Legii historia słodko-gorzka

Michał Kołodziejczyk
Michał Kołodziejczyk
Martwi się pan o przyszłość Legii?

Martwi mnie retoryka nowego właściciela mówiąca o tym, że wszystko co działo się zanim osobiście przejął stery, było złe. Mówi to na zewnątrz, mówi to w klubie i mówi to jego najbliższe otoczenie. Nie buduje to dobrych relacji ze sponsorami i z kluczowymi pracownikami klubu. Przez trzy sezony doszliśmy z piętnastu milionów przychodów od sponsorów, do dwudziestu paru milionów w ostatnim sezonie. To duże osiągnięcie jak na polski rynek. Niektóre umowy podpisywaliśmy wykorzystując emocjonalne zaangażowanie zainteresowanych na bazie wiary, że dopiero razem zbudujemy wartość rynkową naszych świadczeń. Są tacy, którzy liczyli na efekty naszej współpracy dopiero za kilka lat. Według ostatnich prognoz jakie mam zysk operacyjny EBITDA miał wynieść około 96 milionów złotych. To realne pieniądze. Przez ostatnie trzy sezony na transferach zarobiliśmy 64 miliony złotych. To wszystko jest w jakiś absurdalny sposób kwestionowane. Od sezonu 2013 do ostatniej zimy to były wpływy ponad 94 milionów złotych, co po odjęciu kosztów dało wspomniane ponad 64 milionów zysku. To nie były przypadki. Zyski były duże, bo inwestowaliśmy maksymalnie pół miliona euro, a czasem byli to zawodnicy bez kontraktu. Gdybyśmy mieli większe możliwości finansowe i moglibyśmy robić transakcje bardziej rynkowe, albo gdybyśmy mogli nie uzależniać zakupów od sprzedaży, spełniłoby się marzenie naszego działu transferowego. Nasze wydatki były obciążone spłatą ITI, na co było przeznaczone łącznie przez 3 lata ponad 40 mln zł.

Pewnie poradzi pan sobie teraz błyskawicznie i zainwestuje w inny klub?

Boguś jest Warszawiakiem z Żoliborza, Legię miał we krwi. Ja się z tym genem nie urodziłem, ale go nabyłem. Stałem się i jestem legionistą. Takich ludzi są tysiące. Nie będę się asekurował, zostawiał sobie jakiejś furtki, nie rozważam i nie będę rozważał inwestycji w żaden inny klub. Przypominam, że mój syn był obiecującym wychowankiem akademii, kapitanem rocznika '95 i razem z innymi rodzicami zwiedziłem przez 4 lata większość mazowieckich boisk. Jestem wdzięczny Bodkowi, że dzięki niemu poznałem prawdziwych legionistów z krwi i kości, największe postacie tej społeczności.

Po co Mioduskiemu Legia?

Mówi w wywiadach, że Legia to jego osobista pasja i spełnienie, że jedni wolą kupić jacht, a on woli być tutaj. Myślę, że to prawda, nie miał motywacji finansowej. Nie powiem, że Legia to jego zabawka, ale raczej chęć spełnienia, jako faceta, zaspokojenia własnego ego. Może też tak miałem do pewnego stopnia, ale zostałem z tego szybko wyleczony. Pytanie czy to jest właściwa motywacja?

A nie?

Wydaje mi się, że Darek zdaje sobie sprawę z tego, że potrzebuje inwestora, bo zdobycie mistrzostwa Polski nie gwarantuje sukcesu biznesowego. Chyba zaczyna odczuwać stres i wcale mu tego nie zazdroszczę.

Ma pan wrażenie, że pozwoliliście kibicom na zbyt wiele?

To trudny temat, którym nie zajmowałem się osobiście i nie chcę o nim za dużo mówić. Wiadomo też że kluby nie są wspierane przez państwo. To jest także kwestia czujności, która podczas meczu z Borussią ucierpiała, bo zajmowaliśmy się sobą. Sytuacja na trybunach nie wzięła się znikąd, podobno można było wcześniej zareagować i uprzedzić te wydarzenia, ale działaliśmy na żywym organizmie. Nowe władze już miały poważny kryzys wizerunkowy i szybko się przekonały, jak wygląda zderzenie z rzeczywistością. My się uczyliśmy - były rasistowskie hasła w Lokeren, sprawiliśmy wspólnie z kibicami, że się nie powtórzyły. Ale może takie Lokeren musiało się wydarzyć, by pewne rzeczy zmienić. Każdy postęp zawdzięczaliśmy kryzysom i braliśmy drogie lekcje. I klub, i kibice. Trzeba pamiętać, że na trybunach jest przekrój całego społeczeństwa i nie wszystko się da narzucić odgórnie. Kiedy byłem w Legii nie lubiłem chodzić na przyjęcia i spotkania towarzyskie, bo co druga osoba pouczała mnie, jak ona by "zrobiła z tym porządek". Na tym przecież poległo ITI, które miało telewizję i zdziwiło się, że na stadionie dzieją się rzeczy sprzeczne z systemem wartości tej stacji. To Bogusław Leśnodorski sprawił, że praktycznie wszyscy kibice poczuli się częścią klubu - mało kto by tego dokonał. A wkrótce może to okazać się dużym problemem dla Darka, dla którego jego wizerunek wśród, nazwijmy to establishmentu czy salonu, jest bardzo ważny. Nie życzę mu tego, ale wiem, że nie da się pokonywać tych kwestii nie mając twardych pleców, przejmując się osobiście każdym problemem. Dziesiątki ludzi namawiają cię do wydawania apeli, potępiania, odcinania się, podejmowania radykalnych decyzji. Pójście w tą stronę to byłaby największa głupota. Trzeba być realistą i działać skutecznie.

Trochę w panu goryczy. Będzie potrafił się pan w ogóle cieszyć, jeśli Legia Mioduskiego awansuje do Ligi Mistrzów i zdobędzie kolejne mistrzostwo?

Bez przesady. To jest akurat wywiad, który trochę rozdrapuje rany, bo właśnie o tym chciał pan rozmawiać, a ja się zgodziłem, aby jednorazowo odnieść się do przeszłości. W rzeczywistości ja i Boguś jesteśmy wewnętrznie spokojni i mamy swoje nowe wyzwania. Jestem kibicem Legii i będę cieszył się z każdego jej sukcesu. Wspólnie świętowaliśmy mistrzostwo w gronie legijnych przyjaciół. W ostatnim sezonie byłem na większości meczów wyjazdowych, w tym po transakcji. Boguś na razie wchodzi na K2, powrócił do swojego dziecka - kancelarii prawnej, ja wróciłem w pełni do biznesu i dobrze się z tym czuję. I jeszcze raz powtarzam - Boguś był prezesem Legii w okresie największej chwały, a ja jestem dumny, że mogłem go wspierać. Również, a może nawet przede wszystkim w największych momentach kryzysowych, o czym mało kto wie. Mam z tego czasu tyle anegdot, że oczami wyobraźni widzę moje przyszłe wnuki znudzone słuchaniem tego po raz kolejny.

Popełniliście jakieś błędy?

Będę z pewnego dystansu obserwował klub i to co się w nim dzieje. Za czasów Bogusia wszyscy potrafiliśmy pracować, jak jedna drużyna. "One team, one dream". Zarząd, pracownicy, sztab, piłkarze i lekarze. Na pierwszym miejscu było wzajemne zaufanie, wspólny cel i stuprocentowa decyzyjność lidera. Bodek miał intuicję i wiedzę, które go nie zawiodły. Od czasu do czasu nawet mnie słuchał... Czy popełniliśmy błędy? Mnóstwo! Ale nie myli się ten kto nic nie robi. Wkurzałem się na nasz brak pokory, syndrom ofiary, lekką manię wielkości, brak systematyczności w działaniu i zbyt wiele inicjatyw, które powodowały rozrost zespołu i kosztów. Ale były efekty, trofea i zyski i duma.

Ma pan jakieś rady dla Mioduskiego?

To nie moja rola. Namawiałbym jednak Darka do bardziej rzetelnej oceny pracy poprzedników. Mam na myśli nie tylko wspólników i zarząd, ale cały kluczowy zespół. Doświadczony lider, nawet po takim starciu i dla czysto pragmatycznych celów, potrafi wyjść i powiedzieć: "zrobiliśmy razem wielkie rzeczy. Teraz będę to kontynuował inaczej, szybciej i lepiej, ale szacunek pozostaje". Wielu ludzi w Legii słyszy cały czas, że robili wszystko źle. Za pół roku może być 2/3 nowych ludzi na kluczowych stanowiskach. Bardzo się tego obawiam. Już jako kibic. Najgorsze, że zdemontowano zespół transferowo-sportowy ogarniający pierwszą drużynę. Tandem Michał Żewłakow - Dominik Ebebenge, pod wychowawczą opieką Bodka, był na wagę złota. Działał z dużą samodzielnością, wyrobił sobie dobrą renomę. Znając prawdziwą historię budowy sukcesu sportowego i transferowego Legii ostatnich pięciu lat oraz okoliczności odejścia Dominika, uważam że jego strata będzie dla klubu dotkliwa. Nikt, kto ma pojęcie o realiach przy Łazienkowskiej, temu nie zaprzeczy. Wiedzą to znane międzynarodowe firmy, które chcą mieć go na pokładzie. A to jest chłopak dosłownie wychowany przez Legię. Widzę zawirowania z Vadisem Odija Ofoe. Oby się skończyły zwycięsko dla obu stron, ale jestem przekonany, że obecna sytuacja wynika z przyjęcia przez klub mało realnego założenia o przedłużeniu kontraktu. Teraz jest kłopot jak z tego wybrnąć, jak wytłumaczyć to opinii publicznej i jak szybko znaleźć następcę. Nie są to niestety łatwe sprawy.

Kibice mistrzostwo Polski zaczęli powoli traktować, jako coś dla Legii naturalnego.

W piłce jedno jest pewne. Wszystko co powiesz będzie rozliczone, nieważne czy jest jeden właściciel czy trzech udziałowców - wokół masz setki, tysiące ludzi, którzy też się czują "właścicielami", żyją tym, gromadzą informacje i oceniają. W tak wielkim klubie, jak Legia liczą się trofea i sukcesy na boisku. Nie ważne co i jak ładnie mówisz o strategii. Albo jesteś skuteczny, albo nie. A apetyt rośnie w miarę jedzenia. Mistrzostwo spowszedniało. Społeczność kibiców Legii chce Ligi Mistrzów. A rywale się zbroją, nawet Ci na krajowym podwórku, zwłaszcza ten największy. Legia jest teraz w stu procentach w rękach Darka. Przed nim niemałe wyzwanie, ale i odpowiedzialność. Zainwestował w to i niech działa, od nowego sezonu już tylko na własny rachunek. Jak powiedział kiedyś Zbigniew Boniek po wyborze Grzegorza Laty - ma rower, niech pedałuje.

Czy Legia obroni mistrzostwo Polski?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×