizm i on w ten sposób funkcjonuje. Co do mojej gry, ciężko mi oceniać w roli zawodnika swoją grę. Na pewno cieszę się, że powróciłem do treningów, do zespołu i miałem szansę zagrać w tym Pucharze Ekstraklasy w jednym i drugim meczu. Teraz, im więcej czasu będę przebywał z drużyną, im więcej będę trenował tym będzie lepiej. Jeżeli będę grał, to na pewno będę starał się robić to jak najlepiej i nie będę zwalał na to, że jakiś czas nie trenowałem.
Jest pan już przygotowany do walki przez pełne 90. minut, czy może jeszcze brakuje panu siły by rozegrać całe spotkanie?
- Powiem szczerze, że w tym momencie ciężko mi powiedzieć. Każdy mecz jest inny, w każdym meczu inaczej układa się wynik. Osobiście całego spotkania jeszcze nie zagrałem, więc nie mam pojęcia czy podołam, ale jeżeli bym dostał taką szansę i bym grał, to sądzę, że dałbym sobie radę.
W pana grze w dwumeczu z Ruchem Chorzów widać było "głód gry", nie mógł się pan chyba już doczekać powrotu na boisko?
- Jeżeli człowiek od dzieciństwa jest związany ze sportem, z piłką nożną i ma taką przerwę, gdzie nie może nic robić, to później, gdy wychodzi na boisko to stara się zrobić wszystko. Czasami nie wychodzi, ale jest na pewno ten głód gry, bo taka dłuższa przerwa to nie jest za dobra rzecz dla piłkarza.
Zagrał pan dopiero w drugim meczu i już wpisał się na listę strzelców. W następnych spotkaniach może być już chyba tylko lepiej?
- Cieszę się, że w ogóle występuję, bo troszkę inaczej teraz do tego podchodzę. Bardzo cieszę się z tego, że dostaje szansę gry. Stało się to w sumie w krótkim czasie odkąd wznowiłem treningi. Cieszę się na pewno, że strzeliłem bramkę, bo nie strzelam znowu tych goli zbyt dużo. Jestem szczęśliwy z tego powodu, że jestem na boisku i mogę w jakiś sposób pomóc kolegom.
Skąd wzięła się słabsza postawa Śląska w kilku ostatnich spotkaniach? Najpierw remis z Odrą Wodzisław, potem porażka z Polonią Warszawa i ten nie do końca udany pierwszy mecz z Ruchem Chorzów...
- Jeżeli patrzymy na to teraz, z perspektywy czasu, to ta pierwsza runda była podobna. Wtedy zdobyliśmy pięć punktów i teraz też zdobyliśmy pięć punktów. Skąd się wzięła słabsza postawa? Nie sądzę, że jest to słabsza postawa. Po prostu przeciwnicy troszkę inaczej już do nas podchodzą, już nie ma czegoś takiego, że jesteśmy beniaminkiem, tylko jesteśmy zespołem, który zajmuje wyższe lokaty i gra o jakieś cele. Każdy już troszkę inaczej do nas podchodzi. Tak się mecze układają. My staramy się grać w piłkę, nie zawsze to się udaje. Mecz z Polonią Warszawa akurat oglądałem i Czarnym Koszulom spotkanie wyraźnie się ułożyło, strzelili bramkę i później już grali typowo na to, by utrzymać ten rezultat. Szkoda, że nie strzeliliśmy rzutu karnego, bo sądzę, że byśmy wygrali to spotkane, bo wtedy jak to się mówi dostalibyśmy wiatru w żagle i spokojnie moglibyśmy to wygrać.
Czuje się pan być alternatywą dla Sebastiana Mili? We Wrocławiu poza panem i Milą nie ma raczej innego ofensywnego środkowego pomocnika.
- Sebastian ma swój charakter gry, ja mam swój. Wydaje mi się, że w Śląsku jest dużo zawodników, którzy potrafią kreować grę. Jeżeli to wszystko wypali w meczu, wiadomo też każdy na swój dzień w danym spotkaniu, ale gdy wypali to, że jedenastu gra bardzo dobrze, to wtedy to dobrze wygląda. W meczu z Ruchem też zagraliśmy dobry mecz, tylko, że Ruch grał mądrze w pierwszej połowie i strzelił dwie bramki. W drugiej części meczu to była już nasza dominacja. Nie sądzę więc, że wtedy zagraliśmy słabe spotkanie. Można zagrać słaby mecz i wygrać, a my zagraliśmy dobre spotkanie, a przegraliśmy.
Czy teraz, gdy trener Tarasiewicz może już liczyć na pana Śląsk wróci do systemu gry, który prezentował jesienią?
- Ciężko mi odpowiedzieć na to pytanie. Trener decyduje o tym jak gramy. Też nie jest powiedziane, że ja będę grał. To był puchar, a on rządzi się innymi prawami niż liga. Szkoleniowiec ogląda nas na treningach, ogląda nas w meczach. Na pewno każdy z nas stara się w jakiś sposób pokazać i to trener decyduje o składzie, więc nie wiem, czy zdecyduje się on na wystawienie dwóch napastników, czy może zagramy jednym. Choć nawet jak wyjdziemy z jednym snajperem, to wiadomo, że jest pięciu ludzi którzy grają ofensywnie, więc to jest bez różnicy czy gramy z jednym snajperem, czy z dwoma.
Według pana Śląsk ma jeszcze szansę na występy w europejskich pucharach?
- Osobiście uważam, że na pewno mamy szanse, bo jeżeli złapiemy taki luz w grze i będzie nam naprawdę dopisywało szczęście, to potrafimy wygrać z każdym. Myślę, że tak ma każdy zespół. Nie jest powiedziane, że jeżeli przegramy mecz, tak jak z Polonią ostatnio, to odbiera nam to szanse. Przypomina mi się ta ówczesna druga liga, kiedy w końcówce mieliśmy trochę straty do tego drugiego czy pierwszego nawet miejsca, do tego awansu, a potrafiliśmy wygrać trzy ostatnie mecze i awansowaliśmy z drugiej pozycji. Wszystko w piłce jest możliwe.
Następny mecz z PGE GKS-em Bełchatów będzie chyba jednym z najważniejszych spotkań w tym sezonie...
- Każdy mecz jest ważny dla nas. Bełchatów jest dobrym zespołem, dlatego będzie ciężko. Gramy na ich terenie, oni ponieśli porażkę u nas i na pewno będą chcieli wygrać to spotkanie. W dwóch ostatnich meczach wygrali i będą chcieli podtrzymać serię. Nie sądzę, że jedziemy tam po to, by wywieźć remis, bo cały czas staramy się grać o trzy punkty. Mecze się różnie jednak układają.
Czego brakuje Śląskowi by w takich pojedynkach jak ten z Polonią Warszawa to wrocławianie z placu gry schodzili jako zwycięzcy? Chodzi tu o szczęście, czy może o umiejętności typowo piłkarskie?
- W tym spotkaniu z Polonią akurat nam się nie ułożyło, bo straciliśmy w sumie przypadkową bramkę. Piłka leciała wzdłuż linii pola karnego, nadbiegł zawodnik i strzelił. Później był ten karny... Myślę, że losy spotkania się odwróciły na naszą korzyść, graliśmy z przewagą jednego zawodnika, choć nie zawsze to wychodzi na dobre dla zespołu. Gdy rywali jest dziesięciu, a nas jedenastu, wtedy nieraz nie potrafimy grać. Czego brakuje? Na pewno szczęścia, bo w piłce nożnej ważne jest szczęście.
Śląsk nie wykorzystał już trzech rzutów karnych z rzędu. Czy gdy następnym razem sędzia podyktuje jedenastkę zdecyduje się pan podejść do piłki i strzelić? Pan już dwukrotnie zdobył tak bramkę w tym sezonie...
- Powiem w ten sposób - jeżeli będę na boisku na pewno będę chciał strzelać karnego. Nie ma u nas czegoś takiego, że ktoś zabiera piłkę i idzie. W danym momencie, jeżeli ktoś się dobrze czuje i nawet wcześniej nie wykorzystał jedenastki, to mówi, że chce wykonywać rzut karny i tak jest. Karny to jest taka loteria, troszeczkę nam teraz nie idzie w tym stałym fragmencie gry, ale może być tylko lepiej. Musi przyjść słońce dla nas i na pewno w następnym spotkaniu zdobędziemy bramkę z rzutu karnego.
Wrócił już pan do pełni formy, czy może będzie pan mógł grać jeszcze lepiej?
- Myślę, że nawet jak bym grał bardzo dobrze, to powinienem mówić, że może być zawsze lepiej, bo trzeba do czegoś dążyć i trzeba sobie stawiać poprzeczkę coraz wyżej. Nie wiem, czy wróciłem do pełnej formy. Na pewno staram się grać na sto procent, ale tak jak mówię, nie zawsze to wychodzi. Ciężko mi określić teraz w tym momencie, czy to jest moja forma szczytowa, czy nie, bo to bardziej chyba potrafi człowiek określić, gdy skończy grać. Wtedy może powiedzieć sobie, że w tym momencie byłem w takiej formie, że nikt by mnie nie dogonił.