Sprawa zbiórki "Boję się ciemności" trafiła do prokuratury

Materiały prasowe
Materiały prasowe

Człowiek, który na nieistniejące dziecko rzekomo chore na raka "uzbierał" 500 tys złotych, w tym 100 tys. zł od Roberta i Anny Lewandowskich. W rodzinnym mieście spalił na panewce niejeden jego pomysł.

W tym artykule dowiesz się o:

Afera z Michałem S. wybuchła w weekend. Wówczas okazało się, że pieniądze zbierane na jednym z pomocowych portali w istocie lądują na koncie jej organizatora, a nie rzekomo chorego na nowotwór oka i tracącego wzrok Antosia. Lewandowscy oraz inni celebryci bardzo wspierali akcję "Boję się ciemności". Za ich przykładem w sprawę ratowania zdrowia dziecka zaangażowało się mnóstwo użytkowników mediów społecznościowych.

- Ludzie na moim profilu pisali
"Jankes, robota wykonana, pomagamy"! - opowiada nam Krzysztof Janowski "Jankes", znany prezenter Radia Eska. - A tu takie coś! Po takim incydencie sam jednak będę się po 300 razy zastanawiał, czy takie prośby o pomoc są prawdziwe. Szkoda tego społecznego ruchu, ludzie wpłacali choćby po kilka złotych, byle tylko pomóc - mówi.

W sumie uzbierano ponad 500 tys. zł. - Jako organizatorowi akcji jest mi bardzo przykro. Wszystkie pieniądze zostaną zwrócone - powiedział S. portalowi Wirtualnemedia.pl. Nie wytłumaczył, dlaczego tak postąpił. 

Wiadomo już, że tą sprawą zajmie się Prokuratura Okręgowa we Wrocławiu, która wszczęła postępowanie z urzędu i prowadzi czynności sprawdzające. Swojego oburzenia nie ukrywał minister sprawiedliwości, Zbigniew Ziobro, w rozmowie z PAP: - Nie wystarczy powiedzieć: "przepraszam". Jak można tak wykorzystać zaangażowanie ludzi, którzy wpłacali olbrzymie kwoty na ratowanie chłopczyka? Choroba dziecka to najgorsza rzecz, jaka może się zdarzyć. Bezsilni wobec ogromu wydatków na leczenie rodzice często zmuszeni są prosić o pomoc obcych ludzi. I chwała wszystkim, którzy odpowiadają na taki apel i poświęcają swój czas i majątek, by ulżyć w cierpieniu dziecku.

ZOBACZ WIDEO Justyna Żełobowska: Ludzie dziwili się, że "to dziecko" jest trenerem boksu

"To będzie moim głównym celem"

Organizator akcji to 23-letni mężczyzna pochodzący z Gorzowa Wielkopolskiego. Miał już na koncie kilka podobnych akcji, choć - rzeczywiście - nie na skalę ogólnopolską. I nie na taką kwotę.

27 sierpnia 2012 roku Gorzowskie Towarzystwo Piłki Siatkowej zorganizowało konferencję prasową dla dziennikarzy. Prezesi klubu (2. liga) poinformowali o planach na awans oraz przedstawili nowego szefa marketingu. Został nim 19-letni wówczas Michał S. Mówił: "Rozpoczęliśmy współpracę z firmą, która będzie zajmować się kompleksowo obsługą medialną i reklamową. […] Chcemy powołać również klub biznesu, który będzie miał na celu zrzeszenie przedsiębiorców nie tylko lokalnych, ale także tych ogólnopolskich. Dla każdego znajdziemy miejsce w klubie, niezależnie od tego, jakie ma obroty. Moim głównym celem jest pozyskanie strategicznego sponsora, który zechce wesprzeć GTPS Gorzów oraz budować swoją markę poprzez siatkówkę. Chcemy nawiązać do dawnych tradycji klubu. To będzie moim głównym celem" - relacjonował egorzow.pl.

Młody marketingowiec nawiązał współpracę z firmą wizerunkową "trzygieGRX". - W zamian za sponsoring wykonaliśmy logo klubu. Miało być tych rzeczy jeszcze więcej, ale nie zaiskrzyło. Oni sobie działali, później ten człowiek założył agencję i pisał maila, chcąc bym coś dla niego przygotował - wspomina właściciel firmy Grzegorz Górny.

W czasach pracy w siatkarskim klubie doszło do pierwszych niesnasek. S. - jako menedżer marketingu GTPS - był winny pieniądze za obsługę strony internetowej i zdjęcia z meczów jednemu z gorzowskich fotografów. Jak się dowiedzieliśmy, długu nigdy nie uregulował.

Klub upadł w 2015 roku po nieudanej walce o awans do 1. ligi.

Nie zrobił dobrego wrażenia

S. próbował też sił w indywidualnym biznesie. Założył agencję marketingową. Reklamował się następująco - "SinieckiDesign to agencja reklamowa, która zawsze dba o dobro swoich klientów" - co brzmi ponuro w kontekście ostatnich jego dokonań.

Wkrótce uderzył do klubu piłki nożnej. Zaoferował swoje usługi Stilonowi Gorzów. - Spotkaliśmy się tylko raz - wspomina ówczesny wiceprezes klubu Jacek Ziemecki. - Nie zrobił na mnie dobrego wrażenia, więc nie podjęliśmy współpracy.

Był zaangażowanym członkiem Stowarzyszenia "SOS dla Gorzowskiego Sportu". Organizował na przykład turniej tenisa stołowego, któremu miał towarzyszyć koncert gwiazd (mieli wystąpić m.in Iwona Węgrowska, Golden Life, a prowadzić Anna Popek). Dochód miał być przekazany na Fundację "Mam marzenie". Impreza nie odbyła się. Organizator tłumaczył - jak informują wirtualnemedia.pl - z powodu "obawy o pogodę zainteresowanych gorzowian". Portal cytuje S., który twierdzi, że oddał widzom pieniądze za bilety oraz sponsorom, którzy zdecydowali się wesprzeć jego inicjatywę.

W świecie showbiznesu

Dziś twierdzi, że obecnie "obraca się w świecie showbiznesu". To fakt, na liście tych, których namówił na zbiórkę na chorego chłopca, są - oprócz Lewandowskich, Jankesa i Macieja Orłosia, także Zbigniew Hołdys, Sergiusz Ryczel, Modest Amaro, czy Roman Kołtoń.

Własne oświadczenie w całej sprawie wydali też państwo Anna i Robert Lewandowscy. "W związku z informacjami, jakie pojawiły się w internecie na temat akcji charytatywnej pn. "Boję się ciemności", która odbywała się na portalu zrzutka.pl, w której wzięliśmy udział, chcielibyśmy poinformować, że podobnie jak wszyscy zaangażowani darczyńcy zostaliśmy wprowadzeni w błąd. Jednocześnie jesteśmy przekonani, że sprawa wyjaśni się z pozytywnym skutkiem dla wszystkich zaangażowanych i nikt ze wspierających inicjatywę nie zniechęci się do dalszego pomagania potrzebującym. Środki zostały zwrócone przez Organizatora akcji i zostaną przez nas ponownie przeznaczone na inny cel charytatywny. Pomaganie innym jest dla nas bardzo ważną wartością i pomimo tego zdarzenia, nie przestaniemy wspierać organizacji charytatywnych, osób potrzebujących i akcji prospołecznych" - zapewniło małżeństwo.

W akcję zaangażował się też m.in. dziennikarz Wirtualnej Polski, Maciej Orłoś. - W większości przypadków ja tego nie sprawdzam. Do tego typu akcji podchodzę z zaufaniem. Jednak poprzez tę sytuację szkoda jest fundacji, które faktycznie chcą pomóc. Mam nadzieję, że wszyscy potraktują ją jako wyjątek, incydent. Nie chciałbym, żeby zaszkodziła akcjom, w których się pomaga naprawdę potrzebującym ludziom - powiedział w rozmowie z WP Parenting.

Próbowaliśmy się skontaktować z S., lecz bezskutecznie.

Z Gorzowa Wlkp. Marcin Malinowski 

Źródło artykułu: