- 0:0 na wyjeździe jest pod pewnymi względami lepsze niż 1:0, bo wymusza na nas większą mobilizację. Gdybyśmy w Holandii wygrali, to pewnie pojawiłoby się rozluźnienie. Wiadomo, że wtedy do awansu wystarczyłby remis. Teraz jest inaczej, bo potrzebujemy co najmniej jednego gola. Rywal jest natomiast na tyle silny, że trudno przewidzieć, czy od samego początku będziemy mogli położyć duży nacisk na ofensywę - powiedział Nenad Bjelica.
Poznaniacy przystąpią do czwartkowego rewanżu w kapitalnych nastrojach. W niedzielę odnieśli premierowe zwycięstwo w Lotto Ekstraklasie, gromiąc u siebie Piasta Gliwice aż 5:1. - Każdy wygrany mecz zwiększa zaufanie w drużynie, dlatego zwycięstwo z Piastem ma dla nas bardzo duże znaczenie. Takie występy budują zarówno poszczególnych zawodników, jak i cały zespół - zaznaczył Chorwat.
Lech miewa jeszcze problemy ze zgraniem, ale kadra jest na tyle szeroka, że na ligę i puchary mogłyby w zasadzie wybiegać dwie różne jedenastki. Do takiego pomysłu Bjelica podchodzi jednak sceptycznie. - Nie będzie Lecha A i Lecha B. Mamy jedną drużynę i wszyscy piłkarze będą grali zarówno w ekstraklasie, jak i w pucharach - o ile awansujemy dalej. Pokazaliśmy już, że potrafimy rotować składem, a zawodnicy to akceptują. Przed rewanżem z FC Utrecht mam komfort we wszystkich formacjach - oznajmił.
Czwartkowe starcie obejrzy ponad 30 tys. osób. Czy tak liczna publiczność poniesie Lecha do ataku od 1. minuty? - Ta pomoc będzie dla nas bardzo ważna. Podobnie było zresztą w drugim spotkaniu z FK Haugesund. Panowała wtedy wspaniała atmosfera. Jestem przekonany, że teraz będzie podobnie. Musimy być jednak cierpliwi - dodał Bjelica.
Mecz Lech Poznań - FC Utrecht rozpocznie się w czwartek o godz. 20.15.
ZOBACZ WIDEO #dziejesiewsporcie: David Beckham znów z Realem Madryt