Przeciwnik Legii IFK Mariehamn to sprawca największej sensacji w Europie

W miasteczku Mariehamn można by było nakręcić serial familijny. Wszyscy się tu znają. Akcja musiałaby co chwila zahaczać o stadion rywala warszawskiej Legii, bo to jedno z najważniejszych miejsc w życiu mieszkańców.

Pierwsze co rzuca się w oczy, to rozmiar boiska. Na malutkim stadioniku drużyny fińskiego IFK Mariehamn zawodnicy, którzy cierpią na klaustrofobię, mogą poczuć się nieswojo. Boisko jest o 4 metry węższe niż to Legii Warszawa i o 5 metrów krótsze.

- Wszystko jest tu małe. Mała wyspa, małe miasteczko, mały stadion i małe boisko. Ale serca mamy wielkie - śmieje się Jani Lyyski, kapitan zespołu i jego obrońca.

- Łatwiej się tu bronić, a nasz zespół jest w tym naprawdę świetny - mówi Thomas Jonsson, dziennikarz lokalnego Aland Stidningen.

- Oczywiście zdajemy sobie sprawę z tego, jakim klubem jest Legia. Gra tam Kasper Hamalainen, z którym zresztą byliśmy sąsiadami (w Djurgardens), więc mniej więcej śledzimy, co się dzieje - mówi Lyyski, lider obrony ekipy z Mariehamn, po polsku Maarianhaminy.

ZOBACZ WIDEO Baraże o Primera Division: Tenerife drugim finalistą. Zobacz skrót meczu z Cadiz [ZDJĘCIA ELEVEN]

Linia defensywna to jedna z ważniejszych formacji drużyny, której nazwa niewiele mówi przeciętnemu kibicowi.

- Jeszcze 15 lat temu byliśmy w trzeciej lidze, potem powoli zaczęliśmy się profesjonalizować, przyszli zawodnicy ze Szwecji. Po awansie do 1. ligi powoli idziemy cały czas w górę - opowiada nam Peter Lundberg, trener fińskiej drużyny, były miejscowy zawodnik, który pamięta czasy trzecioligowe, a dziś jest ojcem największego sukcesu w historii.

- Wiele osób porównywało nasz sukces do Leicester City. Przed sezonem wielu dziennikarzy skazywało nas na spadek, patrząc na nasz budżet. Ale to nam nie groziło. Mamy stabilną ekipę, od 5 sezonów regularnie jesteśmy w czołowej szóstce ligi - mówi Lundberg.

- Gdy dwa lata temu zdobyliśmy puchar, wiedziałem, że wszystko jest możliwe. Ale ten tytuł to było coś niezwykłego. Wiele lat grałem w piłkę, w lidze szwedzkiej, w reprezentacji Finlandii, ale taki sukces to jest coś innego niż wszystko, czego doświadczyłem w karierze - mówi Lyyski.

Pierwsze na co zwracają uwagę Finowie to właśnie budżet, wielokrotnie mniejszy niż najlepszych fińskich drużyn, takie jak HJK Helsinki (roczny budżet IFK Mariehamn w 2016 wyniósł w przeliczeniu na złotówki ok. 5 mln zł, roczny budżet Legii Warszawa na 2017 rok według informacji tygodnika "Piłka Nożna" to 283,5 mln zł). To czyni drużynę sprawcą największej sensacji w Europie.

- W ogóle nie ma sensu nas porównywać. My tu mamy rodzinny klub, wszyscy w okolicy się znają, traktują się jak przyjaciele albo nawet członkowie rodziny - mówi Lyyski.

W miasteczku mieszka 11 tysięcy osób, na całej wyspie 30 tys. Rekord frekwencji na stadionie to 4,5 tysiąca widzów. W weekend na mecz ligowy przyszły 2 tysiące fanów. Można by tu kręcić serial familijny. Jeśli ktoś chciałby spokojnego miejsca na starość, to trudno o lepsze. Ale jest jeden warunek - trzeba znać język szwedzki. Nie fiński, a właśnie szwedzki, bo tutaj mało kto rozumie po fińsku.

Wszyscy tu zdają sobie sprawę z tego, że czeka ich wyzwanie być może największe w życiu.

- Nadzieja jest. Mała, ale jest. Jeśli wykorzystamy atut własnego boiska, a potem będziemy mieli trochę szczęścia, to kto wie - mówi Lyyski.

Zespół po raz trzeci w historii startuje w europejskich pucharach. Za pierwszym razem, w sezonie 2013-14, przegrał z Interem Baku (0:2, 1:1), w poprzednim sezonie musiał uznać wyższość norweskiego Odds (1:1, 0:2).

- Na pewno mamy mocniejszy zespół niż wtedy, gdy graliśmy z Baku, powiedziałbym, że na podobnym poziomie jak rok temu - mówi Peter Lundberg, szkoleniowiec zespołu.

Drużyna przez kilka lat dojrzewała, grała ustabilizowanym składem. Dzięki świetnemu skautingowi doszło kilku ciekawych zawodników i oto przyszedł sukces. Ale trzeba też pamiętać, że drużyna straciła najlepszego snajpera i asystenta, Devera Orgila z Jamajki, który odszedł do austriackiego klubu Wolfsberger.

Liderem ekipy jest teraz szwedzki rozgrywający Robbin Sellin, mający na koncie mecze w szwedzkich młodzieżówkach. Drugi z kluczowych zawodników ofensywnych to napastnik Aleksiej Kangaskollka.

Drużyna gra ustawieniem 4-4-2, jak zresztą większość fińskich zespołów. Dużo piłką po ziemi, co wiąże się ze wspomnianymi rozmiarami boiska, które zresztą dopuszczone jest tylko do meczów w eliminacjach. Wizyta na Łazienkowskiej będzie dla gości wielkim przeżyciem.

- Każdy, kto interesuje się piłką, wie, co to Legia. Doświadczony zespół, od lat grający w pucharach. Co do losowania, to mogło być lepiej, a mogło być gorzej. Jedno mogę obiecać: Powalczymy - zapewnia Lundberg.

Komentarze (9)
avatar
Jeżyce
20.06.2017
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
..pogratulować wypada legii awansu do następnej rundy ...;-) 
avatar
Zajcev
20.06.2017
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Gdyby nie grali z Legią to nawet bym im kibicował. Lubie śledzić poczynania takich małych, prowincjonalnych klubów takich jak u nas Nieciecza, w Niemczech Hoffenheim czy Crotone we Włoszech. Co Czytaj całość
avatar
13MP 18PP
20.06.2017
Zgłoś do moderacji
1
0
Odpowiedz
Dajcie pajacowi spokój, to pozytywny wariat, nieszkodliwy. 
avatar
hektor_gol
20.06.2017
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
jedyny znany mi piłkarz z Finlandii jaki przychodzi mi na myśl to Sami Hypia 
avatar
fin49
19.06.2017
Zgłoś do moderacji
3
0
Odpowiedz
Płyn!ąłem kiedyś do Sztokholmu z Finlandii ...przystanek Marienhaam ..wychodzi jeden gościu jak z tramwaju ...i to wszystko w temacie