Artur Długosz: Śląsk Wrocław tylko zremisował na własnym stadionie z Górnikiem Zabrze. Jak pan oceni to spotkanie?
Janusz Gancarczyk: Zagraliśmy kolejne dobre spotkanie. Znowu zabrakło nam szczęścia, raz piłka trafiła w poprzeczkę. Do przerwy powinniśmy prowadzić przynajmniej 2:1. Dla Górnika bramka padła trochę z przypadku, bo tam była wrzutka, potem piłka wróciła. Gracz Górnika drugi raz dorzucił, ktoś od nas nie upilnował i przegrywaliśmy. Cieszymy się z tego wyrównania, wiadomo, że jak się dogoni wynik to bardziej to smakuje niż jak byśmy zremisowali prowadząc.
Nie wyszedł pan dziś w podstawowym składzie. Było to dla pana w pewnym sensie zaskoczenie?
- Od początku tej rundy trochę borykam się z kontuzjami i teraz ostatnio trochę słabsza była moja dyspozycja. Trener postanowił tak jak postanowił i trzeba było to zaakceptować. Nie obrażam się i gram swoje. Mam nadzieję, że już w następnym spotkaniu wyjdę w podstawowym składzie.
To przez jakiś uraz nie wyszedł pan w pierwszej jedenastce czy poprzez słabszą dyspozycję?
- Nie, nie. Mi się wydaje, że poprzez słabszą dyspozycję. Tak postanowił trener i po prostu trzeba to uszanować. Trzeba zacisnąć zęby i starać się na treningach grać jak najlepiej. Tak, żeby trener to docenił i wystawił mnie w pierwszym składzie.
W pierwszej połowie nie zagraliście aż tak ofensywnie. Dopiero po strzelonej bramce ruszyliście z pełnym impetem na zespół Górnika Zabrze...
- No nie wiem, ciężko mi teraz ocenić. Mieliśmy te swoje sytuacje, zabrzanie praktycznie mieli jedną okazję i ją wykorzystali. Starali się grać z kontry, długimi piłkami. Nam z takimi rosłymi zawodnikami ciężko było wygrywać wysokie piłki. Na szczęście dogoniliśmy wynik. W drugiej połowie praktycznie ta gra wyglądała jakoś lepiej. Mam nadzieję, że w następnych spotkaniach od początku będziemy grać tak jak w drugiej połowie.
Nie wydaje się panu, że drużyny z ekstraklasy już wiedzą jak grać ze Śląskiem? Głównym elementem przeciwstawienia się waszej drużynie jest skuteczne przykrycie Sebastiana Mili i uniemożliwienie mu rozdzielania piłek do pana i Marka Gancarczyka. Jest ciężej niż jeszcze w poprzedniej rundzie?
- Wiadomo, że już nas znają. Na pewno nie jest łatwiej, ale czy ciężej? Ciężko powiedzieć. Jak będziemy grali swoje, to na pewno nikt nas nie powstrzyma.
Swój pięćdziesiąty występ w barwach Śląska chciał pan zapewne uczcić bramką. Nie udało się.
- Szczerze, to nawet zapomniałem o tym. Przed ostatnim meczem mówili mi, że to był mój 49 występ, teraz wypadał więc 50. Szkoda, że się nie udało. Trzeba grać dalej. Mam nadzieję, że w setnym występie trafię do siatki.
W kolejnym ligowym pojedynku zmierzycie się w Krakowie z Cracovią. Tam także nie będzie łatwo, drużyna ze stolicy Małopolski walczy o utrzymanie.
- Teraz z każdym jest ciężko. Gra się z zespołami, które chcą walczyć o tytuł Mistrza Polski, trzeba także mierzyć się z tymi, którzy walczą o życie. Z każdym przeciwnikiem się gra ciężko. Nie ma tu reguły. Musimy zagrać swoje.
Lepiej wam się gra z przeciwnikami z dołu tabeli, czy z góry?
- To wszystko zależy od meczu. Zależy jak zespół gra. Czy preferuje defensywny styl czy gra otwartą piłkę. Drużyny, które bronią się przed spadkiem też muszą jakoś zdobyć bramki. Nie mogą się cały czas bronić. Cracovia będzie grała u siebie. Wydaje mi się, że będą preferować otwartą piłkę. My zagramy swoje i mam nadzieję, że tam w Krakowie zdobędziemy komplet punktów.
O co w tej chwili gra Śląsk Wrocław? Jesteście teraz chyba jedyną drużyną, która nie walczy już o tytuł Mistrza Polski oraz nie grozi jej spadek...
- Gramy, żeby wygrywać mecze. W każdym spotkaniu staramy się dać z siebie wszystko. To chyba widać, tak jak w potyczce z ekipą z Zabrza do ostatniej minuty walczyliśmy. Szkoda, że się nie udało zdobyć tej drugiej bramki choć było blisko. Mam nadzieję, że w kolejnej potyczce szczęście nam bardziej dopisze i zainkasujemy trzy punkty.
Czwarte kolejne ligowe spotkanie bez zwycięstwa. Czy wygrana w kolejnym spotkaniu zapoczątkuje nową serię, tym razem wygranych pojedynków?
- Miejmy nadzieję, że tak będzie. My w każdym meczu staramy się grać o trzy punkty. Na razie te cztery mecze nam nie wyszły. Graliśmy dobrze w piłkę, zabrakło trochę szczęścia. Tak mi się wydaje. Przynajmniej o cztery oczka byśmy mieli więcej.
Czego poza szczęściem brakuje? Są sytuacje, ale bramek nie ma...
- Poza szczęściem chyba tylko szczęścia (śmiech).
Jakiś wpływ na waszą postawę miała informacja, że pan Zygmunt Solorz-Żak stał się współwłaścicielem Śląska?
- Nie, my nie myślimy o tym. Nas interesuje tylko to, co jest na boisku i nic innego nas nie interesuje.