Kiedy Nemanja Nikolić przyszedł do Legii Warszawa, powiedział nam: "Jeśli umiesz strzelać gole, będziesz to robić zawsze. Na Węgrzech, w Polsce, wszędzie". Od tego czasu sporo się wydarzyło. "Niko" odszedł do Stanów Zjednoczonych, ale swój zabójczy zmysł zabrał ze sobą. Do Chicago Fire.
- Udowodnił, że jest topowym snajperem w lidze, fantastycznym zawodnikiem przy wykończeniu i na pewno był jednym z najważniejszych ludzi w procesie odrodzenia Chicago - mówi Scott French, dziennikarz amerykańskiego oddziału magazynu "FourFourTwo".
W tym roku mija 11 lat, od kiedy zespół z Wietrznego Miasta zdobył mistrzostwo ligi. Od kilku lat przechodzi potężny kryzys. Od 2010 roku tylko raz awansował do fazy play-off, zresztą przepadł już w pierwszym meczu. W ostatnich latach Chicago było regularnie jedną z najgorszych albo i najgorszą drużyną ligi.
W tym sezonie, po kilku zmianach personalnych, jest drugą siłą rozgrywek, zaraz za Toronto.
ZOBACZ WIDEO Getafe wraca do Primera Division. Zobacz skrót meczu z CD Tenerife (VIDEO) [ZDJĘCIA ELEVEN]
Spora w tym rola Nikolicia, który w 17 meczach strzelił 14 goli z 31, jakie zdobyła cała drużyna - 45 procent goli "Fire".
- Myślę, że kluczowa dla Nikolicia jest szybkość Accama, który mu sporo pomaga. Ale też świetna linia pomocy ze Schweinsteigerem, Juninho i McCarthym. To było w ogóle świetne okno transferowe "Fire" - ocenia French, ale nie uważa, żeby postawa "Niko" była sensacją.
- Widzieliśmy jego statystyki, więc nie było pytania, czy odpali, ale kiedy. Nie wiedzieliśmy, jak przystosuje się do stylu gry MLS, okoliczności. Początkowo szło tak sobie, ale gdy zaczął strzelać, jest po prostu rewelacyjny - zachwyca się Amerykanin.
Ważne, że strzela z zadziwiającą regularnością. Zadziwiającą dla kogoś, kto wcześniej go nie znał, bo przecież tak samo trafiał na Węgrzech i w Polsce. Ciułał bramki - jedną, dwie w meczu. Seria 9 meczów bez porażki to w znacznej mierze jego zasługa.
Już teraz w USA są dyskusje, czy zostanie najlepszym debiutantem. Wymienia się go też w gronie poważnych kandydatów do MVP sezonu, choć do końca tego jest jeszcze sporo czasu.
- Warto zauważyć, że w tej chwili w głosowaniu kibiców do meczu gwiazd MLS z Realem Madryt ma najwięcej głosów wśród napastników - zaznacza Adam Kotleszka, który komentuje rozgrywki ligi amerykańskiej w stacji Eurosport.
Spotkanie ma się odbyć 3 sierpnia w Chicago.
Doskonałe wyniki zawodnika już teraz są powodem różnych spekulacji.
- Dwukrotnie w historii zdarzyło się, by zawodnik dokładnie w połowie sezonu miał 14 bramek w 17 meczach. Wcześniej byli to Bradley Wright-Phillips oraz Chris Wondolowski. Obaj zdobyli tytuł króla strzelców z 27 bramkami na koncie, co jest rekordem ligi - mówi Kotleszka.
Fantastyczne statystyki piłkarza nie przeszły bez echa na Węgrzech. Zwłaszcza że reprezentacja przegrała ostatnio 0:1 z Andorą w eliminacjach mistrzostw świata.
- To była tragedia narodowa. Oczywiście zdarzały się nam w przeszłości podobne wpadki, ale po Euro 2016 liczyliśmy, że to nas już nie dotyczy. Następnego dnia po klęsce powstało sporo artykułów z pytaniem: "Co by było, gdyby grał Nikolić?" - mówi Daniel Galambos z Nemzeti Sport.
Nikolić ustalił z selekcjonerem Berndem Storckiem, że nie ma sensu, żeby przylatywał na spotkanie ze słabeuszem tylko po to, żeby wejść na 10-15 minut. Albo i w ogóle. W hierarchii Niemca były napastnik Legii jest zaledwie trzecim, a może i czwartym snajperem.
Wyprzedzają go Adam Szalai z niemieckiego Hoffenheim i Tamas Priskin z Ferencvarosu. Numer 3 "Niko" dzieli z innym napastnikiem Ferencvarosu Danielem Bode.
Storck woli inny typ napastnika - silnego, szybszego, walczącego. A "Niko" taki nie jest. Raczej drobny, z fantastyczną umiejętnością znajdowania się w polu karnym, doskonały w szybkim rozegraniu pod bramką rywala. Kochają go kibice, ale nie wszyscy trenerzy.
Z Chicago raczej się nie ruszy. 30-letniemu piłkarzowi nikt raczej nie zapłaci tak dobrze. W Chicago zarabia 1,9 miliona dolarów za sezon. I co ważne, jest idolem. Kiedyś, gdy rozmawialiśmy z jego trenerem z juniorów, Ivanem Farago, powiedział: - On urodził się z instynktem do strzelania. To jest coś, czego nie można się nauczyć.
Miał rację. Szkoda tylko, że "Niko" nie pokazał tego w jakimś dużym klubie. Ale po części to też jego wybór. Zawsze szukał klubu, w którym będzie miał sporo okazji do strzelania.
- Myślę, że on ma świetne wyczucie miejsca. Najpierw Warszawa, teraz Chicago. Miał przecież wiele ofert, z Chin, z Anglii. Ale poczekał i wybrał taką idealną dla siebie. Ale też dla rodziny, dzieci. W dobrym miejscu do życia, z którym może nawet związać przyszłość - mówi Daniel Galambos.