Kasper Hamalainen to były gracz Lecha, który w przerwie zimowej poprzedniego sezonu na zasadzie wolnego transferu przeniósł się do Legii. Fani Kolejorza nie wybaczyli mu tego ruchu i oskarżyli go o zdradę. 31-latek w jednej chwili z idola stał się zdrajcą i najbardziej znienawidzonym w Poznaniu piłkarzem Legii.
Przenosząc się do stolicy, Fin zadał lechitom cios w serce, ale to, co wydarzyło się w dwóch poprzednich klasykach, musiało boleć kibiców Kolejorza równie mocno - w końcu to bramki Hamalainena przesądziły o zwycięstwach Legii (2:1, 2:1). Mało tego, Fin oba gole strzelił jako zmiennik w doliczonym czasie gry.
Dżoker jest w naszych rękach. #LEGLPO pic.twitter.com/1t03xBHKOw
— Legia Warszawa (@LegiaWarszawa) 16 maja 2017
"Dżoker jest w naszych rękach" - pisze Legia przed środowym klasykiem i prezentuje Hamalainena w charakteryzacji "Jokera" - postaci znanej z komiksów o "Batmanie". Stołeczny klub nawiązuje do okoliczności, w jakich Hamalainen przesądzał o wynikach ostatnich klasyków i przypomina równocześnie, że Fin wcześniej był po drugiej stronie barykady.
- Rzeczywiście pewne rzeczy nie zdarzają się dwa razy, więc to był trochę cud, że to się powtórzyło. Emocje, które towarzyszyły mi w związku z tym, że to stało się po raz drugi, były wręcz nierealne - mówi Hamalainen w rozmowie z legia.com.
ZOBACZ WIDEO: Napoli gromi, gol Zielińskiego. Zobacz skrót meczu z Torino [ZDJĘCIA ELEVEN]
O jesiennej bramce zdobytej przy Łazienkowskiej 3 opowiada tak: - Gdy [rywale] strzelili z karnego na 1:1, myślałem, że nie mamy nic do stracenia i że musimy spróbować to wygrać. Byłem pewien, że będę miał jedną czy dwie okazje i po strzale Brozia piłka spadła pod moje nogi, a ja starałem się wpakować ją do siatki. Po golu chyba gdzieś pobiegłem. Nie myślałem wtedy za wiele.
Mecz przy Bułgarskiej 17 Hamalainen znów zaczął na ławce, a do gry wszedł w samej końcówce, by w doliczonym czasie gry uciszyć stadion Kolejorza.
- Przed meczem myślałem, że może znowu otrzymam swoją szansę w końcówce. Gdy strzelili na 1:0, wiedziałem, że ją dostanę. Trener powiedział tylko "zrób to znowu", a ja odpowiedziałem "OK". Wszedłem na boisko i wyrównaliśmy, a ja zrozumiałem, że to dobry czas, by znów poczuć to samo. Przed golem wyobrażałem sobie, jak może polecieć piłka, a potem starałem się ją po prostu dobrze uderzyć. Po tym znów miałem "zaćmienie" - uśmiecha się Fin.