W pierwszym meczu w roli selekcjonera reprezentacji Polski, Adam Nawałka postawił na Marcina Kamińskiego. Było to 15 listopada 2013 roku. Zawodnik Lecha Poznań (wówczas) nie spisał się wtedy najlepiej, zwłaszcza przy drugiej bramce, gdzie został w dość prosty sposób ograny przez Roberta Maka. Minęło ponad trzy lata, od kiedy pojawił się na zgrupowaniu kadry. Już jako zawodnik VfB Stuttgart, z którym właśnie wywalczył awans do Bundesligi.
Marek Wawrzynowski, WP SportoweFakty: Miał pan świadomość, że wtedy, w meczu ze Słowacją, poszło naprawdę źle?
Marcin Kamiński: Czułem, że nie wszystko zagrało. Zresztą ta coraz dłuższa przerwa to był najlepszy sygnał.
Co się zmieniło od tamtego czasu?
Czuję się dojrzalszy, lepiej, mam dużo więcej pewności siebie. W tym ostatnim na pewno pomógł mi awans. Zresztą, skoro przyszło powołanie, to oznacza, że selekcjoner zauważył zmianę.
ZOBACZ WIDEO: Bogusław Leśnodorski został menadżerem Andrzeja Bargiela. "To jedyny człowiek na Ziemi, który może zjechać na nartach z K2"
Jak to się objawia w grze?
Na pewno przeprowadzka do Niemiec dała mi większą intensywność. A co za tym idzie, poprawił mi się czas reakcji. Również przy rozegraniu piłki muszę podejmować decyzje i widzę, że w tych elementach poszedłem w górę. A jeśli chodzi o pewność siebie, to jest to nie do przecenienia. Oczywiście zakładaliśmy awans, ale zakładać a wywalczyć to inna sprawa.
Jednak z Lechem grał pan o tytuł.
Co nie zmienia faktu, że przejście do Niemiec traktuję jako duży krok do przodu. To duży klub, inna gra. Nie wahałem się. Chciałem być częścią tego projektu. Dobrze, że przyszedłem z Poznania, a nie jakiegoś małego miasteczka. Jednak gramy tu regularnie przy 50 tysiącach widzów, więc na pewno dużo łatwiej było mi się przyzwyczaić do tej presji. Zresztą w Stuttgarcie od początku było o tyle dobrze, że większość mówi po angielsku, więc od razu ułatwiło to kontakt.
Rywalizacja z tamtymi napastnikami jest trudniejsza niż w Polsce?
2. Bundesliga to liga bardzo fizyczna, jest parę drużyn, które chcą grać w piłkę, ale część drużyn szuka prostej gry, więc na pewno jest czasem wyzwanie. Na szczęście dwaj najlepsi napastnicy w lidze grają u nas - Simon Terodde i Daniel Ginczek.
Liczy pan na grę w meczu z Rumunią? Wszyscy typują Thiago Cionka, ale nie wiadomo, czy selekcjoner będzie chciał wystawić dwóch niskich stoperów. To jednak spore ryzyko. Zawsze choć jeden z nich powinien być wysoki, ustawiający się, grający głową.
Nie myślę o tym w ten sposób. Nie było mnie przez trzy lata i tak naprawdę przyjechałem tutaj, żeby się pokazać, żeby dać znać, że jest ktoś taki jak Marcin Kamiński. A co będzie dane więcej, to już tylko na plus. I walczę o miejsce, bo trener musi mieć też taki komfort, żeby móc podjąć dowolną decyzję. Jak ktoś mu wypadnie, to następny zawodnik musi być gotowy.