Objął jeńca i do kamery wyznał, że przez kilka lat razem grali w jednej drużynie. Allahverdi Bagirov, bo tak nazywał się dowódca azerskiego oddziału, przeprowadzał wymianę jeńców. Ormian wsadzał w autobusy i odsyłał, w zamian brał swoich rodaków. Policzono, że uratował 1003 osoby. A do tego mnóstwo ciał ofiar, by rodziny mogły im zapewnić godny pochówek.
Wojna o państwo, którego nie ma
To wszystko działo się po Masakrze w Chodżały, w nocy z 25 na 26 lutego 1992. Ormianie wsparci rosyjskim pułkiem wojska dokonali wówczas zbrodni na ludności azerskiej. Mieszkańcy, widząc że siły wroga zbliżają się do miasta, zaczęli je opuszczać. Wpadli w pułapkę. Na rogatkach dopadł ich ogień nieprzyjaciela.
Kto przeżył i dał się złapać, był rozstrzeliwany z bliskiej odległości. Skala okrucieństwa była niewyobrażalna. Zginęło 613 osób, w tym 83 dzieci. 1275 osób wzięto do niewoli. Nielicznym udało się uciec w góry.
Allahverdi Bagirov w latach 70. i 80. był piłkarzem, a następnie trenerem piłkarskiej drużyny z Agdam. A potem żołnierzem azerskiej armii. Między innymi za działania w Chodżały nadano mu w 1993 roku tytuł Bohatera Narodowego Azerbejdżanu.
ZOBACZ WIDEO AS Roma schowana, ale skuteczna - zobacz skrót meczu [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]
Zginął 12 czerwca 1992 roku nieopodal Agdam. Najechał autem na minę, można go było zidentyfikować tylko po dokumentach.
Gdy o śmierci dowiedział się ormiański żołnierz, ten sam który był jego kolegą z boiska, to zadzwonił przez radio do azerskich żołnierzy, przeklął ich i wykrzyczał: Jak mogliście nie uratować takiego człowieka?
Na terenach Górskiego Karabachu, obszarze o wielkości 4,5 tys km2 przez lata mieszkali przede wszystkim chrześcijańscy Ormianie (trzy czwarte całej populacji) i Azerowie (ponad jedna piąta ogółu mieszkańców). Przez lata te ziemie były pod różnym panowaniem, na początku lat 20. ubiegłego wieku ZSRR włączył Górski Karabach do Azerbejdżanu.
Gdy ZSRR upadał, Ormianie zwietrzyli szansę uwolnienie się od Azerów. W 1988 wybuchła wojna, której jednym z najbardziej dramatycznych momentów była wspomniana masakra. Wojnę wygrali Ormianie. Odzyskali Górski Karabach, ale też uzyskali panowanie nad siedmioma regionami do niego przyległymi.
Górski Karabach nie jest dziś jednak częścią Armenii, tylko de facto niezależnym państwem. Oficjalnie nieuznawanym jednak przez resztę świata.
Agdam. Miasto duchów
Azerskie miasto Agdam na początku lat 90. liczyło około 40 tysięcy mieszkańców. W lipcu 1993 roku ostrzałem artyleryjskim zostało zrównane z ziemią. Ludność, która przeżyła, została wypędzona. Zaczęto mówić o tym mieście jako o "azerskiej Hiroszimie". Teraz kraj nie ma nad nim żadnej kontroli, choć teoretycznie znajduje się na jego terytorium.
"Miasto w totalnej ruinie. Chcieliśmy dojechać do centrum, aby móc zobaczyć zniszczony meczet. Nie jest on jak pozostałe budynki zrównany z ziemią, a pozostawiono go i wewnątrz urządzono stajnie, by jeszcze bardziej pogrążyć muzułmanów. Cały ogrom zniszczenia przeraża, wygląda to tak jakby to było wczoraj. Tu po prostu czas się zatrzymał. nikt tego nie odbudowuje, nikt tu nie mieszka. Po prostu miasto przestało istnieć. Po chwili dotarliśmy pod meczet. Postanowiliśmy wyjść i zobaczyć jak to wygląda wszystko w środku. Trzeba uważnie stąpać, bo czasami można natknąć się na miny." – pisała w październiku ubiegłego roku na swojej stronie internetowej ulekwpodrozy.pl podróżniczka Ula Wałachowska.
23 lipca każdego roku, klub obchodzi rocznicę upadku "miasta duchów", jak nazywają Agdam miejscowi. Tym razem w uroczystościach udział wziął polski obrońca Jakub Rzeźniczak, który tego lata dołączył do Karabachu z Legii Warszawa [podpisał 2-letnią umowę].
Piłka na wygnaniu
Klub piłkarski w Agdam powstał w 1950 roku. W 1993 roku, gdy wybuchła wojna, dysponował najlepszą drużyną w miejscowej lidze. W piłkę grano tu jeszcze, gdy nad głowami latały pociski.
Aslan Kerimov, były kapitan Karabachu Agdam wspominał: - Zdarzyło się kilka razy, że mecze odbywały się gdy Ormianie bombardowali miasto.
Po raz ostatni na miejscowy stadion Imaret piłkarze wybiegli 12 maja 1993 roku. Potem obiekt został zbombardowany.
A klub musiał się wynieść. Trafił do wsi Guzanli, 130 km od Agdamu. Tam był najbliżej domu. Mecze rozgrywał jednak (i rozgrywa do dziś) w stolicy Baku. To klub uchodźców, który ciągle na swoje mecze wysyła autobusy po rozsianych po kraju kibiców. A na trybunach do dziś można zobaczyć podobizny Allahverdiego Bagirova.
Bośniacki bramkarz Ibo Sehić opowiadał w jednym z artykułów: - Jesteśmy świadomi historii. I wyczuleni na to kiedy i gdzie możemy o niej rozmawiać, a kiedy najlepiej się zamknąć. Gramy dla nich, uchodźców z Agdamu, dla całej społeczności.
Wiadomo było, że wojna i wypędzenie musiały też zahamować sportowy rozwój. Druga połowa lat 90. była najgorszym okresem w historii Karabachu Agdam, ale z drugiej strony drużyna i tak nigdy nie spadła z tamtejszej ekstraklasy. W 2001 roku jej sponsorem został największy w kraju producent żywności, konsorcjum Azersun.
Przyszły pieniądze, przyszli lepsi, zagraniczni piłkarze i w końcu realne sukcesy. Już w następnym sezonie Karabach Agdam był w lidze trzeci. Cztery ostatnie lata to już dominacja w Azerbejdżanie, zespół co roku rozstawał mistrzem. Trzy ostatnie lata spędził też w fazie grupowej Ligi Europy.
Od 2008 roku trenerem jest były reprezentant Azerbejdżanu Gurban Gurbanow. W zeszłym sezonie najlepszym strzelcem zespołu był napastnik z RPA Dino Ndlovu (10 goli). On również strzelił gola w środę w Kopenhadze dającego Azerom awans do Ligi Mistrzów. Karabach Agdam przegrał co prawda z FK Kopenhaga 1:2, ale w pierwszym meczu u siebie zwyciężył 1:0.
W drodze do Ligi Mistrzów mistrz Azerbejdżanu wyeliminował jeszcze gruziński SK Samtreda i mistrza Mołdawii Sheriff Tiraspol.
Rzeźniczak tworzy historię
Oprócz Jakuba Rzeźniczaka, który dopiero rozpoczyna swoją przygodę z Karabachem, w drużynie są również doskonale znani z gry w polskiej lidze Dani Quintana (wcześniej gwiazda Jagiellonii Białystok) i ekswiślak Wilde Donald Guerrier.
Sam Rzeźniczak, gdy jechał do Azerbejdżanu słyszał pewnie, że wybrał się już tylko na sportową emeryturę, aby nieźle zarobić. Teraz to on zagra w Lidze Mistrzów, a Legia nie. I może się zaśmiać. W grupie zagra z Chelsea Londyn, Atletico Madryt i AS Roma.
Po awansie napisał na Twitterze: "Tworzymy historię". Niby banalne, ale akurat w przypadku Karabachu to zdanie nabiera zupełnie nowego znaczenia. Karty historii Karabachu zapisane są krwią. Teraz jednak czas na nowy rozdział, spisany już atramentem. I wcale nie tym znikającym. Liga Mistrzów jest nowym etapem. Czasem radości.