Christian Gytkjaer: Jestem maszyną

- Niektóre zdjęcia wyglądają na zwariowane, ale jestem normalnym gościem. Nie mam powodów do wstydu - mówi duński napastnik Lecha Poznań Christian Gytkjaer.

Piłka Nożna
Piłka Nożna
Christian Gytkjaer WP SportoweFakty / Jakub Piasecki / Na zdjęciu: Christian Gytkjaer

Hubert Maćkowiak, "Piłka Nożna": Dlaczego wybrałeś Lecha Poznań?

Christian Gytkjaer: Po rozwiązaniu kontraktu z TSV 1860 Monachium byłem wolnym graczem, miałem więc kilka opcji. Musiałem podjąć decyzję, ale nie było to trudne. Widziałem od początku, że Lech jest zainteresowany bardziej, niż inne kluby i nie odpuszcza. Cieszę się, że jestem w tym miejscu. Przebywam w Poznaniu już półtora miesiąca i wiem, że wielu piłkarzy może jedynie pomarzyć, by tu grać. Chciał mnie trener Nenad Bjelica i wspólnie z wiceprezesem pracowali nad transferem kilka tygodni. Dla mnie to wiele znaczy. Pieniądze, kontrakt to osobne kwestie, ale klub musi mnie chcieć. To ważniejsze niż kasa. Podoba mi się miasto, klub – byłem tutaj tydzień przed podpisaniem umowy. Wcześniej grałem w Niemczech, zobaczyłem niedaleko Polski wiele nieciekawych miejsc i nie do końca wiedziałem czego się spodziewać. Poza tym wcześniej nie byłem w waszym kraju. Okazało się, że w Poznaniu wszystko jest w porządku, byłem pozytywnie zaskoczony.

Wygrałeś ligę duńską i norweską, zostałeś królem strzelców. Wszyscy w Poznaniu mówią: ten facet to gwarancja goli. Nie dziwię się, też chcę zdobyć mnóstwo bramek. Taka rola napastnika – strzelisz sporo goli w jednym miejscu i oczekują, że w nowym zrobisz to samo. Mam wobec siebie wysokie oczekiwania. Przez ostatnie cztery lata moje statystyki wyglądały bardzo dobrze. Oczywiście należy pamiętać, że potrzebuję czasu na adaptację.

ZOBACZ WIDEO Real Madryt znowu stracił punkty. Zobacz skrót meczu z Real - Levante [ZDJĘCIA ELEVEN]

Naprawdę myślisz, że dobry piłkarz potrzebuje kilka tygodni albo miesięcy na adaptację i przygotowanie do gry w nowym klubie?

Zgoda – na pewno nie potrzeba na to pół roku, ale musiałem poznać kolegów z drużyny. Wszystko jest nowe. Ile zajmie czasu wprowadzenie do drużyny, nikt nie wie. Czasami to dwa tygodnie, czasami trzy miesiące. To indywidualna sprawa i zależy od wielu spraw.

W takim razie z pewnością czujesz się komfortowo, bo już w trzeciej kolejce ekstraklasy zdobyłeś pierwsze bramki dla Lecha?

Pewnie, bardzo się cieszę! Zeszła presja związana z czekaniem na pierwszego gola, ale wiem, że teraz oczekiwania są takie same. Jedno się nie zmienia, muszę trafiać zawsze, czuć głód goli.

Który moment przygody z piłką to granie już na poważnie? Kiedy nabrałeś rozpędu? W Norwegii, w Niemczech?

Nie, już w Danii. Kiedy miałem 15 lat, podpisałem pierwszy kontrakt. Nigdy tak naprawdę nie miałem normalnej pracy. Tylko kiedyś, jako dziecko, roznosiłem gazety. Oprócz tego, zawsze byłem związany z futbolem.

Jak wspominasz spotkanie z Nickim Bille Nielsenem w Nordsjaelland?

Nicki to dobry chłopak. Wystarczy, choć wiem, że chciałbyś usłyszeć jakąś zabawną historię o nim, bo kiedyś rzeczywiście nie schodził z nagłówków gazet...

Czy Lech mógł wybrać dwóch bardziej zwariowanych napastników?

Wszyscy tak myślą, a przecież skupiamy się maksymalnie na pracy! Nicki, podobnie jak reszta drużyny, wykonuje dobrą robotę. Czasami zjemy razem lunch i tyle.

TSV 1860 Monachium jeszcze zimą zapłaciło za ciebie 2,5 miliona euro. Myślisz, że kiedyś jako piłkarz będziesz wart jeszcze więcej?

Pieniędzy w piłce jest więcej i więcej… Możliwe, że w przyszłości Lech jako klub porządnie na mnie zarobi. Wszystko zależy od tego, jak będę radził sobie na boisku. Wtedy mogą pojawić się dodatkowe możliwości. Kompletnie nie mam pojęcia, jak długo zostanę w Lechu. Nie robię żadnych planów. Podpisałem umowę na dwa lata z opcją przedłużenia o rok, ale przecież mogę zostać dłużej. To nie stanowiłoby żadnego problemu.

Porozmawiajmy o Niemczech, gdzie kontynuowałeś karierę. Czujesz się winny, że TSV 1860 Monachium spadło z 2. Bundesligi?

Winny? To złe słowo, nie tylko ja za to odpowiadałem. Wiele czynników się złożyło i pewnie siedzielibyśmy dwie godziny, zanim bym wszystko wyjaśnił. Panował tam chaos, a już kiedy przyszedłem, sytuacja w tabeli nie była wesoła. Nie było ducha zespołu, a przecież to wielki klub z mnóstwem kibiców. W ostatnim meczu dopingowało nas ponad 60 tysięcy fanów. Spadek to wielka porażka.

Na co dzień czułeś, że TSV to jedynie drugi klub w Monachium?

Bayern jest wielką drużyną, to oczywiste, ale wielu fanów na ich meczach pochodzi z zewnątrz – turyści, czasami osoby z innych regionów. W samym mieście spotykałem wielu kibiców Lwów. Kiedy weźmiesz pod uwagę tylko miasto, więcej jest w nim ludzi wspierających TSV. Teraz wiem, że właśnie w Lechu grał Robert Lewandowski.

Czym zachwycisz poznańską publiczność?

Od razu chciałbym wszystkich uprzedzić, nie uważajcie mnie za zawodnika z wielką fantazją. Nie jestem jak Ronaldinho, który potrafi ograć pięciu zawodników. Po prostu uwielbiam być w polu karnym i strzelać gole. Jestem skoncentrowany tylko na tym.

Do tej pory nie miałeś żadnej kontuzji. Jak to możliwe?

Mam silne ciało, jestem maszyną (śmiech). Fakt, że nie mam problemów zdrowotnych wynika też z tego, że dbam o siebie. Ciężka praca i dyscyplina mi pomagają.

Jako nowy gracz możesz liczyć na największe zarobki w drużynie – co o tym myślisz?

No tak, słyszałem o tym... Wielu dziennikarzy już napisało, ile zarabiam w Lechu, ale nie wiem, czy to najwyższe zarobki w zespole. Jestem szczęśliwy z powodu mojego kontraktu. Gdyby był za wysoki, po prostu Lech powiedziałby: nie.

Byłeś w 2. Bundeslidze, grasz w czołowym polskim klubie. Organizację pracy obu zespołów i klubów można porównać?

To dwa różne miejsca. Porównanie nie jest łatwe, ale w Poznaniu mamy wszystko, co jest potrzebne do piłkarskiego rozwoju. Lech jest lepiej zorganizowany, niż niektóre kluby, w których byłem wcześniej. W zasadzie wszystko jest pod kontrolą.

Kontynuowanie kariery w Polsce oznacza dla ciebie krok naprzód? Jak postrzegać twój transfer?

Nie rozpatruję go na zasadzie: krok naprzód, czy krok w tył. Nie o to w tym wszystkim chodzi. Żyję i pracuję. Jestem w Poznaniu szczęśliwy. Nie wybiegam za daleko w przyszłość. Po odejściu z Monachium otrzymałem dobrą ofertę, bo Lech od dawna jest ważnym w Polsce klubem. Teraz po prostu pracuję w nowym miejscu.

W sierpniu Kolejorz przegrał rywalizację z holenderskim Utrechtem w eliminacjach Ligi Europy. Następnie odpadliście z Pucharu Polski po słabym meczu z Pogonią Szczecin. To wszystko wygląda jak tragedia.

Wielkie rozczarowanie – tak mogę w skrócie opisać reakcję wszystkich piłkarzy w drużynie. Chcemy grać w Europie. Tak będzie zawsze. Dla mnie to dość trudne początki. Przychodzę do nowego klubu i zaliczamy dwie ciężkie porażki. To nie pierwszy moment, kiedy jestem niezadowolony podczas kariery. Nie udało się, ale powrócimy silniejsi w przyszłym roku.

Doskonale pamiętam, co powiedziałeś po meczu z Utrechtem: jedno oko płacze, ale drugie się cieszy. Odpadliście, ale akurat w spotkaniu z rywalem z Holandii zdobyłeś dwa gole.

Jasne, dla napastnika liczą się gole, robotę wykonałem co najmniej dobrze. Po ostatnim gwizdku przyszło jednak wielkie rozczarowanie. Zagraliśmy przeciwko Utrechtowi dwa bardzo dobre mecze. Odpadnięcie z Ligi Europy bardzo bolało.

Dokąd Lech zmierza po odpadnięciu z rozgrywek pucharowych?

Skupiamy się na lidze, w każdym meczu będziemy maksymalnie zmobilizowani, ale też… wypoczęci. Chcemy teraz zdobyć tytuł mistrzowski, to jedyne, co nam pozostało. Nie będziemy już grać non stop, choć akurat mi tamten rytm bardzo odpowiadał. Mecze sprawiają więcej radości, niż tylko treningi i występ na koniec tygodnia. Niemniej nie ma takiej obawy o kontuzje, zmęczenie, czy inne czynniki, które mogłyby gracza wyeliminować z gry. Może to przyniesie tytuł.

Kolejka do wykonywania rzutów karnych w Lechu jest długa?

Jedenastki zawsze powinien strzelać napastnik, ponieważ czuje potrzebę zdobywania kolejnych bramek. To normalne. Kiedy Nicki Bille albo ja, jesteśmy na boisku, zapewne będę strzelał. Nie pamiętam, bym kiedykolwiek nie trafił do siatki z jedenastu metrów.

W składzie z Darko Jevticiem będzie łatwiej o sukcesy w polskiej lidze?

Świetny gracz, ze znakomitą techniką. Straciliśmy go w ważnym momencie sezonu.

Przychodząc do Lecha, z pewnością słyszałeś o tym, jak wielkim wydarzeniem są mecze z Legią Warszawa. Jesteś już gotowy?

O wszystkim opowiedział mi już Nicki Bille...

Pamiętasz, jak powiedział: każdego dnia wstaję rano i myślę o tym, jak bardzo nienawidzę Legii Warszawa.

Takie deklaracje podgrzewają nastroje u kibiców. Rozumiem to, podobnie jak wagę meczu z Legią. Na takie spotkania czekam. To będzie niezła zabawa! To również test, który wskaże, w którym miejscu jest nasza drużyna.

Jak to się stało, że zawodowy piłkarz uwielbia wędkarstwo i połów ryb?

Byłem cztery lata w Norwegii, stąd takie hobby. W tym kraju są wielkie możliwości, bo nie brakuje miejsc, gdzie można wybrać się na ryby. Lubię czasami zrobić coś w kompletnym oderwaniu od piłki. To mnie relaksuje. Czasami opublikuję coś zabawnego na profilu Instagram. Niektóre zdjęcia wyglądają na zwariowane, ale jestem normalnym gościem. Zdarza się tak, że spędzę popołudnie na kanapie w domu, obejrzę film, czy odcinek serialu "Gra o tron".

A co z szalonymi zdjęciami na Instagramie, o których wspomniałeś?

To tylko mała część życia. Kiedy wrzucę jakąś fotografię dla zabawy, najlepiej gdyby tak to ludzie odbierali. Nie mam powodów do wstydu. Nie traktuję wszystkiego śmiertelnie poważnie.

Zauważyłem zdjęcie, na którym trzymasz kartkę z napisem: Kim jestem, aby oceniać innych? Co miałeś na myśli?

Wziąłem udział w jednej z kampanii w Norwegii przeciwko homofobii. Nie mam żadnego problemu z osobami z orientacją homoseksualną.

Czy Christian Gytkjaer podbije polską ligę?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×