Legii historia słodko-gorzka

Michał Kołodziejczyk
Michał Kołodziejczyk
Zdziwił się pan?

Byłem zdziwiony. Nam się jednak wtedy nie mieściło w głowie, ze można spowodować ten medialny kocioł, złą kampanię dla klubu, dyskredytującą wspólne osiągnięcia po to, aby przejąć inicjatywę i władzę.

Jaką kampanię?

Niszczącą reputację osób zarządzających Legią, zwłaszcza Bogusia.

Ale po co miałaby być taka kampania?

Żeby obalić ówczesny zarząd! Co więcej - uważam, że pomysł miał szanse powodzenia. Kampanii towarzyszyły liczne publikacje na kanwie wydarzeń z meczu z Borussią. Zarzuty były formułowane wprost: "dzieje się źle, klub jest za blisko z kibicami", nawet więcej - "brata się z przestępcami". "Potrzebne są drastyczne zmiany". Wszystko było zarządzane przez bliskiego Darkowi człowieka zajmującego się public relations, który dziś kieruje komunikacją w klubie. Dziennikarzom, którzy byli zainteresowani uderzeniem w Leśnodorskiego, sprawnie dostarczano materiały, które miały to ułatwić. To był z punktu widzenia drugiej strony idealny moment. W Legii panowała fatalna atmosfera, zamiast cieszyć się Ligą Mistrzów przeżywaliśmy jeden z najgorszych okresów. Besnik Hasi nie okazał się właściwym na tamten czas trenerem. Po raz pierwszy najtwardszy elektorat zaczął wątpić w Bogusia. Jedni z powodów sportowych, drudzy reputacyjnych.

Skoro uzgodniliście już, że możecie wykupić udziały drugiej strony, albo sprzedać swoje - dlaczego tego zwyczajnie nie zrobiliście?

Darek posiadał opcję wykupienia naszych udziałów, ale wtedy ocenił, iż kwota która musiałby zapłacić była za wysoka. Usiłował wykupić jednego z nas aby zapłacić mniej. W skrócie uznał, że nie jest zadowolony z realizacji tego na co się umówił i że lepsza będzie taktyka spalonej ziemi. Rozpoczął ostry atak, licząc na to, że sami się wycofamy. Gdyby Legia dalej grała tak fatalnie, pewnie by się tak skończyło. Był bliski realizacji celu. Problem był tylko taki, że nie dało się wyłącznie atakować Leśnodorskiego i Wandzla, trzeba było atakować sam klub, znowu przylepić do Legii łatkę klubu z problemami. A jak się zaczyna taką kampanię to się nie kontroluje jej wszystkich skutków.

Legia zaczęła jednak wygrywać.

To było do końca nie do przewidzenia. Od kompletnego załamania do remisu z Realem Madryt w kilka tygodni. W listopadzie okazało się, że dalsze atakowanie Leśnodorskiego jest bez sensu. Było już pewne, że nie wywiesimy białej flagi, a Boguś znowu stał się niekwestionowanym liderem społeczności. Wtedy pojawił się mój wątek, wcześniej nie istniałem w sporze, nigdy nie było mojego problemu. Nazwano mnie kimś, kto nie ma Legii w sercu, był w Lechu i realizuje się w klubie tylko dlatego, że nie wyszła mu kariera w PZPN, chodzi mu o pieniądze i władzę, realizuje taki plan od samego początku. To była całkowita bzdura, sztuczka PR-owa. Stałem się jednak rzekomym źródłem konfliktu, bo - jak można było przeczytać - Darka z Bogusiem miało łączyć "niekwestionowane wspólne DNA". Żyjemy w takim świecie, że nikt nie pamięta, co było dwa miesiące wcześniej. Niewielu zauważyło nagłą zmianę taktyki, i to o 180 stopni. A kłamstwo parę razy powtórzone, dla niektórych staje się prawdą.

Negocjował pan tak zwany "shoot-out", czyli wojnę na koperty z pieniędzmi, w celu przejęcia akcji przez którąś ze stron. Ostatecznie do tego nie doszło. Dlaczego?

Taka umowa z natury powinna być prosta. Ten kto daje więcej pozostaje w spółce, druga strona odchodzi z pieniędzmi. Ze względu na napięcie towarzyszące rozmowom odeszliśmy od prostego przedsięwzięcia. Umowa była najeżona kruczkami, karami, zasadami odpowiedzialności. Przewidywała, że ten kto wygra aukcję ma ponad pół roku na zapłatę. Zrobiła się koszmarem, nie zamykała tematu, a otwierała nas i klub na nowe napięcia i nowe roszczenia. Mogło być tak, że przez kolejne dziewięć miesięcy nie byłoby wiadomo, kto na koniec dnia będzie właścicielem, a w okresie przejściowym każda decyzja wymagałaby konsensusu. Wtedy na dzień przed podpisaniem Bogusław podjął decyzję o tym, żeby nie podpisywać umowy w tym kształcie. Ja to zaakceptowałem, podobnie jak koledzy zaangażowani w proces mediacji. Zresztą Darek chwilę potem również. Leśnodorski nie chciał podpisywać umowy, bo miał jakiś inny pomysł?

Uznał, że sensowna dla klubu jest jedynie natychmiastowa zmiana właściciela. W jedną lub w drugą stronę. Byle od razu. Za moją akceptacją Bogusław zaczął bezpośrednie rozmowy z Darkiem. Z tego co wiem zaproponował mu odkup jego pakietu za bardzo wysoką cenę. Darek nie przyjął oferty i siłą rzeczy przekształciło się to w rozmowę o sprzedaży naszych akcji.

Bez konsultacji z panem?

To był trudny moment w naszych relacjach z Bogusiem. Wiadomo, że rozpoczynając bezpośrednie negocjacje mogło się to skończyć w obie strony. Bogusław nie był gotowy zarządzać klubem przy dalszym trwaniu zimnej wojny. Po odrzuceniu naszej oferty przez Darka, Bodek postanowił sprzedać nasze akcje. Nie było innej klarownej możliwości.

No i?

Doszło między nami do dość ostrej dyskusji.

I dał się pan przekonać.

Początkowo nie chciałem tego. Zrobiliśmy dużo razem ale wiele było przed nami. Nie chciałem abyśmy przerywali ten życiowy projekt. Po wzajemnej wymianie "uprzejmości" usłyszałem dwie proste rzeczy, które zmieniły moje podejście. Boguś powiedział: "Jeśli ważna jest dla Ciebie nasza przyjaźń, to odpuść. Jeśli naprawdę leży ci na sercu ten klub, to także odpuść, bo to co się dzieje jest złe dla Legii". Zapytał czy tak naprawdę chodzi mi o klub, czy jednak o personalną, egoistyczną satysfakcję, że jestem jego współwłaścicielem? Chwilę protestowałem, ale szybko do mnie dotarło, że ma rację w obu rzeczach. Następnego dnia dałem mu swoje pełnomocnictwo, nie byłem przy podpisaniu umowy. Wyszedłem z klubu stuprocentowo pogodzony z sytuacją i od tego czasu nie byłem w naszym biurze. Uznałem, że przeżyliśmy wspaniały czas, cudowny rok stulecia, wiele daliśmy razem Legii (w szczególności Boguś), ale przyszedł czas odejść.

Czy Legia obroni mistrzostwo Polski?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×