Nie minął pierwszy kwadrans spotkania, a Piotr Nowak zniknął spod linii bocznej, skąd zwykł oglądać mecze, by być jak najbliżej boiskowych wydarzeń. Jego miejsce zajął Maciej Kalkowski, a on sam udał się do szatni. Dopiero po zakończeniu pierwszej połowy okazało się, że Nowak źle się poczuł i potrzebował pomocy lekarza.
- Zostałem przebadany przez lekarza, dostałem medykamenty, ale nic poważnego się nie stało. Do końca spotkania byłem w szatni, pozostając jednak w stałym kontakcie ze wszystkimi moimi współpracownikami ze sztabu szkoleniowego - mówi Nowak.
Zniknięcie szkoleniowca zaskoczyło piłkarzy Lechii. - Na początku się zdziwiłem. Myślałem, że trener został ukarany, ale przecież nic się nie wydarzyło, więc nie mógł zostać ukarany. Dopiero w szatni w przerwie w szatni dowiedzieliśmy się, że coś było nie tak - tłumaczy Sławomir Peszko.
- Dopiero w przerwie się dowiedzieliśmy, że trener miał jakiś kłopot, bo z boiska nie było tego widać. Dla nas nie było to problemem, bo obowiązki przejął trener Kalkowski. Trenerowi Nowakowi życzymy zdrowia i mamy nadzieję, że to nie było nic poważnego - dodaje Ariel Borysiuk.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Grosicki w "odwiedzinach" u królowej. Był tylko jeden problem
Po interwencji lekarza Nowak poczuł się lepiej, ale nie wrócił na ławkę rezerwowych. Choć oglądał spotkanie z szatni, miał wpływ na to, co dzieje się na boisku.
- Oglądałem mecz w telewizji, Andrzej Woźniak był łącznikiem między mną i Maćkiem Kalkowskim, który prowadził zespół z ławki. Dziękuję im, a także wszystkim pozostałym ludziom z mojego sztabu za wzorową opiekę. Również piłkarzom i kibicom za wsparcie oraz ważne zwycięstwo. Czuję się już dobrze, a jeszcze lepiej po wygranej w Krakowie - mówi Nowak.
O zwycięstwie Lechii przy Reymonta 22 przesądził gol Lukas Haraslina. - Dedykuję swoją bramkę i to zwycięstwo właśnie trenerowi. Bardzo się ucieszył z tej wygranej - uśmiecha się Słowak.
Mecz Wisła - Lechia był o tyle nietypowy, że spotkanie bez wsparcia swojego pierwszego trenera kończyła też Biała Gwiazda. W 90. minucie, po jednej z decyzji sędziego Pawła Gila, Kiko Ramirezowi puściły nerwy i arbiter odesłał za trybuny. Hiszpan twierdzi, że jest niewinny, a sędzia Gil źle zinterpretował jego gest.
- Zostałem wyrzucony za to, że rzuciłem na ziemię kurtkę. Sędzia nic mi nie powiedział. W poprzednich meczach takich sytuacji nie było, a nawet chwaliłem sędziów. Czasem trzeba umieć lepiej odczytać intencje - tłumaczy Ramirez.