Lech - Sandecja: mizeria w Poznaniu, faworyt rozczarował na inaugurację

PAP / Piłkarze Sandecji walczą z zawodnikami Lecha
PAP / Piłkarze Sandecji walczą z zawodnikami Lecha

Rozczarowująca inauguracja Lotto Ekstraklasy w Poznaniu. Lech zawiódł na całej linii i w starciu z debiutującą w elicie Sandecją Nowy Sącz wywalczył zaledwie bezbramkowy remis.

Wszyscy w stolicy Wielkopolski podkreślali, że starcie z beniaminkiem na inaugurację to wielka niewiadoma. Nie można jednak powiedzieć, że podopieczni Radosława Mroczkowskiego czymkolwiek gospodarzy zaskoczyli. Zagrali defensywnie, szukając swoich szans wyłącznie w kontrach. Szybko więc zarysowała się przewaga Kolejorza, tyle że niewiele z niej wynikało, bo sytuacji strzeleckich oglądaliśmy mało.

Po stronie poznaniaków zdecydowanie najgroźniejszy był Radosław Majewski, który miał dwie stuprocentowe okazje, lecz za każdym razem instynktownie zatrzymywał go Michał Gliwa. Na uwagę zasługiwała zwłaszcza akcja z 17. minuty, bo wszystko zagrało jak w zegarku. Precyzyjnie zacentrował Maciej Gajos, a idealnym zgraniem klatką piersiową do Majewskiego popisał się Mario Situm. Zabrakło tylko skutecznego wykończenia.

Sandecja takich błyskotliwych akcji nie przeprowadzała, ale pod bramką gospodarzy też momentami robiło się gorąco. Najpierw - mając przed sobą tylko Jasmina Buricia - nieczysto i niecelnie uderzył z ostrego kąta Adrian Danek, zaś tuż przed przerwą refleks Bośniaka sprawdził Emir Dilaver, który źle interweniował na 5. metrze i wyszedł z tego strzał pod poprzeczkę.

Pierwsza połowa nie olśniła, druga niestety była jeszcze gorsza. Nowosądeczanie skupili się już tylko na obronie, ale nie mieli wielkich problemów z rozbijaniem akcji zbyt wolno atakującego Lecha. Gospodarzom brakowało przyspieszenia, a gdy już sprawnie wymienili kilka podań, to ostatnie było niedokładne. Nic im też nie dały liczne stałe fragmenty, a przynajmniej przy jednym - w 69. minucie - szansa była wyjątkowo duża. To był rzut wolny z 18 metrów, który egzekwował Mihai Radut. Pomylił się jednak bardzo wyraźnie i piłka poleciała nad bramką.

ZOBACZ WIDEO Iga Baumgart w nowej roli. Piotr Małachowski pod gradobiciem pytań

Po niezbyt udanym występie w meczu Haugesund, miejsce w podstawowym składzie Kolejorza stracił Christian Gytkjaer. Nicki Bille Nielsen, na którego postawił Nenad Bjelica, nie pokazał jednak nic, czym mógłby dać sygnał, że wreszcie się odbuduje i będzie dla poznańskiej drużyny snajperem gwarantującym przyzwoitą liczbę bramek. Niewiele wniosło też wejście w drugiej połowie Denissa Rakelsa. Jeszcze w samej końcówce szansę na zwycięskiego gola miał Gytkjaer, który wszedł na boisko jako ostatni zmiennik. Jego mocne uderzenie z ostrego kąta na raty zatrzymał bardzo pewnie grający w niedzielę bramkarz beniaminka.

Lech naciskał, robił wiatr pod bramka Gliwy, lecz konkretów w ofensywie mu zabrakło i już w inauguracyjnej kolejce stracił pierwsze punkty. Niedzielne spotkanie było też niezbyt optymistycznym sygnałem przed czwartkowym rewanżem z FK Haugesund. Tam trzeba będzie odrabiać straty po porażce 2:3 i jeśli Kolejorz zagra w tak jednostajnym tempie jak przeciwko Sandecji, to może mieć niemałe problemy z wywalczeniem awansu.

Lech Poznań - Sandecja Nowy Sącz 0:0

Składy:

Lech Poznań: Jasmin Burić - Robert Gumny, Lasse Nielsen, Emir Dilaver, Wołodymyr Kostewycz, Abdul Aziz Tetteh, Maciej Gajos, Maciej Makuszewski, Radosław Majewski (64' Mihai Radut), Mario Situm (83' Christian Gytkjaer), Nicki Bille Nielsen (69' Deniss Rakels).

Sandecja Nowy Sącz: Michał Gliwa - Lukas Kuban, Dawid Szufryn, Michal Piter-Bucko, Tomasz Brzyski, Adrian Danek (80' Jonatan Straus), Wojciech Trochim, Grzegorz Baran, Bartłomiej Dudzic (64' Filip Piszczek), Mateusz Cetnarski, Aleksandar Kolew (56' Maciej Korzym).

Żółte kartki: Emir Dilaver (Lech Poznań) oraz Aleksandar Kolev, Tomasz Brzyski (Sandecja Nowy Sącz).

Sędzia: Paweł Gil (Lublin).

Widzów: 18 667.

Źródło artykułu: