Christian Gytkjaer: Naga broń z Danii

PAP / DPA / Uwe Anspach
PAP / DPA / Uwe Anspach

O Christianie Gytkjaerze już jest głośno z powodu zdjęć w mediach społecznościowych. Teraz musi udowodnić, że jest nie tylko kontrowersyjnym modelem, ale też znakomitym snajperem.

Kiedy Vitor Pareira, trener TSV 1860 Monachium, wyraził się w mediach krytycznie o Christianie Gytkjaerze, wiadomo było, że Duńczyk powinien szukać sobie nowego klubu. Kupiony za ponad 2 miliony euro zawodnik miał być objawieniem 2. Bundesligi, ale zawiodła jego skuteczność.

- To zawodnik, który potrzebuje zaufania szkoleniowca i regularnej gry, Jeśli te warunki zostaną spełnione, na pewno nie będzie rozczarowania - mówi nam Jostein Grindhaug, były trener zawodnika w klubie FK Haugesund.

Christian od początku zwrócił na siebie uwagę kibiców zdjęciami w mediach społecznościowych: Facebooku" i Instagramie. Dość niecenzuralnymi, czy to z maską z penisem czy też nago. Zwłaszcza po tym, jak zdobył mistrzostwo Norwegii, puściły mu wszystkie hamulce. Ale poza wszystkim nowy nabytek Lecha to też całkiem dobry napastnik, który powinien błyszczeć w polskiej ekstraklasie.

- U nas w mieście nikt nie oburzał się tymi zdjęciami. To jest właśnie Christian, do wszystkiego podchodzi na luzie, dobrze się bawi - mówi nam Casper Boe Jensen, kolega Christiana z klubu w Jyllinge.

ZOBACZ WIDEO Getafe wraca do Primera Division. Zobacz skrót meczu z CD Tenerife (WIDEO)[ZDJĘCIA ELEVEN]

To mała 10-tysięczna miejscowość pod Roskilde, miejscem pielgrzymek fanów rocka z całego świata. W Jyllinge z kolei jest spokój i cisza. To dość bogate miasteczko, jedno z tych, w których każdy zna każdego.

- Dokładnie tak jest, przynajmniej z Christianem. Tym bardziej, że on ma niesamowitą łatwość nawiązywania kontaktów. Ma pełno kumpli - mówi Casper Boe Jensen.

W Danii Gytkjaer jest postacią raczej drugoplanową, nigdy nie zrobił tu wielkiej kariery. Małe Jyllinge to raczej peryferia futbolu, co nie znaczy, że tu się nie gra. Czterech zawodników miejscowego klubu grało w profesjonalnych klubach.

Christian nie pochodzi z piłkarskiej rodziny, a jednak od dziecka kochał futbol, podobnie jak młodszy brat Frederik. Troszeczkę wbrew ojcu, który nie rozumiał tej pasji. Przynajmniej na początku, bo dziś jest pierwszym kibicem synów. Dlatego wspierała ich raczej matka, nauczycielka wychowania fizycznego.

Gdy chłopcy byli mali, zapisali się do miejscowego klubu Jyllinge FC.

- Christian był zdecydowanie najlepszy. Zresztą można spokojnie powiedzieć, że jest najlepszym zawodnikiem w historii klubu. Grał w drużynie młodszej o rok od mojej, ale chodziliśmy na mecze i od razu było widać kto rządzi. Było ich dwóch. Christian i Kim, który nie zrobił kariery. Taktyka w sumie była dość prosta: wystarczyło oddać piłkę któremuś z nich i czekać, co się stanie. Rok w rok drużyna pięła się w hierarchii młodzieżowej - mówi Casper, wcześniej działający w klubie z Jyllinge, dziś pracownik duńskiej federacji.

Gytkjaer długo zabawił w swoim klubie. Z jednej strony miejscowi się cieszyli, bo strzelał, z drugiej dziwili, bo uważali, że powinien pójść wyżej. W końcu jako 15-latek przeszedł do Roskilde, gdzie zrobił furorę i po roku przeniósł się do Lyngby. A to już poważy futbol.

Tu też rozwijał się doskonale i został nawet najlepszym strzelcem drużyny młodzieżowej (9 goli w 9 meczach) oraz w towarzyskim turnieju młodzieżówek trafił dla Danii dwukrotnie w meczu z Anglią. Dzięki temu razem z młodszym bratem Frederikiem pojechali na testy do Liverpoolu, jednak to był tylko epizod, bez ciągu dalszego.

W pierwszym zespole przebijał się powoli, nie strzelał już na zawołanie. Jak wielu przed nim przekonał się, jak trudny jest przeskok do poważnego futbolu. Przez dwa sezony strzelił 10 goli i odszedł do Nordsjaelland.

Skończyło się rozczarowaniem i wypożyczeniem do grającego na zapleczu Ekstraklasy AB. Gdy jego Nordsjaelland w 2012 roku wywalczył tytuł mistrza kraju, Gytkjaer nie wrócił. Choć rywale w Lidze Mistrzów byli atrakcyjni - Juventus, Chelsea i Szachtar Donieck, nie zdecydował się zostać. Zresztą i tak miał marne szanse, nawet na ławkę rezerwowych. Jak napisała duńska gazeta "Tippbladet", znalazł się "we właściwym miejscu, w niewłaściwym czasie". Zwiedzanie wielkich stadionów zamienił na grę na 3-tysięcznym stadioniku w mieście Sandnes. Wyjazd do tamtejszego Ulf był w jakimś sensie aktem desperacji.

- To było ryzyko, grałem z nożem na gardle. Gdyby nie wyszło mi w Norwegii, nie wiem co by było ze mną dalej - mówił w rozmowie z "Tippbladet".

Nóż nie wykonał cięcia. Gytkjaer odpalił. Strzelił 8 goli w 12 meczach. Najważniejsze, że strzelał wtedy, gdy drużyna tego potrzebowała. I zapewnił jej utrzymanie. Był to sezon, w którym królem strzelców ligi został Zdenek Ondrasek, dziś zawodnik Wisły Kraków. Gytkjaer szybko zmienił klub na Haugesund.

- Christian kapitalnie znajduje się w sytuacji w polu karnym. To lis pola karnego, "Fox in the box". W Norwegii znalazł dobry klimat i to wykorzystał. Myślę, że z każdym sezonem szedł do przodu - mówi Jostein Grindhaug, trener klubu.

Szybko okazało się, że piłka norweska leży mu idealnie. W pierwszym sezonie w Haugesund był 4. strzelcem ligi, rok później już drugim (8. miejsce zajął wówczas Daniel Chima Chukwu, dziś zawodnik Legii). Trzeci sezon poszedł słabiej, ale miał sporo szczęścia, bo Rosenborg Trondheim sprzedał najlepszego strzelca ligi norweskiej Alexandra Soderlunda.

Stig Inge Bjoernebye, dyrektor sportowy klubu z Trondheim, powiedział wtedy: "Patrząc na umiejętności Christiana, jestem przekonany, że zostanie królem strzelców". Miał rację.

Grindhaug mówi: - Christian to zawodnik, który żyje z podań kolegów, świetnie odnajduje się w polu karnym, jest bardzo inteligentnym graczem. Ale musi mieć szansę.

Casper Boe Jensen: - Dla nas, chłopaków z Jyllinge, to nie była żadna sensacja. Raczej jakieś spełnienie. Rozczarowaniem było to, że nie grał wcześniej w Nordsjalleand. Wszyscy u nas wiedzieli, że Christian potrafi strzelać, musi tylko dostać szansę.

Dostał, i to podwójną.

Klaus Egelund z gazety "Extrabladet": - Dobrze się dla niego złożyło, że selekcjonerem naszej reprezentacji jest Norweg. Age Hareide jest znakomicie zorientowany w lidze swojego kraju, dlatego dał mu szansę debiutu w kadrze narodowej". Teraz z Lecha na pewno będzie miał więcej szans niż grając w TSV.

Komentarze (0)